Na około 4,5 tys. młodych mężczyzn stających co roku do poboru w bydgoskiej WKU, do wojska można wcielić zaledwie...80-90. Na dodatek kilkuset rocznie jest poszukiwanych. Pewnie są w pracy. Na przykład w Anglii, czy Irlandii - pisze "Gazeta Pomorska"
Od kilku lat wojskowi obserwują zjawisko - a jego skala jest duża i wciąż rośnie - niewypełniania powszechnego obowiązku obrony na skutek masowych wyjazdów do pracy za granicą. To już nie wakacje na niemieckich budowach i francuskich plantacjach winogron, ale wieloletnie nawet pobyty niemal w całej Unii. A tu tymczasem nasza armia wzywa...
- Grono poszukiwanych osób - takich, którym najpierw kilka razy wysyłamy wezwania, potem piszemy do ich rodziców przedstawiając listę sankcji, a wreszcie zawiadamiamy policję i prokuraturę - liczy kilkaset osób - mówi ppłk Lech Wesołowski, komendant Wojskowej Komendy Uzupełnień w Bydgoszczy. Według niego, te poszukiwania są skuteczne w blisko połowie przypadków. Dotyczy to nie tylko poborowych, ale także rezerwistów, których jednostki bezskutecznie wzywają na ćwiczenia.
Mało kto wie lub chce pamiętać, że oprócz obowiązku służby wojskowej istnieje także obowiązek meldunkowy - nieobecność dłuższą niż dwumiesięczną muszą żołnierze i rezerwiści zgłosić w urzędzie gminy. - Jeśli nie, to my ich potem ścigamy - potwierdza "Gazecie Pomorskiej" ten problem szef Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe, Leon Bojarski.
- Są takie dwie kategorie "zapominalskich", bo nie tylko ci, których szuka armia, ale i zadłużeni w bankach wyjeżdżają do pracy za granicę. Jeżeli w końcu występujemy do sądu i szukamy ich nawet listem gończym, to już na granicy może ich spotkać niespodzianka -dodaje.
Od 2006 r. zmieniły się przepisy przenoszenia poborowych do rezerwy. Nie ma już limitu wieku 27 lat. Górna granica powołania do wojska nie jest określona, więc nie opłaca się nie reagować na wezwania lub kombinować. Armia może o sobie przypomnieć także czterdziestolatkowi. Zwłaszcza, że zjawisko unikania służby wojskowej przez osoby wyjeżdżające za chlebem za granicę, jest niepokojące. Nawet spośród tych, którzy zgłaszają się do WKU, można od razu wcielić do wojska zaledwie około 5 procent. Większość bowiem natychmiast przedstawia zaświadczenie o kontynuowaniu nauki, a innych odrzuca komisja lekarska - czytamy w "Gazecie Pomorskiej".
Źródło: "Gazeta Pomorska"