Często osoby nie odczuwają spadków saturacji. Wydaje im się, że jest wszystko w porządku, a de facto możliwości oddechowe się znacznie zmniejszają, słabnie wydolność organizmu - mówił w TVN24 ordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Szpitalu Bielańskim Józef Chłopicki. Zaznaczył, że często pacjenci trafiają do szpitala dopiero w stanie skrajnym.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w czwartek o 35 251 nowych potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem w całej Polsce. To największy dobowy przyrost zachorowań od początku pandemii. Ordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Szpitalu Bielańskim Józef Chłopicki przyznał na antenie TVN24, że od dłuższego czasu widać ten wzrost również w liczbie pacjentów przyjmowanych na SOR.
- Stale zwiększa się liczba chorych u nas szpitalu. Szukamy dosłownie każdego wolnego łóżka, wolnego respiratora. Ci pacjenci przyjeżdżają do nas w bardzo ciężkim stanie i napływ chorych nie ustaje. Codziennie mamy ogromną liczbę karetek i chorych, którzy zgłaszają do szpitala samodzielnie w związku ze złym samopoczuciem, temperaturą czy osłabieniem. Ich liczba nasiliła się zdecydowanie w ciągu ostatnich dwóch, trzech tygodni - stwierdził lekarz.
Jak doprecyzował, pacjenci w ciężkim stanie to tacy, którzy bez pomocy szpitalnej, bez tlenoterapii czy możliwości podłączenie do stanowisk tlenowych, nie mogą samodzielnie funkcjonować. - Mówimy o pacjentach, którzy wymagają długotrwałej opieki, nie tylko doraźnej, ale w oddziale szpitalnym, często w oddziale intensywnej terapii. Miejsca dla tak ciężko chorych są mocno ograniczone. Przerabiamy to my, przerabiała to Europa i cały świat - zaznaczył Chłopicki.
Dodał, że nie chodzi tylko o ograniczenia miejsc, ale również personelu. - Nie da się stworzyć nagle całej rzeszy ludzi. Cały czas brakuje lekarzy, pielęgniarek i ratowników. Ci, którzy są i pracują w tej pandemii od roku, to ludzie którzy codziennie stykają się ze śmiercią w niespotykanej dotąd dla nikogo skali. Są mocno obciążeni fizycznie. To jest bardzo trudny czas dla ochrony zdrowia i wielki ukłon dla wszystkich, w całej Polsce, którzy pracują z chorymi z covidem - powiedział gość "Dnia na żywo" TVN24.
"W tej chwili zachorowania dotyczą głównie osób od 30 do 70 roku życia"
Ordynator bielańskiego SOR-u porównywał też przebieg drugiej, listopadowej fali pandemii z tą aktualną. - Wydaje się, że ta jest bardziej zakaźna i ta brytyjska mutacja powoduje, że liczba tych zachorowań jest bardzo duża i ciężkość chyba również. Tamta fala trwała krócej i dotyczyła zdecydowanie osób starszych, tej grupy która aktualnie jest zaszczepiona, czyli ludzi powyżej 80. roku życia. W tej chwili zachorowania dotyczą głównie osób młodszych od 30 do 70 roku życia - zauważył.
Przebieg choroby określił "podstępnym". - Często osoby nie odczuwają spadków saturacji. Wydaje im się, że jest wszystko w porządku, a de facto możliwości oddechowe się znacznie zmniejszają. To zmniejszenie miąższu płucnego jest ogromne, tym samym możliwości i wydolność organizmu słabnie. Pacjenci często dopiero w stanie skrajnym trafiają do nas do szpitala. Wtedy z tą pomocą wyruszamy bardzo intensywnie, ale statystki są takie, że często nie da się pomóc - zwrócił uwagę lekarz.
- Mam nadzieje, że dobiegamy do szczytu tej fali i teraz będzie już tylko lepiej, być może gdzieś ta fala już wyhamowuje. I oby jak najszybciej udało się zrealizować program szczepień, bo to jedyna ochrona i spowoduje, że wszyscy będziemy bezpieczniejsi - podsumował gość TVN24.
Źródło: tvnwarszawa.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24