Rządzący próbują przerzucać na samorządy coraz większą odpowiedzialność i koszty związane z edukację w czasie pandemii - uważa prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, który wspólnie z innymi samorządowcami wezwał rząd do konsultacji w sprawie otwarcia szkół. Ich zdaniem brakuje nie tylko jasnych wytycznych i pieniędzy. Problem stanowi też ograniczona liczba inspektorów sanitarnych czy limit powierzchni przypadającej na jedno dziecko w przedszkolach.
W środę odbyła się konferencja prasowa samorządowców na temat funkcjonowania szkół od 1 września. Wzięli w niej udział przedstawiciele strony samorządowej Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego: prezydent Warszawy i przewodniczący rady Unii Metropolii Polskich Rafał Trzaskowski, prezydent Sopotu i członek zarządu Związku Miast Polskich Jacek Karnowski, starosta poznański i wiceprezes Związku Powiatów Polskich Jan Grabkowski, Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich oraz burmistrz gminy Strumień i wiceprzewodnicząca Związku Gmin Wiejskich RP Anna Grygierek.
Jak podkreślił Rafał Trzaskowski, trudności związane z rozpoczęciem roku szkolnego w czasie pandemii to problem, z którym zmierzyć się muszą zarówno duże i małe miasta, jak i gminy miejsko-wiejskie. - Przez pierwsze miesiące wcielaliśmy w życie wszystkie zalecenia rządu związane z zamykaniem szkół i nie tylko, licząc na to, że współpraca będzie równie dobra w kolejnych miesiącach. Okazuje się, że po tym początkowym etapie, kiedy decyzje rządu wydawały się racjonalne, ta współpraca niestety nie układa się najlepiej - mówił.
Zdaniem Trzaskowskiego rządzący próbują przerzucać na samorządy coraz większą odpowiedzialność i koszty związane z edukacją w czasie pandemii. - I niestety nie konsultują z nami najważniejszych decyzji, bo trudno za konsultacje uznać przedstawianie nam pewnych faktów i dawanie nam dosłownie kilku godzin, żeby się do nich dostosować - zwrócił uwagę prezydent stolicy.
Coraz więcej kosztów
- W Warszawie 200 tysięcy uczniów wraca do szkoły. Musimy się do tego przygotować, ale niestety te zalecenia wydawane przez ministerstwo albo są bardzo ogólne, albo są wewnętrznie sprzeczne. Bardzo dużo odpowiedzialności spycha się na barki samorządów. Rządzący mówią, że może trzeba będzie wprowadzić nauczania hybrydowe, czyli zajęcia będą w części odbywać się zdalnie, a w części w szkole. I na tym się poprzestaje, nie dając nam konkretnych wskazówek i nie konsultując z nami swoich decyzji. A koszty, które są z tym związane, byłyby olbrzymie - podkreślił.
Wspomniał, że do stołecznych szkół z rządu ma trafić 150 tysięcy litrów płynów dezynfekujących i 500 tysięcy sztuk maseczek. Według obliczeń ratusza wystarczy to na dwa tygodnie: - Trzeba jasno powiedzieć, że rosną lawinowo koszty, które znowu mają ponosić samorządy, a w ostatnich latach te koszty i tak zwiększyły się bardzo poważnie. To my, samorządowcy, pokrywamy większość kosztów związanych z edukacją. Nawet te podwyżki obiecane nauczycielom będziemy musieli wypłacać z kasy samorządów.
- Dla przykładu koszt maseczek i płynów dezynfekujących w Warszawie do końca roku to ponad sześć milionów złotych - podał prezydent stolicy i zaznaczył, że samorządy oczekują, aby rząd zwiększył subwencję na godziny dodatkowe (jeśli konieczne byłoby wprowadzenie nauczania hybrydowego) i pomoc związaną z zakupem komputerów. - W Warszawie ta pomoc starczyła zaledwie na 160 komputerów - podkreślił Trzaskowski.
Zapewnił jednocześnie, że wszystkie placówki oświatowe w stolicy zostaną otwarte 1 września. - Gorzej, kiedy problemy pojawią się w szkołach, kiedy ewentualnie pojawią się zakażenia i trzeba będzie przejść na system hybrydowy, do którego ministerstwo szkół kompletnie nie przygotowało - podsumował.
Brak jasnych wytycznych
- Nie wiemy, skąd pan minister edukacji wie, że szkoły są dobrze przygotowane, bo nikt takiej ankiety nie przeprowadził - zwrócił uwagę prezydent Sopotu Jacek Karnowski. - Do dzisiaj nie mamy pełnych wytycznych, czy będziemy mieli płacony zasiłek opiekuńczy, nie mamy ostatecznych wytycznych do metrów kwadratowych w przedszkolach na jedno dziecko i zasad, czy zakrywamy usta, czy mierzymy temperaturę. Tak poważna sprawa jak przyjście dzieci do szkoły wymaga jednoznacznych wytycznych - podkreślił.
Dodał, że wciąż nie wiadomo, jak będzie wyglądała nauka w szkołach w strefach żółtych i czerwonych. - Mamy wytyczne co do instytucji kultury i imprez sportowych, a nie mamy wytycznych co do szkół - powiedział. - Brak jasnych, klarownych zasad finansowania oświaty w Polsce to jest pewna nierówność. Śmiem twierdzić, że prezydent Warszawy czy Sopotu sobie poradzi, ale jest 800 gmin w Polsce, które nie są w stanie spiąć budżetu, więc start tych dzieciaków jest gorszy, a my takiej nierówności nie chcemy - podsumował.
Brakuje pieniędzy
Starosta poznański i wiceprezes Związku Powiatów Polskich Jan Grabkowski zwrócił z kolei uwagę, że rząd zaleca, aby dyrektor placówki konsultował decyzje z powiatowym inspektorem sanitarnym. - Powiatowy Inspektor Sanitarny dla powiatu poznańskiego i miasta Poznania ma 18 inspektorów. Na tym terenie jest około 18 tysięcy szkół. Konia z rzędem temu, kto mi powie, że decyzje inspektora sanitarnego będą natychmiast podejmowane. Oczekujemy od rządu, aby spowodował, że inspektorzy sanitarni będą mieli infolinie bezpośredniego kontaktu z dyrektorami, żeby decyzje były podejmowane natychmiast, a nie tak jak dzisiaj w ciągu dwóch czy trzech tygodni. Tyle to my nie możemy czekać - zaznaczył.
O problemie finansowania edukacji mówił zaś Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. Jego zdaniem tych wszystkich środków bezpieczeństwa nie da się wprowadzić w życie bez pieniędzy. - Minimum środków, które powinny zostać zwiększone z subwencji oświatowej, choć na razie nie dostaliśmy ani grosza więcej, to dwa miliardy złotych. W ubiegłym roku samorządy do bieżących wydatków dopłaciły 26 miliardów złotych, a otrzymaliśmy 47 miliardów subwencji. Wynagrodzenia stanowią blisko 90 procent subwencji, w ciągu dwóch lat te wynagrodzenia wzrosły o 28 procent, a subwencja wzrosła o 15 procent. Widać wyraźnie, że my nie posiadamy środków niezbędnych do tego, aby móc realizować zadania oświatowe z podtrzymaniem ich dotychczasowej jakości - mówił Wójcik.
Zaapelował też do rządu: - Proszę rozmawiać z nami przed szkodą, a nie po szkodzie. Na razie rozmów z nami nie prowadzicie albo prowadzicie tylko przez konferencje prasowe. My chcemy z wami kooperować, bo zależy nam na dobru naszych dzieci i młodzieży.
Nie wszystkie dzieci dostaną się do przedszkoli
Z kolei burmistrz gminy Strumień i wiceprzewodnicząca Związku Gmin Wiejskich RP Anna Grygierek zwróciła uwagę na ograniczenia w przedszkolach: - Zapewniano nas w sierpniu, że ograniczenia, jeśli chodzi o metraż przeliczeniowy na dziecko, zostaną zwiększone. Wczoraj [we wtorek - red.] został opublikowane wytyczne i niestety te ograniczenia są. W dużej części samorządów będzie problem, bo trzeba będzie rodzicom powiedzieć, że niestety w związku z ograniczeniami na metraż nie będą przyjęte wszystkie dzieci.
Marek Wójcik doprecyzował, że jeszcze 14 sierpnia ministerstwo informowało, że tych limitów nie będzie: - Teraz dowiadujemy się, że będzie limit 1,5 metra. To oznacza, że musimy zupełnie inaczej zachować się wobec rodziców i dzieci.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24