Władza powinna zdawać sobie sprawę, że emancypacja kobiet, osób LGBT nie jest do zatrzymania - mówił w "Faktach po Faktach" Robert Biedroń. Zdaniem lidera Wiosny władza powinna "po pierwsze, stanąć w obronie tych, którzy są poniżani, wyśmiewani i nie mają równych praw. Po drugie, zastanowić się, jak wyrównać te prawa". - Niewiele zrobiono ani w jednej, ani w drugiej sprawie i dlatego dzisiaj płacimy za to tak wysoką cenę - dodał.
W niedzielę w Białymstoku odbyła się manifestacja pod hasłem "Polska przeciw przemocy" zorganizowana przez Wiosnę, SLD i Lewicę Razem - trzy ugrupowania, które w ostatnim czasie ogłosiły zamiar budowy wspólnego bloku Lewicy w jesiennych wyborach parlamentarnych.
Protest to reakcja na wydarzenia, do jakich doszło 20 lipca podczas białostockiego Marszu Równości. Próbowali go zablokować kontrmanifestanci, w tym przedstawiciele środowisk kibicowskich. W stronę uczestników rzucano kamieniami, petardami, jajkami i butelkami, wykrzykiwano też obraźliwe słowa.
"Kolejne rządy ignorowały ten problem"
O niedzielnym proteście mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 lider Wiosny i europoseł Robert Biedroń, który uczestniczył w manifestacji w Białymstoku z Adrianem Zandbergiem (Razem) i Włodzimierzem Czarzastym (SLD). - Pokazaliśmy, że da się, da się ponad podziałami, w tej różnorodności znaleźć to, co jest wspólnym mianownikiem - ocenił. Jego zdaniem "tym wspólnym mianownikiem jest Polska".
- To jest dom, w którym musimy wszyscy się pomieścić - dodał. Jak wskazywał, "to nie jest łatwe, i widzimy to na co dzień, ale da się coś zrobić".
Mówiąc o ludziach, którzy brali udział w kontrmanifestacji w ubiegłym tygodniu, zaznaczył, że "oni się nie rozpłynęli". - Oni są, tyko dzisiaj zobaczyli i usłyszeli coś, co powinni byli usłyszeć już wiele lat temu: że nie ma zgody na przemoc - mówił lider Wiosny. Jego zdaniem "kolejne rządy ignorowały ten problem".
- Ważniejsze było budowanie autostrad, stadionów i tak dalej - mówił Biedroń, podkreślając, że "po części jest jakieś wytłumaczenie na to".
"Wiem, co to jest żyć w szafie"
Gość "Faktach po Faktach" podkreślał, że "osoby LGBT są częścią tego społeczeństwa". - Ja sam jestem gejem, ja żyłem w klatce, ja wiem, co to jest żyć w szafie, ja wiem, co to znaczy poczucie gorszości, poniżenie, wyśmiewanie, przemoc fizyczna, przemoc psychiczna - wyliczał Biedroń.
- Ale jak człowiek raz wyleci z tej klatki, jak człowiek raz poczuje tę wolność, ten tlen, to świeże powietrze, poczuje, że "sky is the limit" (pol. "praktycznie nie ma ograniczeń"), to już nigdy do tej klatki nie wróci - przekonywał europarlamentarzysta.
Zaznaczył jednocześnie, że "emancypacja kobiet, osób LGBT jest nie do zatrzymania". Jego zdaniem "każda władza powinna sobie zdawać z tego sprawę, że taka emancypacja nie jest do zatrzymania nawet za pomocą gróźb i przemocy".
"Dzisiaj płacimy za to tak wysoką cenę"
- Więc co powinna zrobić dzisiaj władza? - pytał lider Wiosny. - Po pierwsze, stanąć w obronie tych, którzy są poniżani, wyśmiewani i nie mają równych praw. Po drugie, zastanowić się, jak wyrównać te prawa - wskazywał. - Przez wiele lat III Rzeczypospolitej, przez 30 lat niewiele zrobiono ani w jednej, ani w drugiej sprawie i dlatego dzisiaj płacimy za to tak wysoką cenę - dodał.
- Jarosław Kaczyński, który żyje dzisiaj na Żoliborzu z kotem, powinien mieć taki sam szacunek od nas, jakiego my oczekujemy od niego, w stosunku do chłopaka i dziewczyny, którzy się kochają, chłopaka i chłopaka czy dziewczyny i dziewczyny. Ten szacunek należy się wszystkim - mówił europoseł.
Jak ocenił, "to jest wybór pana prezesa Kaczyńskiego, że chce żyć z kotem". - Ale mój wybór, to, że chcę żyć ze Śmiszkiem [Krzysztofem, politykiem Wiosny, który jest partnerem Biedronia - przyp. red.] powinien być też szanowany, a dzisiaj nie jest, bo pan prezes Jarosław Kaczyński straszy gejami, lesbijkami polskie społeczeństwo i to jest nie fair - podkreślił.
- Ja nie straszę jego kotem, ja nie straszę Jarosławem Kaczyńskim, że (...) jego rodzina jest gorsza czy lepsza, ja to szanuję i tego szacunku się domagam - dodał Biedroń.
"To nie jest specjalne prawo, to nie jest żadna ideologia"
Podkreślił również, że jeśli chodzi o traktowanie osób LGBT w Polsce, to sytuacja jego - jako polityka i osoby publicznej - "to nie jest normalna sytuacja". - Jestem gejem, który dzisiaj pełni wysokie funkcje polityczne, jestem szefem partii, ale takich jak ja w Polsce możemy policzyć na palcach - wyjaśniał. Jak mówił, "są miliony gejów, lesbijek, którzy są anonimowi, którzy nie są tak traktowani" jak on.
Zwrócił jednocześnie uwagę także na problem braku możliwości zarejestrowania związków partnerskich w Polsce. - Jestem 17 lat w związku partnerskim, który jest niezarejestrowany i gdyby cokolwiek się wydarzyło dzisiaj mi lub mojemu partnerowi, to my nawet nie mamy prawa zdecydować o pochówku - zaznaczył.
Jak mówił, "przychodzi rodzina i sama decyduje". Zdaniem lidera Wiosny, kwestie zawierania rejestrowanych związków partnerskich "to są rzeczy, które są dzisiaj standardem w Europie". - To nie jest specjalne prawo, to nie jest żadna ideologia, to są po prostu zwykłe, normalne prawa obywatelskie, prawa człowieka, które każdemu się powinny należeć - przekonywał.
"Każdego dnia rozwiązujemy kolejną kwestię, co nas zbliża do wspólnego frontu lewicowego"
Biedroń pytany był również o zapowiadany wspólny start w wyborach parlamentarnych Wiosny, SLD i Razem w bloku lewicowych ugrupowań. Gość "Faktów po Faktach" w TVN24 przekonywał, że chociaż to na razie deklaracja, to "już dzisiaj jest ta praca od podstaw".
- Lewicy do tej pory nie było łatwo, lewica była podzielona i dlatego przegrywała wybory. Zawsze lewica wygrywała wybory, kiedy szła zjednoczona - stwierdził. Jego zdaniem to, że "nie wygrała lewica w ostatnich wyborach parlamentarnych, było skutkiem podziału na lewicy". - Musimy tę lekcję odrobić i dlatego każdego dnia spotykamy się i we trójkę jako liderzy, ale także poszczególne zespoły, pracujemy nad listami, one nie są jeszcze ułożone, dyskutujemy o tym, nad formułą startu - dodał lider Wiosny.
- Każdego dnia rozwiązujemy kolejną kwestię, co nas zbliża do wspólnego frontu lewicowego - dodał.
"Różne rzeczy się mówi, tylko że sytuacja się zmienia"
28 maja, tuż po wyborach do Parlamentu Europejskiego, lider Wiosny zapowiedział, że jego ugrupowanie pójdzie samodzielnie do wyborów parlamentarnych na jesieni. Podkreślił wówczas także, że "nie ma innych scenariuszy na stole".
Pytany w niedzielę w "Faktach po Faktach" w TVN24 o swoje poprzednie stanowisko względem startu w wyborach do Sejmu i Senatu, Biedroń odparł, że "różne rzeczy się mówi, tylko że sytuacja się zmienia".
- Dzisiaj sytuacja jest wyjątkowa. Dla dobra lewicy, dla dobra Polski ja jestem pierwszym rzecznikiem tego zjednoczenia - oświadczył. Jak dodał, "mówiliśmy o sobie wiele złych rzeczy rzeczy. Wybaczamy i prosimy o wybaczenie".
Odniósł się także do kwestii stworzenia programu bloku lewicowego na wybory. - Mamy zespół programowy. Nie chcę dać się sprowokować, żeby powiedzieć o tym minimum programowym, zanim nie dokończymy tych spraw, bo nie chcę nas podzielić już dzisiaj - dodał.
Przekonywał jednocześnie, że lewicy uda się "bez problemu" wypracować wspólny program. - Nasze programy są bardzo podobne - ocenił. - One były podobne, kiedy szliśmy do wyborów [europarlamentarnych - przyp. red.] i to był błąd, że szliśmy do wyborów osobno - dodał lider Wiosny.
Biedroń: jeżeli taka będzie wola koalicjantów, to wystartuję w wyborach do Sejmu
Lider Wiosny był także pytany, czy podjął decyzję o starcie w wyborach do Sejmu. - Nie, to jest jedna z tych decyzji, które będziemy podejmowali w najbliższych dniach, jeśli chodzi o układanie list, jeśli chodzi o decyzje dotyczące przyszłości lewicy - oznajmił.
Na uwagę, że jako lider jednego z ugrupowań bloku lewicowego może liczyć na "jedynkę" na listach wyborczych, odparł: - Jeżeli dostanę taką jedynkę, jeżeli taka będzie wola wszystkich koalicjantów, to oczywiście, że wystartuję.
- Dzisiaj lewica stoi przed dwoma wyborami. Pierwsze wybory to są wybory do Sejmu i Senatu, drugie wybory, to są wybory prezydenckie. W jednych i w drugich wyborach lewica musi odnieść sukces. I będziemy układali takie listy, które sprawią, że nie tylko przywrócimy lewicę do polskiego parlamentu, ale także, że będziemy mieli realne szanse walczyć o prezydenturę Rzeczypospolitej Polskiej - mówił.
Biedroń przyznał, iż "celowo" nie chce na razie powiedzieć, czy ostatecznie pozostanie w europarlamencie, czy wystartuje do Sejmu, ponieważ - jak mówił - "układamy listy i nie chcę tutaj przesądzać".
Na pytanie, czy rozważa wariant pozostania w Parlamencie Europejskiej odparł: - Rozważamy dzisiaj wszyscy razem różne wariaty dotyczące przyszłości lewicy.
Biedroń w styczniu: nie przyjmę mandatu albo zrezygnuję z mandatu
Pod koniec stycznia w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 Biedroń przekonywał, że jeśli zostanie wybrany do europarlamentu, to "prawdopodobnie" nie przyjmie nawet mandatu i wystartuje w wyborach parlamentarnych w Polsce jesienią. Potem tłumaczył: - Wystartuję do europarlamentu i nie przyjmę mandatu albo zrezygnuję z mandatu. Dlatego, żeby mieć pewność, że pewne wartości są reprezentowane w Parlamencie Europejskim - mówił wówczas.
Argumentował, że wystartuje do Parlamentu Europejskiego, aby "pociągnąć listę". - Żeby mieć gwarancję, że moi europosłowie będą w europarlamencie. Inaczej osłabię swój ruch - tłumaczył w styczniu.
Biedroń wskazywał w "Rozmowie Piaseckiego" że "prawdopodobnie nie przyjmie nawet mandatu i wystartuje do polskiego parlamentu", "prawdopodobnie nie zdąży przyjąć mandatu do Parlamentu Europejskiego, bo zaprzysiężenie może odbyć się dopiero jesienią, a to może kolidować z wyborami do parlamentu krajowego, które także odbędą się jesienią".
Autor: akr//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24