W sobotę na placu Zamkowym zebrali się przedsiębiorcy domagający się całkowitego odmrożenia gospodarki i większej pomocy rządowej. Chcieli przejść przed Sejm, ale uniemożliwiła im to policja. Doszło do przepychanek, policjanci użyli gazu łzawiącego, zatrzymali część uczestników. Inni przedostali się przez kordony i dotarli w okolice siedziby Prawa i Sprawiedliwości przy Nowogrodzkiej.
Sobotni "strajk przedsiębiorców" nie został zarejestrowany przez Biuro Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego urzędu miasta. - Cały czas obowiązuje rozporządzenie administracji rządowej w związku z COVID-19. W związku z tym, my jako samorząd, jako miasto stołeczne Warszawa nie mogliśmy zarejestrować tego zgromadzenia. Organizator otrzymał od nas pisemną informację, że nie może zostać ono zarejestrowane - powiedziała tvnwarszawa.pl rzeczniczka ratusza Karolina Gałecka. Zaznaczyła też, że przedsiębiorcy odwołali się od tej decyzji do Sądu Okręgowego w Warszawie, jednak podtrzymał on postanowienie ratusza. - W piątek Sąd Apelacyjny potrzymał decyzję Sądu Okręgowego - dodała. Gałecka zastrzegła jednak, że miasto nie ma uprawnień do oceny, czy zgromadzenie jest legalne. - To zadanie policji - podsumowała.
"Przypadki agresji wobec policjantów"
O nielegalności wydarzenia informowała policja, powołując się na "obowiązujący generalny zakaz organizowania zgromadzeń, o którym mowa w art. 3 ustawy prawo o zgromadzeniach wynikający z Rozporządzenia Rady Ministrów". Przedsiębiorcy, skrzyknięci m.in. przez kandydata na prezydenta Pawła Tanajno, przekonywali, że manifestują legalnie.
Wydarzenie nie przebiegało spokojnie. "Niestety mamy do czynienia z przypadkami agresji wobec policjantów. W związku z czynną napaścią na funkcjonariuszy użyto środków przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej i gazu" - przekazała chwilę przed godziną 17 Komenda Stołeczna Policji na Twitterze.
- Tych zachowań agresywnych nie brakuje, bo mówimy też o uszkodzonym radiowozie. W tym przypadku osoba została zatrzymana przez policjantów, mówimy już o zatrzymaniu procesowym. Osoby, które zostały dziś zatrzymane prewencyjnie, na bieżąco wykonujemy z nimi czynności, zostaną zwolnione - podkreślił na antenie TVN24 Sylwester Marczak, rzecznik KSP.
Przyznał, że jest za wcześnie, by podać jakiekolwiek statystyki. Zapowiedział także, że podobnie jak w przypadku poprzednich protestów przedsiębiorców, policja będzie kierowała do sądu wnioski o ukaranie ich uczestników oraz notatki do inspekcji sanitarnej, które mogą stać się podstawą do nałożenia kar administracyjnych w związku z łamaniem obostrzeń wynikających z wprowadzenia w Polsce stanu epidemii.
- Wskazywaliśmy wielokrotnie komunikaty (o zakazie zgromadzeń oraz nawołujące do rozejścia się - red.). I to jest tak naprawdę podstawą naszego działania. To nie jest tak, że zaczęliśmy działać z zaskoczenia. Wszystkie osoby, które były na miejscu, mają świadomość tego, że mamy do czynienia z łamaniem obowiązujących przepisów - dodał rzecznik stołecznej policji.
Senator w radiowozie
Wcześniej policjanci podkreślali, że protestujący zebrali się na placu Zamkowym, mimo "obowiązującego zakazu zgromadzeń".
Po godzinie 15 policja przekazała na Twitterze wiadomość o rozpoczęciu legitymowania uczestników strajku oraz pierwszych prewencyjnych zatrzymaniach. Godzinę później dodano: "Kolejne osoby są zatrzymywane prewencyjnie. W trakcie działania nadawane są komunikaty kierowane także do osób posiadających immunitet, dziennikarzy oraz kobiet w ciąży. Jeden z senatorów wszedł do radiowozu i nie chce go opuścić" - czytamy we wpisie.
Jak ustalił reporter TVN24 Jan Piotrowski, wspomnianym senatorem był Jacek Bury z Koalicji Obywatelskiej, który - według policji - wszedł do radiowozu z jednym z organizatorów manifestacji. Senator twierdził jednak, że został zatrzymany i użyto wobec niego siły.
"Potrzebny jest dialog, a nie przemoc"
Do przebiegu sobotnich wydarzeń odniósł się wieczorem prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. "Jako prezydent Warszawy nie akceptuję sposobu, w jaki dziś potraktowano protestujących przedsiębiorców. Nie zgadzam się, aby Warszawa, ani żadne inne miasto w Polsce było miejscem, w którym policyjna pałka jest jedynym argumentem rządu. Potrzebny jest dialog, a nie przemoc" - napisał na Twitterze.
Otoczeni kordonem, obok inna manifestacja
Zgodnie z zapowiedziami organizatorów protestu na facebookowej grupie "Strajk przedsiębiorców", uczestnicy zgromadzili się około godziny 15 na placu Zamkowym. Na miejscu pojawili się także policjanci, którzy odcięli kordonem plac od Krakowskiego Przedmieścia, by uniemożliwić strajkującym planowany przemarsz Traktem Królewskim. Demonstranci skandowali: "strajk jest legalny", "policja łamie prawo". Odśpiewali też hymn państwowy.
W tle można było też usłyszeć policyjne komunikaty z apelem o rozejście się z powodu obowiązującego w Polsce stanu epidemii i zakazu organizowania zgromadzeń. Niektórzy deklarowali, że chcą opuścić plac, ale uniemożliwia im to zwarty kordon policji. Organizatorzy zgromadzenia twierdzili, że zostali "ściśnięci kordonem przez policję". Domagali się kontaktu z dowodzącym akcją.
- Sytuację, którą tutaj obserwujemy, chyba najlepiej można określić jednym słowem: chaos. I to duży chaos. Jak dowiedziałem się, tutaj były zgłoszone dwie manifestacje. Jedna otoczona bardzo szczelnym kordonem policji pod Kolumną Zygmunta to "strajk przedsiębiorców" organizowany przez Pawła Tanajno. Na jednym z portali społecznościowych zapowiadał on, że ma tu być około 10 tysięcy osób. Tylu nie ma na pewno - relacjonował przed godziną 16 Jan Piotrowski, reporter TVN24.
Policja utworzyła strefę buforową między manifestacjami. - To jest strajk przeciwko rządom PiS. Tak mówią jej organizatorzy - zaznaczył reporter. Dodał też, że bierze w nim udział o wiele mniej osób. - Część została zatrzymana przez policję. Zostali zatrzymani i wciągnięci do radiowozów, które przemieściły się w tę strefę buforową - mówił.
Przez kilka godzin nie było możliwe przedostanie się na plac Zamkowy z zewnątrz. - Wszystkie wejścia są zastawione przez policję. Jest całkowicie otoczony. Wokół jest duża liczba radiowozów, dużych i małych - relacjonował Mateusz Szmelter z tvnwarszawa.pl.
- Protestujący utknęli na placu Zamkowym, ale pozostała część gra z policją w kotka i myszkę - zaznaczył Piotrowski po godzinie 16. Wspomniana grupa odłączyła się do protestujących, przedarła przez kordony i przeszła w kierunku placu Piłsudskiego. Później widziano ją także na Senatorskiej, Królewskiej i Marszałkowskiej. Wreszcie dotarli Alejami Jerozolimskimi w okolice placu Zawiszy, blisko siedziby Prawa i Sprawiedliwości przy Nowogrodzkiej. Tam zostali ponownie zablokowani przez policję.
Przed godziną 18 protestujący zawrócili i znów skierowali Alejami Jerozolimskimi się w stronę centrum.
Do sobotniej manifestacji przedsiębiorców przyłączyli się rolnicy z Agrounii. W relacjach zamieszczanych przez nich w mediach społecznościowych widać było, że znaleźli się w grupie, która próbowała dostać się przed siedzibę PiS przy Nowogrodzkiej. Wieczorem w rejonie placu Zawiszy ich lider Michał Kołodziejczak nawoływał, by w niedzielę o godzinie 16 po raz kolejny zebrać się na "strajku".
O godzinie 19 na placu Zamkowym trwało jeszcze spisywanie ostatnich zgromadzonych tam osób. Niewielka grupka nadal była otoczona policyjnym kordonem. Końca dobiegła za to druga część manifestacji w rejonie placu Zawiszy. Jak relacjonował Piotrowski, wcześniej jej uczestnicy zablokowali Aleje Jerozolimskie. W efekcie zostali otoczeni przez policję. Niektórzy zostali zatrzymani, inni po kilkudziesięciu minutach rozeszli się.
Chcieli przejść przed Sejm
Głównymi hasłami sobotniego protestu były: godność, wolność i własność. Organizatorzy zapowiadali przemarsz. Zamierzali zacząć od Krakowskiego Przedmieścia i przejść przed Pałac Prezydencki, gdzie zaplanowali postój. Następnie mieli przemieścić się na plac Trzech Krzyży, później przed Sejm. Tam liczyli na spotkanie z przedstawicielami klubów sejmowych "w celu uzgodnienia wprowadzenia zmian w prawie przywracających suwerenność narodowi". Organizatorzy zapowiedzieli też, że w zależności do przebiegu rozmów, sami zadecydują o ewentualnym zakończeniu demonstracji. Dopuszczali możliwość przejścia przed Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. "Będziemy tam legalnie okupować al. Ujazdowskie aż do realizacji naszych postulatów" - przekazali w zapowiedzi.
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24