Jechał kabrioletem, rozbił auto na słupie i uciekł. Policjant odpowie za śmierć dwóch kolegów

Śmiertelny wypadek w Kobyłce
Śmiertelny wypadek w Kobyłce
Źródło: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl
Zakończyło się śledztwo w sprawie policjanta, który spowodował śmiertelny wypadek w Kobyłce. Na bagażniku kabrioletu, który prowadził, siedziało dwóch jego kolegów. Zginęli. Funkcjonariusz przekroczył dozwoloną prędkość niemal dwukrotnie. Był pod wpływem alkoholu, a po wypadku uciekł z miejsca zdarzenia.

- Skierowaliśmy do sądu akt oskarżenia w tej sprawie - przekazała nam Katarzyna Skrzeczkowska, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.

Minęli patrol policji i wypadli z drogi

Do śmiertelnego wypadku doszło pod koniec lipca na ulicy Ręczajskiej w Kobyłce. Z relacji służb wynikało, że tuż po północy dwuosobowy kabriolet minął patrol policji, po czym wypadł z jezdni na łuku drogi i uderzył w betonowy słup. Na jego bagażniku, z nogami wewnątrz auta (formalnie dwuosobowego), podróżowało dwóch mężczyzn. Obaj spadli z pojazdu. Mimo reanimacji nie udało się ich uratować.

Mercedesem jechało również dwóch innych mężczyzn, którzy uciekli z miejsca zdarzenia. Wkrótce udało się ich odnaleźć. W chwili zatrzymania mieli po ponad półtora promila alkoholu w organizmie. Okazało się, że jeden z nich jest stołecznym policjantem (po wypadku został wydalony ze służby).

Ustalenia śledczych wskazują na to, że za kierownicą mercedesa siedział właśnie policjant po służbie.

Zarzuty dla kierowcy i pasażera

- Kierujący usłyszał zarzut kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości, spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i ucieczki z miejsca zdarzenia oraz trzeci czyn nieudzielenia pomocy. Grozi mu do 12 lat więzienia - powiedziała Katarzyna Skrzeczkowska.

Jak dodała, mężczyzna początkowo nie przyznawał się do winy, jednak podczas kolejnych przesłuchań przyznał się. - Jak obliczyli biegli, na liczniku, w terenie zabudowanym, miał 93 kilometry na godzinę - zaznaczyła Skrzeczkowska.

Pasażerowi przedstawiony został zarzut z artykułu 162 Kodeksu karnego, czyli nieudzielenia pomocy osobie znajdującej się w bezpośrednim zagrożeniu życia. Grozi mu do trzech lat pozbawienia wolności.

Prokurator zaznaczyła, że również on przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył krótkie wyjaśnienia.

Czytaj także: