Na pozostawione w nagrzanym aucie dzieci zwrócili uwagę patrolujący ulice Płocka strażnicy miejscy. Jak tłumaczyła funkcjonariuszom matka 10-latka i dziewięciomiesięcznej dziewczynki, zostawiła je tylko na kilka minut, bo poszła do solarium. Sprawie przyjrzy się sąd rodzinny.
W niedzielę późnym popołudniem pełniący służbę patrol straży miejskiej w Płocku zwrócił uwagę na zaparkowanego w miejscu niedozwolonym, w rejonie jednego ze skrzyżowań, daewoo lanosa. Wewnątrz samochodu znajdowała się dwójka małych dzieci.
Poszła na solarium
"Kiedy funkcjonariuszki podeszły do auta, siedzący w nim chłopiec oświadczył, iż mama poszła do solarium. On ma lat 10, a jego siostrzyczka 9 miesięcy. W aucie co prawda były opuszczone szyby, ale i tak w jego wnętrzu było gorąco" - przekazała Jolanta Głowacka z płockiej straży miejskiej.
Jak dodała, wkrótce do patrolu podeszła kobieta, która oświadczyła, że to ona zostawiła dzieci w samochodzie, aby "pójść do solarium na zaledwie, jak podkreśliła, osiem minut". "Kobieta była zdziwiona interwencją strażniczek" - zaznaczyła rzeczniczka płockiej straży miejskiej.
Sprawie przyjrzy się sąd rodzinny
Wspomniała jednocześnie, iż "oprócz pozostawienia dzieci samych w nagrzanym aucie, 36-latka zostawiła również kluczyki w stacyjce pojazdu", a ponadto "żeby mieć bliżej do solarium, zaparkowała auto 'na zakazie zatrzymywania', w odległości mniejszej niż dziesięć metrów od skrzyżowania i w odległości mniejszej niż dziesięć metrów od przejścia dla pieszych".
"Teraz odpowiednia dokumentacja trafi do wydziału rodzinnego i nieletnich sądu rejonowego, który oceni, czy 36-latka dopuściła do przebywania dwójki dzieci w okolicznościach niebezpiecznych dla ich zdrowia" - zapowiedziała Głowacka.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shuttestock