Ktoś podpalił niemiecką flagę podczas marszu narodowców. W trakcie incydentu ogień zajął rękaw kurtki dziecka stojącego pośród gapiów. Policja analizuje tę sytuację, jednak już na wstępie zapowiada, że incydent będzie rozpatrywany w kontekście wykroczenia. - Kodeks karny wchodziłby w grę, gdyby spalono flagę wywieszoną przez instytucję, na przykład przed ambasadą - twierdzi wiceszef MSWiA Błażej Poboży.
Na jednym z nagrań z marszu narodowców widać moment popalenia flagi Republiki Federalnej Niemiec. "Za to, że sześć milionów nas kurna wymordowali, tę chamską flagę trzeba spalić. Podpalaj ją, tę ku***" - mówi trzymający ją mężczyzna. Dalej padają kolejne przekleństwa i takie określenia jak "szwabska, faszystowska szmata".
Wokół mężczyzny stoi kilkanaście przyglądających się zajściu osób. Wiele z nich trzyma telefony i - prawdodopobnie - nagrywa lub fotografuje incydent. Gdy flaga staje w ogniu, zaczynają z niej odpadać płonące strzępy. Mężczyzna dalej polewa ją łatwopalną substancją. W pewnym momencie płomienie zajmują rękaw kurtki dziewczynki stojącej pośród gapiów. Nikt na to nie reaguje. Dziecko własną dłonią usiłuje ugasić ogień.
Z relacji zamieszczanych w mediach społecznościowych wynika, że w czasie manifestacji podpalono również zdjęcie przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska.
Policjanci analizują incydent ze spaloną flagą
Do sytuacji z niemiecką flagą odniósł się podczas wieczornej konferencji prasowej nadkomisarz Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji. Mówił, że w trakcie marszu "nie brakowało incydentów" oraz że pojawiają się nagrania i materiały, które będą przez policję analizowane. - Wiemy już o pierwszych sygnałach związanych z flagą jednego z krajów europejskich - przyznał.
Jak tłumaczył, wspomniane zdarzenie nie wypełnia jednak znamion czynu z artykułu 137 paragraf 2 Kodeksu karnego, mówiącego o znieważeniu flagi państwa obcego, wystawionej przez przedstawicielstwo tego państwa lub na zarządzenie polskiego organu władzy. Jak wyjaśnił, aby doszło do naruszenia przepisu, flaga musi być wyeksponowana przez dany podmiot.
- Jednakże nieostrożność w obchodzeniu się z ogniem w kontekście wykroczeń będzie przez nas jednym z elementów ocenianych - wskazał.
Wiceszef MSWiA: mamy do czynienia z wykroczeniem zaśmiecania miejsca publicznego
Sprawę skomentował również w czwartek wieczorem wiceszef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Błażej Poboży, który był gościem Polsat News. - Po wstępnej kwalifikacji spalenia flagi niemieckiej na Marszu Niepodległości mamy do czynienia z wykroczeniem zaśmiecania miejsca publicznego - ocenił. - Kodeks karny wchodziłby w grę, gdyby spalono flagę wywieszoną przez instytucję, na przykład przed ambasadą - dodał.
Marsz narodowców zyskał państwowy status
Marsz Niepodległości, który przeszedł w czwartek z ronda Dmowskiego na błonia Stadionu PGE Narodowego, był największym zgromadzeniem organizowanym w 103. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.
Za organizację marszu odpowiadają środowiska narodowe, jednak w tym roku - aby umożliwić jego legalne przejście - nadano mu status formalnego zgromadzenia organizowanego przez władze publiczne. Powodem była tocząca się w sądach sprawa rejestracji marszu jako zgromadzenia cyklicznego, w której zapadły orzeczenia niekorzystne dla jego organizatorów. Tegoroczny marsz przechodził pod hasłem "Niepodległość nie na sprzedaż". Według organizatorów uczestniczyło w nim ponad 100 tysięcy osób.
Wiceszef MSWiA w rozmowie z PAP ocenił, że marsz był "najbezpieczniejszy w historii". - Marsz był legalny, a przez to bezpieczny i spokojny. Formuła państwowa umożliwiła godne celebrowanie najważniejszego naszego święta, w tradycyjnej formule, do której przyzwyczaiło się wielu Polaków corocznie przyjeżdżających 11 listopada do Warszawy - podkreślił.
Źródło: tvnwarszawa.pl / PAP
Źródło zdjęcia głównego: Tita / Twitter