Rosyjski wiceprokurator generalny Aleksander Zwiagincew zapewnił szefa polskiej prokuratury Andrzeja Seremeta o "daleko idącym wsparciu" w przyśpieszeniu realizacji wniosku w sprawie przekazania próbek z wraku Tu-154 - poinformowała Prokuratura Generalna. Nie może jednak przyspieszyć decyzji, bo wszystko zależy od postawy Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej, który prowadzi śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej, a podlega bezpośrednio prezydentowi Władimirowi Putinowi.
Jak powiedział w piątek rzecznik prasowy Prokuratury Generalnej prok. Mateusz Martyniuk, w czwartek Seremet rozmawiał telefonicznie ze Zwiagincewem.
Jednak, jak zaznaczył Martyniuk, "Zwiagincew podkreślił, że polski wniosek realizuje niezależny od prokuratury Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej, jednakże zapewnił daleko idące wsparcie mające na celu przyśpieszenie realizacji tego wniosku".
I tak decyduje Komitet Śledczy
Śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej, podobnie jak wszystkie inne śledztwa w Rosji, prowadzi nie prokuratura, lecz wydzielony kilka lat temu z jej struktur Komitet Śledczy. Rola prokuratury sprowadza się de facto do prowadzenia ostatniej fazy dochodzenia, już na etapie procesowym.
Różnicę między Komitetem Śledczym a Prokuraturą Generalną widać także w ich prawnym statusie. O ile prokuratora generalnego (obecnie jest nim Jurij Czajka) powołuje i odwołuje Rada Federacji (wyższa izba parlamentu) na wniosek prezydenta, to Komitet Śledczy jest bezpośrednio podporządkowany prezydentowi. To on powołuje i odwołuje szefa Komitetu - obecnie jest nim gen. Aleksandr Bastrykin.
Będzie kolejna partia materiałów
Ponadto - jak dodała PG - strona rosyjska poinformowała polskiego prokuratora generalnego, że przygotowuje kolejną partię materiałów ze śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, które zostaną przekazane do Polski. - Była mowa o kilku tomach akt - powiedział prok. Martyniuk.
Rzecznik prasowy PG zaznaczył, że wstępnie zaplanowano kolejną rozmowę Seremeta ze Zwiagincewem; ma się ona odbyć "w najbliższym czasie".
Kontrowersyjny artykuł
W zeszłym tygodniu "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku ślady trotylu i nitrogliceryny. Po publikacji prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła tylko, że znalezione ślady - podczas trwającego od połowy września do połowy października pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych.
Jak wtedy wyjaśniał szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków.
Dodał, że wielokrotnie sygnalizowały one możliwość wystąpienia związków chemicznych o budowie podobnej do materiałów wysokoenergetycznych; reagowały np. na namiot wykonany z PCV.
- Urządzenia wykorzystywane są tylko do wstępnych, szybkich testów przesiewowych, wskazujących co najwyżej na możliwość wystąpienia związków chemicznych mogących być materiałem wysokoenergetycznym. Urządzenie wskazywało biegłym, że badany element powinien być zabezpieczony i poddany szczegółowym, profesjonalnym badaniom w laboratorium - mówił Szeląg.
Przesądzą badania laboratoryjne
Według prokuratury dopiero badania laboratoryjne zabezpieczonych podczas tych badań próbek będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych. W poniedziałek Seremet mówił, że próbki te zostały zaplombowane i zabezpieczone i są obecnie w dyspozycji Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej. Zapowiedział wtedy również rozmowy z przedstawicielami rosyjskiej prokuratury m.in. na temat szybkiego ich przekazania.
Autor: zś//bgr / Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24