Prowadzą największe w Polsce archiwum społeczne i stawiają sobie za cel dokumentowanie najnowszej historii Polski. Ośrodek Karta, którego początek sięga czasów komunistycznego reżimu, jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Brakuje pieniędzy na czynsz czy wypłaty dla pracowników. Wciąż jest jednak nadzieja, że instytucji uda się wydostać z finansowego dołka.
Historia Ośrodka Karta sięga ponad 40 lat. Instytucja prowadzi największe w Polsce archiwum społeczne XX wieku. Jak czytamy na stronie organizacji, archiwalia pozyskują głównie od osób prywatnych. To fotografie, dokumenty, korespondencja, dzienniki oraz nagrania audio i wideo, a także pamiątki i muzealia.
"Docieramy do świadków historii w Polsce i na całym świecie, nagrywamy ich relacje, zabezpieczamy i chronimy dokumenty, które mogłyby ulec zniszczeniu. Prowadzimy czytelnię i bibliotekę naukową. Nasze zbiory są dostępne w internecie i w naszej siedzibie" - tak Karta opisuje swoją misję. Efekty prac publikowane są w kwartalniku historycznym "Karta" oraz w książkach i albumach. Co roku instytucja przygotowuje także kilka wystaw. Publikacje są dostępne również w internetowej księgarni oraz w siedzibie i wybranych księgarniach na terenie całego kraju.
Problemy Karty zaczęły narastać od pandemii
Dziś jednak wiadomo, że Karta boryka się z ogromnymi problemami finansowymi, przez co zagrożona jest jej dalsza działalność. O kłopotach instytucji porozmawialiśmy z Alicją Wancerz-Gluzą, która razem z mężem - Zbigniewem Gluzą odpowiada za jej założenie. Wancerz-Gluza działała w ruchu "Solidarność", w latach 80. była redaktorką i wydawczynią książek wydanych w ruchu podziemnym. Od lat pracuje nad archiwistyką społeczną. W 2011 została odznaczona przez Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski "za wybitne zasługi w działalności na rzecz budowania społeczeństwa obywatelskiego, za osiągnięcia w podejmowanej z pożytkiem dla kraju pracy zawodowej i społecznej".
- Sytuacja Karty jest rzeczywiście bardzo trudna. Nigdy nie cieszyliśmy się nadmiarem pieniędzy, jako organizacja pożytku publicznego. Utrzymujemy się najczęściej z grantów czy dotacji - przyznaje nasza rozmówczyni.
Jak tłumaczy, granty to pieniądze na realizację projektów, zwykle krótkoterminowych. Nie uwzględniają one najczęściej kosztów ogólnych. - A Karta prowadzi wielkie projekty, często wieloletnie, które trwają nawet po 20 lat. Dlatego nasze działania nie mieszczą się tak naprawdę w formule organizacji pozarządowej. Ciągle borykaliśmy się z kłopotami, ale obecnie zaczęły one narastać coraz bardziej. Właściwie od pandemii. Nałożyła się na to dramatyczna sytuacja na rynku książki, a jak wiadomo Karta jest również wydawcą literatury non-fiction i kwartalnika "Karta" - podkreśla współzałożycielka instytucji.
Efekt? Magazyn niesprzedanych książek i pogłębiające się kłopoty z płynnością finansową. - Doszło do takiej sytuacji, że właściwie straciliśmy zdolność regulowania naszych powinności. Sam fakt, że od stycznia do tego miesiąca (sierpnia - red.), mamy ponad 500 tysięcy zaległości tylko w ZUS - wylicza Wancerz-Gluza. Jak zaznacza, kilka dni temu udało się jednak podpisać ugodę na rozłożenie tych należności na raty, nawet do maja przyszłego roku. Ale warunkiem jest regularne płacenie bieżącej składki miesięcznej plus wyznaczonej raty. - To daje kwotę około 120- 130 tysięcy złotych. Taką sumę trzeba by płacić już we wrześniu, a my tych pieniędzy po prostu nie mamy - ubolewa.
Brakuje na wypłaty dla pracowników i czynsz
Do tego dochodzą jeszcze trzymiesięczne zaległości w pensjach pracowników. - To jest kwota miesięcznie około 200 tysięcy netto - wylicza dalej nasza rozmówczyni. Niektórzy pracują dalej, ale inni nie dają rady i odchodzą. Nie mogą pozwolić sobie np. na utrzymanie za pożyczane od rodzin pieniądze. - Sytuacja naprawdę nabrzmiała. W końcu trzeba to powiedzieć bez znieczulenia, że taka sytuacja dramatyczna jest - podkreśla.
Jakby tego było mało, Karta ma także miesięczne zaległości w czynszach, obecnie zagrożona jest już eksmisją. Organizacja dzierżawi w Warszawie trzy lokale: stałe biuro przy ulicy Narbutta, archiwalia w alei Niepodległości i nowo otwartą placówkę na placu Konstytucji. Ta ostatnia została otworzona w reakcji na wojnę w Ukrainie. - Podjęliśmy rozmowy o rozłożeniu zaległości na raty. Ale znowu jest warunek, żeby płacić bieżące należności i zaległe raty. To będzie powyżej 20 tysięcy złotych miesięcznie. Nie mamy na najbliższą wpłatę we wrześniu - przyznaje.
Karta jednak walczy i jak zapowiada Wancerz-Gluza, nie zamierza się poddać. Realizowane są zaległe zobowiązania. - Bo takie mamy poczucie powinności. Realizujemy między innymi bardzo poważny projekt o zasięgu ogólnopolskim, a nawet międzynarodowym. Naszym zadaniem jest realizowanie misji, która nie mieści się w strukturze organizacji pozarządowej. Wpłaty, darowizny - oczywiście mamy bardzo wielu życzliwych ludzi, ale nasi odbiorcy nie są najczęściej ludźmi zamożnymi. W związku z tym prywatne darowizny nie są w stanie poprawić tej sytuacji, w jakiej się znajdujemy - ocenia.
Praca Karty się nie kończy. - Nie możemy "zgasić światła" w archiwum i wyprosić archiwistów w momencie, kiedy kończymy jakiś grant na przykład na opracowanie jakiegoś zbioru. Mamy ciągłą pracę. Najlepszy dowód na to "Indeks represjonowanych", czyli dokumentacja osób, ofiar represji pod okupacją sowiecką. Nad tym pracowaliśmy 25 lat z Memoriałem - tym, który został wypędzony z Rosji i rozwiązany. Dostał nagrodę Nobla w 2020 roku - przypomina współtwórczyni Karty.
Przypomnijmy: rosyjskie Stowarzyszenie Memoriał to jedna z najbardziej zasłużonych organizacji, która od ponad 30 lat gromadziła dowody świadczące o represjach politycznych w byłym już Związku Radzieckim i wytrwale broniła praw człowieka. Sąd Najwyższy Rosji, po trzech posiedzeniach, zdecydował o jego likwidacji
Potrzebna pomoc życzliwych ludzi
Zdaniem Wancerz-Gluzy, Karta pracowała też przez lata, zastępując państwo w procesie dokumentacji osób zaginionych w czasie wojny na Wschodzie. - Karta robiła to 20 lat, właściwie upadając pod ciężarem tej pracy i braku pieniędzy. Kończy się grant, kończą się pieniądze. A pracownicy o unikalnej wiedzy i umiejętnościach nie mogą mieć finansowanej pensji. Z drugiej strony państwo wymaga, że pracownicy zatrudnieni na stałe, powinni ją mieć i powinniśmy płacić ZUS. A my nie jesteśmy w stanie zdobyć tych pieniędzy metodą, jaka jest przewidziana dla organizacji pozarządowych - ocenia.
Co teraz? Jak podsumowuje nasza rozmówczyni, są już pomysły na zmiany, ale potrzebne jest teraz doraźne wsparcie na ratunek w obecnej sytuacji kryzysowej. - Żebyśmy się mogli oddłużyć i ruszyć, być może z pomocą życzliwych nam różnych ludzi, organizacji - twierdzi. I tłumaczy, że w grę może wchodzić przekonstruowanie działania instytucji, żeby nie popadała w taki kryzys jak teraz.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl