W sobotę na placu Zamkowym zebrali się przedsiębiorcy domagający się całkowitego odmrożenia gospodarki i większej pomocy rządowej. Chcieli przejść przed Sejm, ale uniemożliwiła im to policja. Doszło do przepychanek. Policjanci użyli gazu łzawiącego i zatrzymali część uczestników. Inni przedostali się przez kordony i dotarli w okolice siedziby Prawa i Sprawiedliwości przy Nowogrodzkiej.
O działania policjantów w niedzielę pytany był rzecznik stołecznej policji.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
"Bezowocne" działania
Sylwester Marczak wielokrotnie podkreślał nielegalność sobotniego zgromadzenia. - W tym przypadku policja ma obowiązek podjęcia działań. Musimy pamiętać o tym, że policja nie staje nigdy po stronie żadnej biorącej udział w zgromadzeniu stronie. Policja zawsze staje po stronie prawa i tam, gdzie prawo jest naruszane musimy podejmować stosowne interwencje i właśnie takie interwencje były podejmowane wczoraj - powiedział.
Jak dodał, celem policjantów nie jest "agresja stosowana wobec kogokolwiek podczas zgromadzeń". - Naszym celem jest zawsze jak najszybsze, ale spokojne zakończenie zgromadzenia, które jest nielegalne. W tym przypadku niestety wszystkie działania, które zostały podjęte przez policjantów, nie przyniosły skutków, były bezowocne - stwierdził.
380 zatrzymanych
Policjanci zatrzymali w sobotę 380 osób, 150 osób ukarali mandatami. Do sądów trafi ponad 220 wniosków o ukaranie, a do sanepidu notatki o łamaniu obostrzeń antywirusowych. Policjanci prowadzą też postępowania dotyczące uszkodzenia radiowozów oraz znieważania funkcjonariuszy. Czynności prowadzone były w komisariatach w całym garnizonie.
- Jeżeli nie ma możliwości prowadzenia działań na miejscu, działania prowadzimy gdzie indziej, żeby je zakończyć - tłumaczył rzecznik i dodał, że jeżeli zatrzymani trafialiby na jeden komisariat padałyby zarzuty, że "są przetrzymywani".
"Policjanci zachowali spokój"
Według Marczaka policjanci podczas interwencji „zachowali spokój”. - Tam, gdzie używana była siła, gaz, mieliśmy do czynienia z agresją ze strony tłumów, kierowaną wobec policjantów, gdzie mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdzie policjanci byli atakowani, i w tego typu sytuacjach, po to są środki przymusu bezpośredniego, żeby je stosować – skomentował.
- Policja nie może, przy agresywnym zachowaniu stać biernie i przyglądać się danej sytuacji, bo może to spowodować, że dana sytuacja będzie jeszcze bardziej niebezpieczna dla nas wszystkich – dodał.
"Oceniam działania policji za w pełni profesjonalne"
Do sprawy, w oświadczeniu, odniósł się również szef MSWiA Mariusz Kamiński.
Kamiński przypomniał, że nadal obowiązują ograniczenia dotyczące gromadzenia się, a także przepisy sanitarne, takie jak obowiązek zachowania odpowiedniej odległości pomiędzy osobami oraz obowiązek noszenia maseczek. "Rygory te mają chronić wszystkich obywateli przed rozwojem zagrażającej zdrowiu i życiu ludzkiemu epidemii" - zaznaczył.
Szef MSWiA poinformował, że próba złamania tych zasad w sobotę w Warszawie spotkała się ze stanowczą reakcją policji. "Jako Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji oceniam działania policji za w pełni profesjonalne i podjęte w ważnym interesie publicznym. Zastosowane środki porządkowe były adekwatne do zaistniałej sytuacji" - podkreślił.
Dodał, że jednocześnie wyraża stanowczy sprzeciw wobec prób wykorzystywania nielegalnych zgromadzeń publicznych do realizacji swoich celów politycznych przez niektórych działaczy partii politycznych, w tym parlamentarzystów oraz osób kandydujących w wyborach prezydenckich "Atakowanie funkcjonariuszy Policji rzetelnie wykonujących swoje zadania jest niedopuszczalne i nieodpowiedzialne" - napisał w oświadczeniu Kamiński.
Senator w radiowozie
Uczestnicy protestu i niektórzy politycy zarzucali policji brutalność. Podczas przepychanek senator znalazł się w policyjnym radiowozie. Jacek Bury twierdzi, że użyto wobec niego siły.
- Jako senator wyciągnąłem legitymację. Powiedziałem, że jestem senatorem i chciałem powstrzymać te brutalne działania policji. Zostałem tak samo potraktowany (...) zaciągnięto mnie do "suki" policyjnej, po czym podcięto mi nogi i wrzucono mnie do środka. Możecie państwo wierzyć policji, która mówi, że sam się tam włamałem i okupowałem ten samochód lub popatrzeć na nagrania i relacje świadków. W internecie jest tego mnóstwo - stwierdził.
Policja odpiera zarzuty i wyjaśnia, że senator sam wszedł do radiowozu i sam z niego wyszedł. - Nie ma możliwości zatrzymania senatora, nie ma możliwości zatrzymania kogokolwiek z immunitetem i nikt taki wczoraj nie został zatrzymany. Zdaję sobie sprawę, w jaki sposób sytuację przedstawia pan senator. Widzimy wszystkie te nagrania, które krążą po sieci. Można mieć pretensje do policjanta, który podchodzi i popycha pana senatora, ale wtedy gdyby wiedział, że ma do czynienia z senatorem. Ten policjant nie miał takiej możliwości, bo podchodził od tyłu. Legitymacja była pokazywana innemu policjantowi - mówił również na antenie TVN24 Sylwester Marczak.
"Chcieli się wydostać ze swoistego kotła"
Protestujący zwracali uwagę, że policja wezwała ich do rozejścia się, ale było to niemożliwe, gdyż zostali otoczeni szczelnym kordonem.
- Dzwonili rzeczywiście obywatele, którzy chcieli się wydostać z takiego swoistego kotła, który zorganizowała policja - mówił w rozmowie z TVN24 dr Mirosław Wróblewski z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.
- Moim zdaniem dowódca tej policyjnej jednostki powinien odpowiadać z artykułu 165 kodeksu karnego, czyli za stworzenie zagrożenia dla zdrowia i życia większej grupy osób - komentował Piotr Niemczyk, ekspert ds. bezpieczeństwa, były dyrektor biura analiz i informacji Urzędu Ochrony Państwa. - Podstawowe elementy prawa, które nie pozwalają policjantom na dowolną ocenę sytuacji i stosowanie środków przymusu bezpośredniego bez uzasadnienia zostały złamane - zaznaczył Niemczyk.
Autorka/Autor: kz/pm
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Marcin Obara