Po tragicznej śmierci policyjnych psów w ukropie na Golędzinowie, firma Veolia rozważa sfinansowanie zakupu nowych zwierząt dla komendy stołecznej.
- Porównywały zapachy, często przyczyniały się do potwierdzenia, że dany sprawca był w miejscu zdarzenia. Nasza polska osmologia słynęła z tego, że była jedną z lepszych na świecie. To wielka strata - mówi o zmarłych zwierzętach aspirant sztabowy Waldemar Tyszkiewicz, przewodnik psa z Komendy Stołecznej Policji.
"Będziemy prowadzili rozmowy"
Chodzi o śmierć sześciu psów policyjnych, które w piątkowy wieczór zginęły w wyniku awarii ciepłowniczej przy Jagiellońskiej. Policjanci pożegnali swoich towarzyszy wpisem na stronie internetowej KSP. "W piątek wieczorem odeszli nasi towarzysze służby: Magnet, Jogin, Edamis, Lasso, Jerk i Long. Brakuje słów, by opisać rozmiar tej tragedii. Żegnajcie nasi niebiescy bracia" – napisali.
Do tragedii odnieśli się również przedstawiciele Veolii, czyli firmy, która odpowiada za instalację ciepłowniczą. - Wyraziliśmy gotowość wsparcia i zadośćuczynienia - podkreśla Aleksanda Żurada, rzeczniczka spółki. - Jednym z pomysłów jest zakup nowych psów, szczeniaków czy sfinansowanie szkoleń dla nich. Pozostajemy w stałym kontakcie z policją. Chcemy się dowiedzieć, jakie są realne potrzebny funkcjonariuszy - zaznacza.
- Przedstawiciele spółki skontaktowali się z nami w tej sprawie. Będziemy prowadzili rozmowy - potwierdza Sylwester Marczak, rzecznik KSP.
Rzeczniczka Veolii mówi też o przyczynach awarii. - Pod ziemią przebiegają dwie rury, które są otoczone z boku i od góry betonowymi płytami. Pomiędzy tymi płytami była nieszczelność. Przez nią na rurę kapała woda. Doszło do punktowej korozji. W efekcie rura pękła - wyjaśnia Żurada.
"Nie były w żadnej piwnicy"
Z kolei rzecznik Komendy Głównej Policji inspektor Mariusz Ciarka napisał na profilu facebookowym Polskiej Policji, że psy były nie tylko dla przewodników, ale i policji, "oczkiem w głowie". "Miały bardzo dobre warunki i były niesamowicie zadbane. Nie były w żadnej piwnicy. Duże, specjalne, ocieplane, o standardach światowych kojce dla psów ustawione były standardowo na powietrzu. Cały czas opiekowali się nimi przewodnicy" - napisał Ciarka.
"Awarii miejskiej linii ciepłowniczej położonej w pobliżu obiektu policyjnego nie da się przewidzieć - to zdarzenie losowe. Cała tragedia trwała krótko i nie było szans na udzielenie pomocy. Każdy, kto nawet próbowałby szybko udzielić pomocy, mógłby sam zginąć. Ciśnienie, para wodna i wrząca woda nie dały szans, to były sekundy. Będziemy wszystko dokładnie wyjaśniać, ale na chwilę obecną nie widzimy żadnych uchybień z naszej strony" - podkreślił rzecznik KGP.
Trwa wewnętrzne postępowanie. Chodzi m.in. o sprawdzenie, czy wszystkie policyjne procedury zostały zachowane.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 / KSP