Siadają w kole. Kolejno mówią, po co przyszli na ceremonię, jakie są ich oczekiwania, dlaczego potrzebują kambo. Chwilę później sięgają po wodę. W ciągu 20 minut trzeba wypić 2 l. To ostatni etap przygotowań do przyjęcia jadu żaby amazońskiej, który ma oczyścić organizm. W środę w Grodzisku Mazowieckim zmarła kobieta, która brała udział w tej kontrowersyjnej terapii. Dotarliśmy do innych osób, które uczestniczyły w rytuale kambo.
- Całe przygotowania trwają około dwóch tygodni. W tym czasie trzeba dbać o zdrowie, odpowiednią dietę - opowiada nam Mateusz Jasiński, który z kambo zetknął się rok temu. Od tego czasu już pięć razy uczestniczył w rytuale, przyjmując jad żaby amazońskiej. Mówi, że to jedno z najważniejszych doświadczeń w jego życiu. Głębszym były tylko narodziny jego syna, który przyszedł na świat 10 dni temu.
Prowadzący warsztaty "szaman" używa żarzącego się patyczka, by usunąć naskórek uczestnika. Te niewielkie ranki za chwilę posmaruje żabim jadem. Wysuszone kambo zmiesza z niewielką ilością wody i podzieli na małe ziarenka.
Żaba broni się wydzieliną
- Dla żab toksyny to system obronny - tłumaczy Olga Pofelska, która zajmuje się płazami w warszawskim zoo. - Nie mają innego sposobu, by uniknąć ataku napastników. Toksyna na skórze delikatnego płaza ma wywołać mdłości, osłabienie czy paraliż drapieżnika, żeby przesłać komunikat: to jest niedobre, nie jedz tego, nie dotykaj więcej. Nie wiem, dlaczego ktoś chciałby coś takiego celowo wprowadzić do swojego organizmu - dziwi się Pofelska.
Punkty nazywane przez zwolenników "kambo bramami" u kobiet robi się najczęściej na łydkach, u mężczyzn - na ramieniu. Bardziej doświadczeni decydują się przyjąć jad żaby również w innych miejscach.
- W kolejnych ceremoniach możemy sami wybierać część ciała, która najbardziej potrzebuje oczyszczenia - mówi Jasiński. - To się czuje, organizm sam daje taki komunikat, gdzie powinno się zrobić bramy - dodaje. Bram robi się kilka, najczęściej pięć. Później zostaną po nich niewielkie blizny. U niektórych nawet znikną zupełnie. Ale zanim zacznie się leczyć rany, trzeba przejść najgorsze.
"Wymiotowałem ciemnym szlamem"
"Kambo jest intensywne, ale szybkie. Nieprzyjemne efekty są natychmiastowe i silne, w ciągu 30-40 minut ustają. Kambo wchodzi bezpośrednio do układu limfatycznego" - czytamy w opisie zabiegu, który otrzymują potencjalni uczestnicy.
- Ciśnienie idzie ostro w górę, a potem masz zjazd ostro w dół, zaczynasz się czuć słabo - mówi Natalia Łuczak, która w sierpniu tego roku przyjęła jad żaby amazońskiej. - W trakcie zabiegu czułam się najgorzej na świecie. Zadawałam sobie pytanie – po co to robię, po co mi to było? Wrażenie jest koszmarne - wspomina.
Po chwili zaczynają się wymioty. Uczestnicy warsztatów mówią, że organizm wyrzuca wszystkie zgromadzone przez całe życie toksyny. Relacjonują wymiotowanie czarną substancją. Im bardziej niezdrowy tryb życia prowadzi leczony, tym więcej ma wyrzucać nieczystości. - Siedzący koło mnie palacz wyrzucił z siebie dwa wiaderka czarnego płynu - mówi Łuczak.
Podobne doświadczenie ma Mateusz Jasiński. - Za pierwszym razem wymiotowałem ciemnym szlamem - opowiada. - Przy kolejnych próbach było to coraz jaśniejsze, na końcu bardzo przypominało wodę - dodaje.
"U niektórych występują zawroty głowy, omdlenia. Niektórzy ludzie mają obrzęk ust lub twarzy i delikatne mrowienie skóry. Kambo rozchodzi się wokół ciała, skanując je w poszukiwaniu problemów, a następnie przechodzi bezpośrednio do pracy na tych obszarach. Może wystąpić pulsowanie lub pieczenie w tych obszarach na krótką chwilę. Kambo nie jest psychoaktywne, więc nie wywołuje halucynacji, ale może produkować krótkie zmienione stany rzeczywistości. Wiele osób otrzymuje wiedzę i wiadomości, jak zdrowiej żyć" - czytamy w materiałach informacyjnych autorstwa praktyków kambo.
Poszukiwacze emocji
- Ludzie lubią dużo wrażeń. Żyjemy w czasach, w których jest nam dobrze: żyjemy długo, nie marzniemy, nie głodujemy, nie ma wojen. Dlatego szukamy rzeczy, które mogłyby nam poprawić życie. To objaw luksusu - komentuje rzeczniczka Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego Monika Wróbel-Harmas. I dodaje gorzko, że na pomysł użycia kambo na pewno nie wpadłby żaden mieszkaniec zburzonego Aleppo.
Mateusz Jasiński o skutkach użycia jadu żaby mógłby mówić długo. Dobrych kilkanaście minut relacjonuje, jakie zmiany jad przyniósł w jego życiu - od fizycznego samopoczucia po kwestie emocjonalne. Opis przypomina relacje osób, które przeszły długą i intensywną psychoterapię. - Teraz czuję się zdrowy. Przed użyciem kambo nie miałem pojęcia, co to znaczy być zdrowym - mówi z entuzjazmem.
- Po zabiegu przez tydzień czy dwa miałam niesamowite pokłady energii - opowiada Natalia Łuczak. - Wstawałam z pierwszymi promieniami słońca, dwie godziny przed budzikiem. Czułam się rewelacyjnie, nie smakowały mi słodycze, nawet irytował zapach papierosów. Dla mnie to były rewelacyjne wyniki i będę chciała to powtórzyć - zapowiada.
"To szamańska procedura"
Monika Wróbel-Harmas uważa, że uczestniczenie w ceremoniale kambo to zachowanie tak ryzykowne jak prowadzenie pojazdu po alkoholu albo branie dopalaczy. - By stworzyć lek, ktoś poświęcił odpowiednią ilość pieniędzy i czasu. Sprawdził, czym dana substancja jest i jak działa. W lekach ewentualne działania niepożądane są dokładnie opisane, mamy ulotkę, która jest dokumentem prawnym. Wiadomo, w jak wielu przypadkach się takie objawy pojawiają, wiadomo, co należy z nimi zrobić - mówi rzeczniczka NIZP i dodaje, że na stworzenie leku potrzeba średnio 10 lat.
Kambo potępił również wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas - nazwał to "szamańską procedurą". - Kto ma za to odpowiadać? Mam nadzieję, że nie skierował jej do tego żaden lekarz - powiedział mediom, komentując sprawę śmierci Haliny T.
Uczestnicy ceremoni kambo, z którymi rozmawialiśmy, spekulują, że kobieta, która zmarła w Grodzisku Mazowieckim, musiała źle przygotować się do zabiegu. Obawiają się, że teraz metoda znajdzie się na cenzurowanym i będzie miała złą prasę. - A to tylko jeden przypadek, nie wiadomo, czy kobieta nie była chora - argumentują.
W ofercie podających kambo czytamy: "Leczenie nie może być udzielane osobom poniżej 18 lat, kobietom w ciąży lub karmiącym piersią, dzieciom poniżej roku życia. Osoby z poważnymi problemami serca lub osoby przyjmujące leki na bardzo niskie ciśnienie krwi nie mogą bezpiecznie przyjąć kambo".
"Kambo jest stosowane przez plemiona w Amazonii"
Chcieliśmy dowiedzieć się od Konrada S., organizatora warsztatów w Grodzisku Mazowieckim, które z wymienionych przeciwwskazań mogły wystąpić u Haliny T. Odebrał telefon, ale gdy dowiedział się, że dzwonimy z tvnwarszawa.pl, uprzejmie odmówił odpowiedzi na pytania. Jego strona internetowa przestała działać.
Czy śmierć Haliny T. była pierwszym przypadkiem, gdy kambo zaszkodziło człowiekowi, ma wyjaśnić prokuratorskie śledztwo.
Według zwolenników kambo z powodu rytuału na pewno nie cierpią zwierzęta. "Żaby są bardzo pasywne i nie bronią się, gdy się je podnosi, prawdopodobnie dlatego, że nie mają żadnych zagrożeń. Żaby są starannie przywiązane za każdą nogę, sznurkiem ze słomy, w kształcie litery X. Czasami kobieta szaman masuje jej palce, aby zachęcić wydzielanie jadu, który następnie ostrożnie zeskrobuje i suszy na małych drewienkach. Po uwolnieniu powraca ona do lasu, żadna żaba nie jest skrzywdzona" - czytamy w materiałach zachęcających do udziału w warsztatach.
- Czy ktoś poświęcił 10 lat w laboratoriach, żeby dokładnie zbadać i opisać jad żaby i sposób jego działania? - pyta Monika Wróbel-Harmas z PZH.
- Kambo jest od setek, jeśli nie tysięcy lat stosowane przez rdzenne plemiona żyjące w Amazonii - ripostują zwolennicy substancji.
W ich materiałach informacyjnych można wyczytać, że naukowcy od 20 lat próbują znaleźć sposób, jak użyć naturalnej wydzieliny żaby do "leczenia syndromu chronicznego zmęczenia, przewlekłego bólu, raka, HIV, choroby Parkinsona, choroby Alzheimera, depresji, problemów naczyniowych, zapalenie wątroby, cukrzycy, reumatyzmu, zapalenie stawów, uzależnień i wiele, wiele więcej". Ich problemem z jadem Phyllomedusa Bicolor ma być jedynie taki, że nie mogą sztucznie wyprodukować tak skomplikowanej substancji.
Marcin Chłopaś