Dno ma to do siebie, że kiedy wydaje nam się, że już je dotknęliśmy - zawsze może się okazać, że pod nim jest jeszcze jedno dno. To marynistyczne twierdzenie wyjątkowo często sprawdza się w polskich produkcjach telewizyjnych. Tu ocean bezmyślności kusi niezmierzoną głębią.
Znalazłem tajne zapiski twórców serialu "Dylematu 5". Poniżej prezentuję fragmenty.
Poniedziałek. Mamy pieniądze, ruszamy do pracy. Jesteśmy bardzo dowcipni, nakręcimy kontynuację serialu "Alternatywy 4". Chociaż niektórzy mówią nam, że nie dorastamy Barei do pięt i że będzie katastrofa, my się nie zrażamy. Jakoś to będzie.
Wtorek. Wycofał się reżyser, Wojciech Smarzowski, ten od "Wesela". To nic, znamy jeszcze jednego. Dołączy do ekipy w ostatniej chwili. Jakoś to będzie.
Środa. Próbowaliśmy namówić Macieja Rybińskiego, współtwórcę scenariusza do "Alternatyw", żeby napisał nam kontynuację. Odmówił i dodał coś o szacunku dla twórczości Barei. Nie zna się. To nic, szwagier też ma poczucie humoru i mieszkał na Ursynowie. Jakoś to będzie.
Czwartek. Nie jest dobrze. Gajos miał zagrać główną rolę - ciecia, następcę Anioła - ale jak mu przedstawiliśmy naszą koncepcję, pognał nas do diabła. To nic. Tomasz Sapryk na pewno sobie poradzi. Tylko, cholera, mieliśmy taki plan, że Gajos to zagrałby sam, a Saprykowi musimy napisać dowcipną rolę. Ale przecież tryskamy humorem - damy radę, jakoś to będzie.
Piątek. Mamy pieniądze, ruszamy z produkcją. Jakoś to będzie.
Sobota. Problem. Prezes TVP wstrzymał finansowanie, bo jak obejrzał, to powiedział, że w życiu takiego filmu nie puści. Poczekaliśmy aż przestanie być purpurowy i wrzeszczeć coś o grafomanii i porozmawialiśmy na spokojnie. Ustaliliśmy, że kończymy trzy odcinki, puszczamy i widzowie ocenią. Trochę się denerwujemy, jak to będzie.