Cały czas mieliśmy do czynienia z łamaniem prawa i to było powodem naszej interwencji - ocenił sobotni "protest przedsiębiorców" rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak. Funkcjonariusze zatrzymali łącznie ponad 380 osób, wystawili też mandaty i wnioski o ukaranie do sądu.
- Mieliśmy do czynienia ze zgromadzeniem nielegalnym. O tym mówiliśmy przez cały tydzień. Jeżeli chodzi o kwestię wczorajszego protestu, nic się w tym zakresie nie zmieniło. Przede wszystkim na początku podkreślaliśmy to wielokrotnie i kierowaliśmy w komunikatach do uczestników zgromadzenia - mówił w niedzielę rano na antenie TVN24 nadkomisarz Sylwester Marczak.
Zatrzymania prewencyjne
Rzecznik przekonywał też, że policjanci reagowali dopiero, gdy komunikaty nie przyniosły żadnych skutków. Podkreślił, że nie było możliwości, by funkcjonariusze mogli prowadzić czynności na miejscu.
- Stąd decyzja o wylegitymowaniu, o zatrzymaniu prewencyjnym wszystkich osób. Po wykonaniu tych wszystkich czynności, zostały zwolnione. Łącznie zatrzymano ponad 380 osób. W tym przypadku podejmowaliśmy działania związane z nakładaniem mandatów karnych. Takich mandatów nałożono ponad 150. Jak również, będą kierowane wnioski o ukaranie do sądu. W tym przypadku mówimy o ponad 220 wnioskach - wyliczył rzecznik.
- Wyjątek stanowi pięć osób, które zostały zatrzymane procesowo. Wiąże się to z popełnionymi przestępstwami, jak naruszenie nietykalności, znieważenie policjanta i uszkodzeniem radiowozów. Dwie osoby, które uszkodziły radiowozy, pozostają cały czas w areszcie policyjnym - powiedział.
Uczestnicy sobotniego zgromadzenia na Placu Zamkowym brali udział w "strajku przedsiębiorców". Zgromadzenie nie zostało zarejestrowane przez Biuro Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego urzędu miasta.
"Potrzebny jest dialog, a nie przemoc"
Wydarzenie nie przebiegało spokojnie. "Niestety mamy do czynienia z przypadkami agresji wobec policjantów. W związku z czynną napaścią na funkcjonariuszy użyto środków przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej i gazu" - przekazała chwilę przed godziną 17 Komenda Stołeczna Policji na Twitterze. Niektórzy skarżyli się na użycie siły przez funkcjonariuszy.
Do wydarzeń w stolicy odniósł się jeszcze w sobotę wieczorem między innymi prezydent stolicy Rafał Trzaskowski.
"Jako prezydent Warszawy nie akceptuję sposobu, w jaki dziś potraktowano protestujących przedsiębiorców. Nie zgadzam się, aby Warszawa, ani żadne inne miasto w Polsce było miejscem, w którym policyjna pałka jest jedynym argumentem rządu. Potrzebny jest dialog, a nie przemoc" - napisał na Twitterze.
Na wpis prezydenta zareagowała Komenda Stołecznej Policji. "Zawsze u podstaw działań @Policja_KSP jest bezpieczeństwo mieszkańców Warszawy, nie ma w nich miejsca na politykę. Panie Prezydencie śpb (środki przymusu bezpośredniego - red.) są dobierane adekwatnie do danej sytuacji i stopnia agresji osób, wobec których muszą być zastosowane" - odpowiedzieli policjanci również na Twitterze.
Senator w radiowozie
W sobotę po godzinie 15 policja przekazała na Twitterze wiadomość o rozpoczęciu legitymowania uczestników strajku oraz pierwszych prewencyjnych zatrzymaniach. Godzinę później dodano: "Kolejne osoby są zatrzymywane prewencyjnie. W trakcie działania nadawane są komunikaty kierowane także do osób posiadających immunitet, dziennikarzy oraz kobiet w ciąży. Jeden z senatorów wszedł do radiowozu i nie chce go opuścić" - czytamy we wpisie.
Jak ustalił reporter TVN24 Jan Piotrowski, wspomnianym senatorem był Jacek Bury z Koalicji Obywatelskiej, który - według policji - wszedł do radiowozu z jednym z organizatorów manifestacji. Senator twierdził jednak, że został zatrzymany i użyto wobec niego siły.
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl