Żeby było jasne: nie mam nic do ukrycia i do wszystkiego co mam, doszedłem uczciwie. Nie zgadzam się jednak z rządowym projektem, który zaostrza i poszerza kontrolę majątków „osób pełniących funkcje publiczne”.
Nowy pomysł forsowany przez PiS zakłada, że pod karą trzech lat więzienia, trzeba ujawnić cały majątek swój i współmałżonka (odechciewa się żenić!). Bez ociągania, trzeba wskazać skąd każdy grosz się wziął. Dlaczego mi się to nie podoba? Pomysł ma być zastosowany m.in. do „innych osób pełniących funkcje publiczne na podstawie odrębnych przepisów”. Te inne przepisy zawarte są na przykład w ustawie lustracyjnej. Do jednego wora "inne" wrzuca ona m.in. radców prawnych, doradców podatkowych, dziennikarzy czy wykładowców uczelni wyższych. Żądanie od przedstawicieli wolnych zawodów pokazywania państwu portfela jest nadużyciem. Przecież o swych przychodach informują co roku urząd skarbowy. Ujawnianie majątków przez osoby publiczne wprowadzono po to, by społeczeństwo kontrolowało ludzi opłacanych z naszych podatków, i żeby powstrzymać ich przed pokusą skorumpowania w okresie, kiedy mają wpływ na kształtowanie prawa. Dotyczy to głównie polityków i sędziów. Chodzi o to byśmy wiedzieli ile kasy od nas otrzymuje Sldowiec, Platformers czy Pisowiec i czy tworząc prawo nie bierze pieniędzy od tych, którzy chcą nagiąć przepisy z korzyścią dla siebie.
Nie widzę natomiast najmniejszego powodu by państwo zaglądało do portfela dziennikarzy mediów prywatnych czy wykładowców uczelni wyższych. Oni nie dostają pieniędzy podatnika, a od prywatnych pracodawców. Co kogo obchodzi czy dziennikarz zarabia tysiąc, dwa czy 56 tysięcy. Czy mieszka w dwupokojowym mieszkaniu czy w willi z basenem. Premier Kaczyński i minister Ziobro będą oczywiście straszyć czwartą władzą i koniecznością, jej transparentności. A ja się pytam: co wyniknie z tego, że pan Kaczyński pozna majątek Durczoka, Lisa czy Olejnik? Tu nie chodzi o przejrzystość, a o puszczenie oka do społeczeństwa: "patrzcie oni na pewno coś ukrywają", albo "patrzcie ile mają szmalu" (w domyśle - nie ufajcie im). Zostawmy ludziom wybór czy danego dziennikarza chcą czytać, słuchać czy oglądać. Niech głosują w kiosku, przy odbiorniku radiowym i klikając w pilota telewizyjnego. Jak w każdym środowisku tak i w naszym pewnie znajdą się czarne owce, ludzie nieuczciwi, którzy w ten czy inni sposób dają się korumpować. Ale jak w żadnym innym, to dosyć szybko wychodzi na jaw. I jak w żadnym innym — skompromitowany korupcją dziennikarz jest wykluczany ze środowiska. Jako dziennikarz jest skończony.
Gdyby przyjąć rozumowanie rządzących, lustracji majątkowej powinniśmy poddać wszystkich obywateli. Może nawet to zmierza w tym kierunku? A kto te oświadczenia skataloguje i sprawdzi? Może tania siła robocza ze wschodu. Tylko ona pomoże rządzącej koalicji urzeczywistnić ideę taniego państwa.
Mateusz Sosnowski
PS. Po ostatnim wpisie, tym o walkach ptaków, dostałem maila: „Mam małe zastrzeżenie co do błędu, który mogą zauważyć też inni internauci. Piszesz o gołębiu, ale ptak na zdjęciu gołębiem nie jest. To sierpówka, zwana potocznie synogarlicą (z rodziny gołębiowatych). Na wikipedii piszą ponadto, że sierpówka znosi zawsze dwa jaja, więc jest jednak szansa, że para sierpówek wychowa choć jedno młode.” Bardzo wszystkich moich czytelników przepraszam. Jestem kompletnym dyletantem. Jak mogłem pomylić sierpówkę, zwaną potocznie synogarlicą z gołębiem?! Naprawdę się wstydzę. Aniu dziękuje.