W czwartek przed ratuszem na placu Bankowym protestował tłum kupców. Większość stanowili Wietnamczycy, choć nie zabrakło również polskich najemców. Wszyscy mieli ze sobą biało-czerwone flagi, a także pomarańczowe bandanki w kolorze założonego przez nich stowarzyszenia.
Protestujący mieli ze sobą duże, pomarańczowe banery i plakaty, na których napisano hasła, takie jak: "Precz z wyzyskiem", "Marywilska jest nasza" czy "Walczymy o naszą godność".
- Jesteśmy tu po to, bo domagamy się od miasta jakiejś interwencji w naszej sprawie - tłumaczyła rzeczniczka prasowa stowarzyszenia Prawdziwa Marywilska i jednocześnie najemca Danuta Sornat-Kot.
Przypomniała, że na pierwszej manifestacji protestujący spotkali się z wiceprezydentem Warszawy Tomaszem Bratkiem, który obiecał spotkanie mediacyjne między zarządem Marywilskiej a najemcami. Podkreśliła jednak, że przez trzy tygodnie nikt się z nimi nie skontaktował. Dopiero po ogłoszeniu terminu dzisiejszego strajku otrzymali zaproszenie na spotkanie 1 marca.
"Miasto nie jest stroną w sporze"
Zastępca rzecznika stołecznego ratusza Jakub Leduchowski liczy na to, że obie strony pojawią się na spotkaniu mediacyjnym.
- Należy pamiętać, że miasto nie jest stroną w tym sporze. Chcemy jednak pomóc rozwiązać problem, zachęcamy do dialogu. Podczas poprzedniego protestu wiceprezydent Tomasz Bratek zobowiązał się zorganizować takie spotkanie w ciągu miesiąca i z tej obietnicy się wywiązał - podkreślił.
- Obawiamy się, że to spotkanie nie rozwiąże naszych problemów, natomiast my już byśmy chcieli konkretów. Dlatego zapytaliśmy się pisemnie i mailowo, czego miałoby dotyczyć to spotkanie. Czy ratusz spotkał się z zarządem spółki Marywilska 44 i czy spotkanie 1 marca będzie spotkaniem trójstronnym - powiedziała rzeczniczka Prawdziwej Marywilskiej.
Kupcy trafili na obrzeża Warszawy
Przypomnijmy, że kupcy walczą o obniżkę czynszu, który - ich zdaniem - jest nieadekwatny do cen rynkowych.
- Za boksy 30-metrowe w zależności od lokalizacji płacimy od 5 do 9 tys. zł. To olbrzymie koszty przy małej ilości klientów - przekazała Sornat-Kot.
Wyjaśniła, że kupcy handlujący na Marywilskiej najpierw zostali przeniesieni ze stadionu, potem spod Pałacu Kultury i Nauki, a później z hali KDT.
- Teraz jesteśmy trochę na obrzeżach Warszawy, ale zawsze byliśmy jej częścią - dodała.
Autorka/Autor: ng
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński/tvnwarszawa.pl