Nie ma winnych śmierci jedenastoletniego Igora. Rok temu chłopca przygniotła nieprzytwierdzona do podłoża bramka piłkarska, która w pewnym momencie przewróciła się na niego. Materiał programu "Blisko ludzi".
Igor miał 11 lat, świetnie się uczył i uwielbiał piłkę nożną. W maju 2015 roku chłopiec, jak zwykle po szkole, poszedł ze starszym bratem i kolegami grać w piłkę na gminnym boisku w Świeciu nad Osą.
Urzędnicy nie widzieli niebezpiecznych bramek?
Na placu do gry w piłkę znajdowały się dwie bramki zamocowane do podłoża w liniach bramkowych pełnowymiarowego boiska oraz bramki stojące luzem, do niczego nieprzymocowane. Stały zazwyczaj w liniach bocznych, żeby można było grać w poprzek głównego boiska na mniejszej powierzchni.
Całe boisko piłkarskie doskonale widać z okien gabinetu wójta, tak samo zresztą jak ze szkoły i ośrodka kultury, użytkujących obiekt. Dlaczego urzędnicy, nauczyciele, animatorzy kultury nie reagowali na to, że na boisku znajdują się bramki niczym nieprzymocowane do ziemi? Na to pytanie już nikt nie pozna odpowiedzi. Prokuratura umorzyła śledztwo, a sąd prawomocnie podtrzymał tę decyzję.
- Nie ma dnia, żebym nie przepłakała. A na cmentarz idę, rozmawiam z nim. Mój najdroższy skarb - opowiada reporterowi "Blisko Ludzi" matka tragicznie zmarłego chłopca.
Prokurator wierzy na słowo, sędzia gani dzieci
Prokurator prowadzący postępowanie przygotowawcze przesłuchał wielu świadków, ale wszyscy zgodnie zeznali, że nie wiedzą i nikt ze znanych im osób nie wie, skąd wzięły się te ruchome bramki na gminnym boisku. Wójt też się do nich nie przyznał, choć boisko należy do gminy.
Prokuraturze Rejonowej w Grudziądzu to wystarczyło, by uznać śmierć Igora za efekt nieszczęśliwego wypadku, do którego nikt się nie przyczynił ani przez działanie, ani przez zaniedbanie. Sąd Rejonowy w Grudziądzu utrzymał w mocy decyzję prokuratury.
Pytany o tę sprawę przez reportera "Blisko Ludzi" prezes Sądu Rejonowego w Grudziądzu tłumaczył tę decyzję w nader zaskakujący sposób.
- Dziecko nie powinno wieszać się na bramce. Przedtem powinny być one (bramki - red.) przytwierdzone do podłoża, a dzieci tego nie zrobiły - uważa sędzia Bogdan Tężycki.
Dlaczego sąd uznał, że to dzieci powinny przytwierdzić bramki do podłoża, prezes sądu już nie odpowiedział. Oświadczył, że nie wolno mu komentować postanowień składów orzekających.
Wójt każe sprzątnąć bramki
Po tragedii z maja ubiegłego roku wójt Świecia nad Osą polecił uprzątnąć z boiska ruchome bramki. Te same bramki, do których żadna gminna instytucja nie chciała się przyznać.
Rodzina chłopca nie może się pogodzić z umorzeniem śledztwa i z tym, że wójt po umorzeniu uznał, że gmina nie ponosi za śmierć Igora żadnej odpowiedzialności, również cywilnej. Zwłaszcza, że - jak twierdzi matka - urzędnicy doskonale wiedzieli, że na boisku stoją niebezpieczne bramki. Wcześniej jedna z tych bramek przewróciła się na jej drugiego syna. Wtedy, szczęśliwie, nie odniósł on poważniejszych obrażeń.
- Mówiłam, żeby je albo zabezpieczyli, albo schowali, bo dzieci to są dzieci, no i że coś się kiedyś przydarzy, że któreś zginie. No i zginął mój syn - mówi szlochając Małgorzata Hinz, matka zmarłego Igora.
Ktoś się prosi o następną tragedię?
Czy ktokolwiek wyciągnął wnioski ze śmierci chłopca? Okazuje się, że nie. W Świeciu nad Osą usunięto wprawdzie chybotliwe bramki, ale już w sąsiedniej gminie, do której pojechał reporter "Blisko Ludzi", bramki przewracają się od niezbyt silnego pchnięcia dorosłego człowieka. Niemal codziennie dzieci grają tam w piłkę.
Po emisji materiały odbyła się dyskusja w której wzięli udział: radca prawny dr Łukasz Bernatowicz, ekspert ds. bezpieczeństwa Krzysztof Kubiciel, były senator i publicysta Andrzej Person oraz prezes Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Wypadków Janusz Popiel.
Autor: dln/kk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24