Niech pan jako polonista nie udaje, że nie wie, kto napisał "Nad Niemnem" - mówił w "Faktach po Faktach" prof. Tomasz Nałęcz. Były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego spierał się w ten sposób z Andrzejem Urbańskim, który w przeszłości kierował kancelarią prezydenta Lecha Kaczyńskiego, o ujawniony niedawno audyt z działalności kancelarii Komorowskiego.
Goście TVN24 komentowali wyniki opublikowanego niedawno "bilansu otwarcia" przeprowadzonego przez urzędników kancelarii Andrzeja Dudy.
Autorzy dokumentu twierdzą, że poprzednie kierownictwo kancelarii wydało do 6 sierpnia (czyli do końca kadencji Bronisława Komorowskiego) niemal wszystkie środki przeznaczone w tym roku na wynagrodzenia czy na zakup materiałów i wyposażenia.
Spór o wynagrodzenia
- Minister Michałowski (Jacek Michałowski, szef kancelarii Komorowskiego - red.) popełnił błąd. Złamał prawo budżetowe - przekonywał Urbański, oceniając decyzje dotyczące wyczerpania wydatków na wynagrodzenia. - Jeśli pan ma rację, to jak to jest, że w kancelarii rozwiązano dwa biura, wyrzucono kilkadziesiąt ludzi na bruk, wypłacono im wszystkim odprawy? - pytał Nałęcz.
- Nie popełniajmy takiego błędu, że pan profesor historii nie zna daty bitwy pod Grunwaldem - ripostował Urbański, odwołując się do wykształcenia Nałęcza. Dodał, że jeśli wspomniani przez niego wyrzuceni ludzie mieli zagwarantowane pensje przez Michałowskiego, to można było ich zwolnić w każdej chwili.
- Niech pan jako polonista nie udaje, że nie wie, kto napisał "Nad Niemnem" - odpowiadał Nałęcz.
Jego zdaniem, gdyby Urbański mówił prawdę i kancelaria Komorowskiego rzeczywiście wyczerpała wszystkie środki na wynagrodzenia, to współpracownicy Dudy nie mogliby nikogo zwolnić, bo nie mieliby dla nich pieniędzy na wypłaty przysługujących im odpraw.
"To jest dzika potwarz"
Goście "Faktów po Faktach" komentowali też słowa Michałowskiego, który w wywiadzie dla RMF FM ujawnił, że na początku jego urzędowania w 2010 r. kancelaria zapłaciła 30 tys. zł za pobyt Marcina Dubienieckiego (męża Marty Kaczyńskiej, córki prezydenta - red.) w hotelu "Klonowa".
Zdaniem Nałęcza to "bulwersujące", bo Kaczyńska i Dubieniecki mieli po katastrofie smoleńskiej dysponować kilkusetmetrowym apartamentem w Pałacu Prezydenckim.
- To jest dzika potwarz. Pani Marta nie miała w pałacu żadnego apartamentu. Nie zamieszkiwała tam - przekonywał Urbański.
- Komplet kluczy do tego apartamentu dostała pani Marta Kaczyńska, jako dysponentka tego mieszkania - tłumaczył Nałęcz.
- Jeżeli ja dam panu teraz komplet kluczy teraz, to pan myśli, że pan zamieszka w moim mieszkaniu? Nie zamieszka pan - ripostował Urbański.
Autor: ts//plw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24