Jak gdyby nigdy nic, zwierzak wypoczywał sobie po południu na dachu, ponad trzy metry nad ziemią przy ul. Prostej. Okolia raczej spokojna, więc wydawałoby się, że nikt mu nie będzie przeszkadzać.
Sielanka nie trwała jednak długo, bo na miejsce został wezwany łowczy i strażacy.
Bez uprawnień
Wydawało się, że lis jest na straconej pozycji. W sukurs przyszły mu jednak... przepisy.
- Łowczy nie mógł wejść na dach, bo nie miał uprawnień do pracy na wysokościach - relacjonuje Tomasz Zieliński, reporter tvnwarszawa.pl, który również przybył w okolice skrzyżowanie ul. Prostej i Miedzianej.
Łowczy wezwał więc posiłki. - Z pomocą przybyli strażacy - dodaje Zieliński.
Przyjechali, podstawili drabinę i próbowali lisa ściągnąć. Ten był jednak szybszy i gdy tylko wyczuł zagrożenie, czmychnął.
Pewnie nie odszedł daleko, bo w okolicy był widziany już nie raz. - Często tu przychodzi, poluje na ptaki - przekonywał naszego reportera ochroniarz pracujący przy budowie II linii metra.
ran/roody