"Usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk, ale najgorszymi momentami były te - kiedy kot na chwilę przestawał, baliśmy się, że się udusi" - relacjonuje na Facebooku radna Woli Aneta Skubida, która była na miejscu.
W akcji policja i straż miejska
Do zdarzenia doszło w środę po południu w bloku przy ul. Niecałej. Pod nieobecność właściciela, kot zatrzasnął głowę w oknie. Miauczał tak przeraźliwie, że zeszli się mieszkańcy. Postanowili zawiadomić służby.
"Pod numerem 19115 usłyszałam, że straż pożarna nie zajmuje się takimi rzeczami - to sprawa dla ekopatrolu i tam poszło zgłoszenie" - opisuje radna.
Mieszkańcy nie czekali bezczynnie, postanowili wziąć sprawę w swoje ręce. Jeszcze zanim przyjechali funkcjonariusze z ekopatrolu, rozpoczęli akcję ratunkową. Jednak chwilę po tym, gdy ustawili drabinę, na miejsce dotarli strażnicy, potem pojawili się także policjanci, którzy patrolowali teren.
"Szybko włączyli się w akcję przejmując inicjatywę, nie zastanawiając się czy inna instytucja jest bardziej właściwa do tego typu spraw czy też nie. I słusznie - w takich sytuacjach trzeba reagować, nie przerzucać kompetencjami. Wydostanie kota nie było łatwe, bo bardzo mocno się zaklinował (nie wystarczyło go podsadzić). Potrzebne było otworzenie drugiego okna i wydostanie kota od środka" - opisuje akcję Aneta Skubida.
Kot uratowany, właściciel pouczony
Na szczęście operacja ratunkowa skończyła się sukcesem. - Kot trafił do ekopatrolu. Skontaktowaliśmy się z jego właścicielem, poprosił, abyśmy zaopiekowali się zwierzęciem pod jego nieobecność. Kiedy właściciel stawił się w jednostce, został pouczony, kot wrócił z nim do domu - mówi nam rzeczniczka prasowa straży miejskiej Monika Niżniak.
Akcja ratowania kota
kz/b