Rzecznik Praw Pacjenta stwierdził, że w krakowskim szpitalu Żeromskiego doszło do naruszenia prawa do godności i intymności jednej z pacjentek. Kobieta miała być między innymi lekceważona przez personel podczas swojego pobytu na oddziale patologii ciąży, a po porodzie badana w obecności dużej liczby osób. Nie udzielano jej też informacji o przebiegu porodu i stosowanych procedurach.
Pani Ewa (imię zmienione) trafiła do krakowskiego szpitala im. Stefana Żeromskiego na początku grudnia. O swoich doświadczeniach młoda mama opowiedziała na łamach portalu tokfm.pl. Mówiła między innymi o braku empatii ze strony personelu i że musiała walczyć o kontakt skóra do skóry w pierwszych godzinach życia swojego dziecka.
Gdy opuściła placówkę, złożyła skargę, w której opisała swoje doświadczenia. Szpital miał zapewnić ją, że obecnie pacjentki są informowane o tym, że mogą być zbadane w osobnym pokoju, i że miała miejsce rozmowa z położną, która w niestosowny sposób żartowała z pani Ewy. W odpowiedzi, jak mówi pacjentka, nie padły jednak przeprosiny pod jej adresem. Zamiast tego miało się tam znaleźć zdanie "przykro nam, że w pierwszych dniach po porodzie doświadczyła Pani tylko tych negatywnych uczuć".
"Naruszenie praw pacjentki"
Po uzyskaniu niezadowalającej odpowiedzi od szpitala pani Ewa zwróciła się z prośbą o pomoc do Rzecznika Praw Pacjenta, który poważnie podszedł do sprawy. Zapytaliśmy biuro RPP o tę interwencję.
"W przedmiotowej sprawie Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec stwierdził naruszenie praw pacjentki do intymności i godności, informacji oraz świadczeń zdrowotnych przez Szpital Specjalistyczny im. Stefana Żeromskiego Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Krakowie" – czytamy w przesłanej do naszej redakcji odpowiedzi.
Rzecznik podkreślił, że pacjenci mają prawo do poszanowania intymności i godności oraz przekazanych w przestępny sposób informacji. "Na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego Rzecznik doszedł do przekonania, że podczas hospitalizacji w Szpitalu pacjentka nie uzyskała od personelu medycznego przystępnej i zrozumiałej informacji o stanie swojego zdrowia. Przede wszystkim pacjentka nie była na bieżąco informowana o postępach porodu oraz o zastosowanych wobec niej procedurach medycznych" – ocenił rzecznik.
"Żeromski" nie komentuje
Szpital dostał zalecenie przenalizowania tego rozstrzygnięcia, rozmowy z personelem i przeprowadzenia odpowiedniego szkolenia, wdrożenia działań naprawczych oraz przeproszenia pani Ewy na piśmie. Według informacji przekazanych przez biuro Rzecznika Praw Pacjenta, termin udzielenia odpowiedzi przez szpital minął 12 maja.
Czytaj też: Ma rozliczony poród, choć nigdy nie była w ciąży. Informator pacjenta, który dezinformuje
9 maja skontaktowaliśmy się ze szpitalem Żeromskiego, by uzyskać komentarz do tego rozstrzygnięcia. "Do decyzji Rzecznika Praw Pacjenta powinniśmy się ustosunkować w terminie 30 dni od dnia otrzymania pisma, termin ten mija 15 maja br." – przekazała rzeczniczka placówki Anna Górska. Zapewniła też, że po przygotowaniu pisma do RPP udzieli odpowiedzi na nasze pytania. Tak się jednak nie stało – ani po 12, ani po 15 maja.
Relacja pani Ewy
Według relacji pacjentki opublikowanej na tokfm.pl przez wiele godzin nie tylko nikt z personelu nie zainteresował się tym, jak kobieta się czuje (nawet po tym, jak ciężarna zgłosiła pielęgniarce, że skurcze stają się nie do wytrzymania), ale nawet tym, gdzie jest. W pewnym momencie poszła do łazienki, by przy pomocy wody ulżyć sobie nieco w cierpieniu.
- Leżałam na tych płytkach w pozycji kolankowo-łokciowej. Cały czas byłam na kolanach. Polewałam się wodą i w momencie, kiedy skurcz chociaż trochę przechodził, próbowałam wstać, ale udawało mi się wstać tylko na jedno kolano i natychmiast dobijał mnie kolejny skurcz – relacjonuje kobieta, cytowana przez TOK FM. W tym czasie jedyną osobą, która zapukała do drzwi miała być inna pacjentka. "Nikt z personelu medycznego z patologii nie interesował się, na jakim etapie porodu jestem, jak silne są skurcze czy jakie mam rozwarcie. Byłam zostawiona sama sobie. Gdybym zasłabła pod tym prysznicem, nikt by nie zareagował" napisała pani Ewa w skardze, którą po pobycie w szpitalu skierowała do placówki.
Czytaj też: Pani Izabela opowiedziała o traumatycznym porodzie. "Mam depresję poporodową i zespół stresu pourazowego"
Pozycja kolankowo-łokciowa, którą opisuje pani Ewa, polega na oparciu się przez rodzącą na ziemi z biodrami uniesionymi w górę. Ma ona za zadanie między innymi łagodzić bóle wywołane przez skurcze i wspomagać akcję porodową siłą grawitacji.
- Kiedy klęczałam na łóżku, próbując jakoś przetrwać kolejny skurcz lędźwiowy, do sali weszła położna, która przyjmowała mnie rano i powiedziała: 'O, w poród się bawimy? Moje pieski tak robią, gdy się chcą ze mną bawić' - relacjonuje rozmówczyni TOK FM. Jak dodaje, nie oczekiwała wiele – wystarczyłoby jej potwierdzenie, że dobrze jej idzie.
"Pupa nadal czerwona?"
Złe doświadczenia nie skończyły się razem z przyjściem na świat jej syna. Gdy kobieta leżała z noworodkiem na piersi do jej sali miała przyjść pediatrka, by zbadać dziecko. Pani Ewa powiedziała jej, że może oddać chłopca za dwie godziny, bo nie chciała przerywać kontaktu skóra do skóry. Wtedy lekarka miała "zaproponować", że zbada niemowlę znacznie później - dopiero za 12 godzin.
- Rozumiem, że z punktu widzenia pediatry byłam uciążliwą pacjentką, która ma taką fanaberię, żeby poleżeć z noworodkiem skóra do skóry, i że wolałaby, abym jednak nie utrudniała jej wykonywania obowiązków pomysłami z cyklu "rodzić po ludzku" - komentuje pani Ewa na łamach TOK FM.
Młoda mama spędziła w szpitalu jeszcze kilka dni. W tym czasie codziennie badano ją ginekologicznie. - To było badanie wyzute ze wszelkiej empatii i poczucia godności. Ściąga się majtki przy wszystkich, którzy są w pokoju, rozkłada się nogi i pokazuje krocze. Zero parawanu. A lekarka przychodzi z pytaniem: "Pupa nadal czerwona?". W życiu nie byłam tak obnażona jak tam – mówi pani Ewa.
Źródło: tvn24.pl / TOK FM
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock