Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski ocenił działania policji w trakcie piątkowego protestu aktywistów LGBT. "Władza cynicznie dąży do zaognienia sytuacji w Polsce i próbuje nas dzielić i napuszczać na siebie" - napisał na Facebooku.
Warszawski sąd zdecydował o zastosowaniu dwumiesięcznego aresztu wobec aktywistki Margot z kolektywu Stop Bzdurom, która jest podejrzana o uszkodzenie antyaborcyjnej furgonetki. W związku z decyzją sądu w piątek przed siedzibą Kampanii Przeciw Homofobii zebrało się kilkudziesięciu młodych ludzi przeciwnych aresztowaniu aktywistki. Potem protest przeniósł się na Krakowskie Przedmieście w pobliże pomnika Chrystusa, gdzie doszło do przepychanek z funkcjonariuszami policji. Jak podał rzecznik KSP, zatrzymanych zostało blisko 50 osób.
"Metody znane z poprzedniej epoki"
Do sprawy jeszcze w piątek wieczorem odniósł się na Facebooku prezydent stolicy Rafał Trzaskowski, który określił działania aresztowanej aktywistki jako "wyraz bezsilności i krzyk niezgody na akt nienawiści". Ocenił też zachowanie władzy: "Dziwi mnie fakt, że w takiej sprawie zastosowano areszt. Nie wierzę w przypadkowość ostatnich działań władzy i organów ścigania. Władza cynicznie dąży do zaognienia sytuacji w Polsce i próbuje nas dzielić i napuszczać na siebie".
"To, co dzieje się dziś na ulicach mojego miasta przypomina metody znane z poprzedniej epoki. Nie umiem zaakceptować tego, że twardy sprzeciw wobec mowy nienawiści i obrażania ludzi spotyka się z taką reakcją władzy" - pisał Trzaskowski.
Zaznaczył też, że "prawa trzeba przestrzegać, ale prawo zawsze musi bronić słabszych".
Zarzuty dla Margot
W połowie lipca, zgodnie z decyzją sądu, wobec Margot zastosowano policyjny dozór i poręczenie w kwocie siedmiu tysięcy złotych. Wcześniej aktywistka została zatrzymana przez policję. Zarzucono jej, że 27 czerwca "wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami uszkodziła samochód marki renault master, poprzez przecięcie opon, pocięcie plandeki, urwanie lusterka, oderwanie tablicy rejestracyjnej, uszkodzenie kamery cofania oraz pobrudzenie pojazdu farbą". Jak poinformowała wtedy prokuratura, łączna wartość strat wyniosła ponad sześć tysięcy złotych na szkodę Fundacji "Pro-Prawo do Życia".
Aktywistce zarzucono również, że w trakcie zajścia przewróciła Łukasza K. na chodnik, czym spowodowała u niego obrażenia w okolicy pleców i lewego nadgarstka. "Zarzut obejmuje także stosowanie przemocy polegającej na szarpaniu i popychaniu Łukasza K. w celu zmuszenia pokrzywdzonego do zaprzestania nagrywania przebiegu zdarzenia" - informowała prokuratura.
Na wspomnianej furgonetce znajdowały się treści antyaborcyjne i - jak przekonywał kolektyw Stop Bzdurom - homofobiczne.
Źródło: tvnwarszawa.pl