Wynoszono i niszczono materiały z celi Mariusza T. Jak wyglądały ostatnie próby zatrzymania go w zamknięciu


Kierownictwo zakładu karnego w Rzeszowie od blisko dwóch lat wiedziało o tym, że Mariusz T. miał w celi prace z wizerunkami dzieci - wynika z informacji tvn24.pl. W grudniu dyrektor nakazał zniszczenie tylko części z nich, bo uznał je za niestosowne. Nie powiadomił prokuratury, T. nie został ukarany. Sprawa materiałów wróciła w dziwnych okolicznościach dopiero tuż przed jego wyjściem z więzienia. Czy taki plan stworzono już dawno temu? Wszystkie poszlaki na to wskazują.

W poniedziałek Sąd Okręgowy po raz drugi zajął się wnioskiem dyrektora Zakładu Karnego w Rzeszowie ppłk. Roberta Koguta o uznanie Mariusza T. za osobę z zaburzeniami psychicznymi zagrażającą innym.

Nie mówmy "o obrazkach"

Jego pełnomocnik podważa opinie biegłych z zakresu seksuologii, którzy wydali ją na podstawie jednego wywiadu, wcześniejszych akt sądowych i dokumentacji zgromadzonej w czasie odbywania przez osadzonego kary. Największe zastrzeżenia mecenas ma właśnie do wiarygodności tych ostatnich materiałów. Jak mówi, wciąż nie udostępniono mu zdjęć i grafik Mariusza T., które miały być jednym z dowodów jego zaburzeń seksualnych.

Od kiedy prokurator, Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej w Rzeszowie i Rzecznik Praw Obywatelskich zaczęli badać sprawę ujawnienia tych materiałów tuż przed wyjściem T. na wolność i przyglądać się temu, jak funkcjonował w ostatnim czasie zakład karny, trudno namówić kogokolwiek w Załężu do rozmowy na ten temat. Albo strach, albo przekonanie o złych intencjach dziennikarzy.

Ci, którzy na rozmowę się zgadzają, też mówią o obawach. Ale innych. - Chyba nie ma już szans, żeby decyzje i działania, które podejmowano tutaj od grudnia, rozeszły się po kościach.

Przed pierwszym zdaniem jeden warunek - w tekście nigdzie nie pada nazwisko funkcjonariusza, stopień i zdania podobne do tych: "pracownik SW z długim - lub małym - stażem", "w Załężu pracuje jako...". Słowem: nie pada słowo odsłaniające rozmówcę.

Sugestia skutecznych działań

Funkcjonariuszy, którzy chcą się spotkać i porozmawiać, jest trzech. Każdy od blisko dwóch lat, czyli od chwili kiedy Mariusz T. przyjechał do Załęża z zakładu karnego w Strzelcach Opolskich, miał z nim kontakt. Tyle można napisać o ich pracy w Rzeszowie.

Mówią, że w ostatnich tygodniach przed końcem kary Mariusza T. do nadzoru nad nim wyznaczono wąską grupę zaufanych funkcjonariuszy. Wszyscy spotkali się z dyrekcją zakładu. - Nic nie zostało powiedziane wprost. To nie jest rzeczywistość mówienia: "coś ma się na niego znaleźć i koniec". Ci, którzy później rzucali takie oskarżenia, nie mają pojęcia jak funkcjonuje to środowisko. Tutaj tak się nie działa - mówi nasz rozmówca.

W zhierarchizowanej strukturze polskiego więziennictwa wygląda to inaczej. - Wystarczy sugestia, niedopowiedzenie: trwa walka z czasem, kierownictwo oczekuje od nas skutecznych działań w sprawie osadzonego z celi nr 204. Właśnie takie zdanie padło z ust dyrekcji. Taka była intencja - opowiada funkcjonariusz.

Częstsze kontrole zaczęły się gdy Mariusza T. przeniesiono na początku stycznia do monitorowanej celi. Zgodnie z procedurą prowadzono je pod kątem sprawdzania porządku i bezpieczeństwa. Czy szukano wtedy czegoś innego? Czegoś, co mogłoby pomóc w izolowaniu T. od społeczeństwa? - Nie. Bo o jego rysunkach i przerabianych fotografiach wszyscy wiedzieli od początku jego pobytu w Załężu. Przyjechał tutaj ze swoimi rzeczami, przeszedł rewizję, wszystkie przedmioty zostały mu wydane. Nikt ich nie zakwestionował. W tych kontrolach chodziło natomiast o uwiarygodnienie późniejszych działań - odpowiada inny pracownik SW.

Fotomontaże ostatniego ratunku

Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstał pomysł, aby materiały z celi Mariusza T. posłużyły za ostatnie koło ratunkowe w przypadku, gdy zawiodą prawnicy. W styczniu o takim "możliwym scenariuszu" mówił dziennikarzowi tvn24.pl jeden z oficerów policji, który prowadził czynności operacyjne w ramach akcji przygotowującej funkcjonariuszy do ewentualnego wyjścia T. na wolność. Brzmiało to jednak nieprawdopodobnie. Informacji nie dało się wtedy zweryfikować.

Mocne poszlaki pojawiły się później. Jak udało nam się ustalić, w grudniu doszło w rzeszowskim zakładzie do niecodziennych wydarzeń. Kiedy perspektywa wyjścia na wolność Mariusza T. stawała się coraz bliższa, dyrekcja nakazała mu wydanie zgromadzonych wcześniej i przechowywanych w celi prac, przede wszystkim tych, które wykonywał w ramach terapii w Strzelcach Opolskich. T. zgodził się i dobrowolnie przekazał materiały. Po zapoznaniu się z nimi dyrektor zarządził zniszczenie "niestosownych" prac. Mariusz T. w tym nie uczestniczył.

Dyrekcja Zakładu Karnego nie powiadomiła wówczas prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez osadzonego. Według informacji, które przekazali nam funkcjonariusze, Mariusz T. nie został też ukarany w żaden inny sposób. Dyrektor, mając przed sobą kontrowersyjne prace, w tym między innymi wykonany na komputerze "kolaż" twarzy T. wklejonej w postaci trzynaściorga dzieci - chłopców i dziewcząt (niektórych w samych majtkach albo ubranych tylko w krótkie spodenki), nie poprosił też o konsultacje któregoś z seksuologów lub psychologów pracujących z osadzonymi.

Takie rozwiązanie byłoby najłatwiejsze, bo Zakład Karny w Rzeszowie-Załężu, jako jeden z kilkunastu w kraju, ma terapeutyczne oddziały dla osób z niepsychotycznymi zaburzeniami psychicznymi i pełni dodatkowo bardzo istotną funkcję ośrodka diagnostycznego. Dyrektor mógł na przykład zasięgnąć opinii terapeuty (psychologa-seksuologa), który od marca 2012 do lutego 2013 roku dwa razy w tygodniu spotykał się z Mariuszem T.

Co niszczono i wynoszono z celi "204"?

Z jakiego powodu tego nie zrobił? Dlaczego już wtedy nie złożył doniesienia do prokuratury i nie wnioskował nawet o wymierzenie osadzonemu kary? Pułkownik Kogut nie zgodził się na rozmowę, a jego rzecznik przyznał tylko, że materiałów rzeczywiście nie potrafiono wtedy jeszcze właściwie zinterpretować, bo nie dysponowano opiniami specjalistów. - Dyrektor posiadł szerszą wiedzę o panu Mariuszu T. dopiero na podstawie późniejszej dokumentacji i badań. Wtedy zmienił swój punkt widzenia na tę sprawę - tłumaczy mjr Norbert Gaweł.

Rzecznik potwierdza też nasze informacje o niszczeniu części prac Mariusza T. - Materiały przeszły przez niszczarkę. Mariusz T. wyraził na to zgodę. Zawierały one treści podobne czy też bardzo podobne, do tych znalezionych później w jego celi.

- To jest jakiś absurd. W jednym z naszych najlepiej wyposażonych zakładów karnych, w którym pracują m.in. psychiatrzy i seksuolodzy, działa się w ten sposób i tłumaczy, że komuś zabrakło wiedzy do zinterpretowania takich materiałów? - nie wierzy dr Paweł Moczydłowski, były szef służby więziennej ale i jeden z największych przeciwników nowych przepisów, które doprowadzić mogą do izolacji Mariusza T.

Takie rzeczy w ramach terapii

Kluczowe kontrole, które zdecydować miały - jak chciała tego dyrekcja Zakładu Karnego - o pozostaniu T. w zamknięciu, odbyły się 8 i 10 lutego. W obu przypadkach w celi znaleziono "prace" osadzonego, które jednak tym razem wydały się już dyrektorowi na tyle niebezpieczne, że zawiadomił o tym prokuraturę.

Z wniosków o ukaranie Mariusza T., do których dotarliśmy, wynika, że podczas pierwszej kontroli "znaleziono kartkę formatu A4, na której znajdowały się zdjęcia dzieci". Kartka ta leżała przy łóżku, wśród innych rzeczy osadzonego, a funkcjonariusze - jak relacjonowano później urzędnikom ministerstwa sprawiedliwości - po prostu się na nie "natknęli", "nie szukali". Fotomontaż z "wpasowaną" w zdjęcia dzieci twarzą Mariusza T. był najmocniejszym materiałem, na jaki wówczas trafiono. Dwa dni później znaleziono jeszcze ostrzejsze: oprócz innych fotomontaży i zdjęć (również małych dziewczynek) także rysunki autorstwa T. i zęby schowane w futerale na okulary. Ta kontrola odbyła się pod nieobecność osadzonego, gdy przebywał on w budynku sądu.

- W całej tej, bardzo niejednoznacznej, sytuacji widzę jeszcze jeden problem. Jeżeli do tej pory podważano sens terapii i trudno było wypracować zaufanie na linii terapeuta-osadzony, to teraz będzie jeszcze gorzej - uważa Moczydłowski. - Przecież w tej sprawie przeciwko skazanemu wykorzystano materiały, które przygotowywał w ramach terapii i był zachęcany do ich tworzenia - zwraca uwagę.

Kara w pośpiechu. T., dopytywany: "Wykluczam podrzucenie"

Ze wspomnianych wniosków o ukaranie Mariusza T. naganą wyłania się jeszcze jedna istotna okoliczność. Karę dyscyplinarną wymierzano mu w pośpiechu, zaledwie kilka godzin przed jego wyjściem na wolność i protokołowano, że podczas rozmowy z zastępcą dyrektora więzienia osadzony "stanowczo zaprzeczał" pytany o to, czy jakieś materiały mogły mu zostać podrzucone.

- Pierwsze słyszę o tym, by w takiej sytuacji zadawano osadzonym podobne pytania. Chyba, że ktoś potrzebował swojego rodzaju alibi, bo sprawa zaczynała wydawać się mocno podejrzana - stwierdza Moczydłowski. - Kto był podczas niszczenia tej pierwszej partii materiałów w grudniu? Czy zachował się jakiś protokół, w którym jest wskazane, co dokładnie zniszczono? To wszystko jest albo wyjątkowo cyniczne, albo wyjątkowo skandaliczne - dodaje.

MS wiedziało, że dyrektor idzie do prokuratora. "Pytał o sugestie"

Podczas tworzenia kolejnych wniosków do sądu w sprawie Mariusza T. kierownictwo Zakładu Karnego było w ciągłym kontakcie z ministerstwem sprawiedliwości.

Płk Kogut konsultował każde pismo wysyłane później do Sądu Okręgowego. Ponoć "oprócz tego ostatniego", czyli zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez Mariusza T. Obie strony powtarzają, że to była wyłącznie inicjatywa dyrektora. Ale o jego planie resort wiedział.

Przed złożeniem zawiadomienia funkcjonariusze SW z Rzeszowa przekazali do ministerstwa informację: ujawniono nowe materiały w celi T. o charakterze pornograficznym z udziałem nieletnich. Dyrektor jeszcze dzisiaj złoży w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.

- Poinformowano mnie, że rzeczywiście znaleziono takie materiały i że Służba Więzienna z Rzeszowa jest już w kontakcie z prokuratorem. Poprosiłem jedynie o to, żeby po tym, jak zawiadomienie zostanie złożone, jego skan przesłać mailem. Nie wyobrażałem sobie w tamtych okolicznościach wydawania jakiegokolwiek polecenia - zaznacza w rozmowie z tvn24.pl wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski. Ministerstwo ograniczyło się "do pewnych sugestii" dotyczących kroków, jakie obok złożenia zawiadomienia, można by jeszcze podjąć.

Telefon z resortu: "Jak to możliwe? - Może inaczej ułożył"

We współpracy z ministerstwem dyrektor od początku wykazywał dużą inicjatywę, był aktywny, sprawiał wrażenie sprawnego urzędnika. U bezpośrednich przełożonych od dawna cieszył się dobrą opinią, złego słowa nie powiedzą o nim też w ministerstwie. Oddany służbie, ambitny funkcjonariusz, który przeszedł drogę od wychowawcy na oddziale do szefa istotnego na mapie zakładu karnego - takie oceny przeważają.

- To była współpraca nieformalna, o charakterze roboczym, pozbawiona jakichś elementów władczych w stosunku do Służby Więziennej. Tylko pomoc o charakterze prawnym - charakteryzuje kontakty z płk. Kogutem wiceminister Królikowski.

Gdy po tym jak dyrektor złożył zawiadomienie do prokuratury zadzwoniono do niego z ministerstwa z pytaniem, jak to możliwe, że tak ciężkie materiały przeciwko Mariuszowi T. znalazły się dopiero teraz, miał odpowiedzieć: - Widocznie tuż przed wyjściem na wolność zaczął inaczej układać swoje rzeczy.

Czy plan znalezienia obciążających prac, o których istnieniu przecież wiedziano od dawna, nie został przygotowany jednak już wcześniej - w grudniu lub styczniu? - Jeżeli rzeczywiście jest tak, że ktokolwiek z Zakładu Karnego w Rzeszowie wiedział o charakterze materiałów znajdujących się w celi Mariusza T. i traktował je celowo jako ostatnią linię oporu, to jest to rzecz absolutnie niedopuszczalna i skandaliczna - odpowiada wiceminister Królikowski. - Mam nadzieję, że zostanie to dokładnie wyjaśnione - kończy.

Autor: Łukasz Orłowski//mat/kdj / Źródło: tvn24.pl

Raporty:
Pozostałe wiadomości

Burzowy sobotni wieczór w części kraju. W miejscowości Radgoszcz (Wielkopolska) wiatr poderwał dmuchany zamek, cztery osoby zostały poszkodowane. W Kiełbicach (Zachodniopomorskie) ewakuowano kilkudziesięciu harcerzy przebywających na obozie.

W Zachodniopomorskim ewakuacja, w Wielkopolsce cztery osoby poszkodowane

W Zachodniopomorskim ewakuacja, w Wielkopolsce cztery osoby poszkodowane

Źródło:
TVN24, PAP

Wizyta premiera Węgier Viktora Orbana w Kijowie to był gest, który miał niewątpliwie poprawić jego wizerunek wewnątrz Unii Europejskiej. Ale przekaz, jaki wysłał z Ukrainy, był dokładnie przekazem putinowskim - stwierdził w "Faktach po Faktach" Jerzy Marek Nowakowski, prezes Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego, były ambasador na Łotwie i w Armenii. Marek Ostrowski, dziennikarz tygodnika "Polityka" powiedział, że Orban ewidentnie szkodzi sprawie Europy.

Dla Kijowa pieredyszka, dla Putina raport

Dla Kijowa pieredyszka, dla Putina raport

Źródło:
TVN24

To jest efekt wyczerpania się modelu przywództwa Jarosława Kaczyńskiego - powiedział w "Faktach po Faktach" wicemarszałek Senatu Michał Kamiński, komentując problemy z wyborem przez PiS marszałka w Małopolsce, gdzie ma większość w sejmiku. - To nie jest tak, że to się wydarzyło nagle. To jest taki długotrwały proces, którego w tej chwili widzimy spektakularny koniec - stwierdziła Joanna Kluzik-Rostkowska (KO).

"To jest efekt wyczerpania się modelu przywództwa Jarosława Kaczyńskiego"

"To jest efekt wyczerpania się modelu przywództwa Jarosława Kaczyńskiego"

Źródło:
TVN24

W sobotę w obwodzie rówieńskim na zachodzie Ukrainy ciężarówka transportująca ropę zderzyła się z minibusem. Nie żyje 14 osób, w tym sześcioletnie dziecko. Przeżyła tylko jedna osoba - donosi Reuters, powołując się na miejscowe służby ratunkowe.

Cysterna zderzyła się z minibusem. Przeżyła tylko jedna kobieta

Cysterna zderzyła się z minibusem. Przeżyła tylko jedna kobieta

Źródło:
Reuters, tvn24.pl

2 lipca w Katowicach z okna na trzecim piętrze budynku mieszkalnego wypadł 2,5-letni chłopiec. Przeżył, ale z ciężkimi obrażeniami trafił do szpitala, gdzie jego stan poprawia się. Policja apeluje: mając dzieci w domu, zadbajmy, żeby okna i drzwi były zawsze zabezpieczone, to sprawa życia i śmierci. Historie ku przestrodze.

Mając dzieci, należy zamykać okna w domu. Ciekawość malucha może doprowadzić do tragedii

Mając dzieci, należy zamykać okna w domu. Ciekawość malucha może doprowadzić do tragedii

Źródło:
Fakty po Południu TVN24

Na zalewie Wióry (woj. świętokrzyskie) doszło do tragicznego wypadku. Wstępne ustalenia policji mówią o tym, że 12-letni chłopiec i 44-latek spadli z materaca do wody, gdy podczas skrętu doszło do zderzenia z drugim skuterem. Dziecko było reanimowane, jego życia nie udało się uratować.

12-latek utopił się, spadł z materaca ciągniętego przez skuter wodny

12-latek utopił się, spadł z materaca ciągniętego przez skuter wodny

Źródło:
tvn24.pl

17-latka w Skorzęcinie (Wielkopolskie) utonęła w sobotę po tym, jak wyskoczyła z rowera wodnego do jeziora bez kapoku.

17-latka zeskoczyła z roweru wodnego. Nie żyje 

17-latka zeskoczyła z roweru wodnego. Nie żyje 

Źródło:
PAP

Pogoda na jutro. Nocą przez Polskę wędrować będą burze z ulewami i porywistym wiatrem. Gwałtowne zjawiska prognozowane są także na niedzielę 7.07, kiedy termometry pokażą od 21 do 31 stopni Celsjusza.

Pogoda na jutro - niedziela 7.07. Nocna wędrówka ulewnych opadów

Pogoda na jutro - niedziela 7.07. Nocna wędrówka ulewnych opadów

Źródło:
tvnmeteo.pl

Najpierw pojechał do Ukrainy, gdzie jeszcze świeża jest krew ofiar rosyjskiego imperializmu. Później jedzie ściskać prawicę komuś, kto za tę krew ofiar odpowiada - mówił w sobotę marszałek Sejm Szymon Hołownia. Ocenił, że "jest w tym coś okrutnego". Premier Donald Tusk spytał, "czy ktoś czuje się bezpieczniej po rozmowie Orbana z Putinem".

"Jest w tym coś okrutnego", "czy ktoś czuje się bezpieczniej?"

"Jest w tym coś okrutnego", "czy ktoś czuje się bezpieczniej?"

Źródło:
PAP

Burza tropikalna Beryl zmierza w stronę Teksasu, a jej dotarcie do amerykańskiego lądu prognozowane jest na poniedziałek. Przedtem może ona przybrać na sile i ponownie stać się huraganem, choć już nie tak silnym, co można było zaobserwować w ostatnich dniach na Karaibach. Tam wciąż trwa usuwanie skutków silnego wiatru i ulewnych opadów.

"Przygotowujemy się na najgorszy scenariusz"

"Przygotowujemy się na najgorszy scenariusz"

Aktualizacja:
Źródło:
CNN, PAP, NHC

Premier Węgier Wiktor Orban poleciał w piątek do Moskwy w drodze na szczyt Organizacji Państw Turkijskichej w Azerbejdżanie. Dawniej Władimir Putin mógł postrzegać takie zachowanie jako upokorzenie, ale teraz jest mu to na rękę - ocenił w Dmytro Tużanski, ukraiński politolog, szef Instytutu Strategii Środkowoeuropejskiej w Użhorodzie.

Taki gest byłby kiedyś upokorzeniem dla Putina

Taki gest byłby kiedyś upokorzeniem dla Putina

Źródło:
PAP

Zdobyć szczyt Śnieżki to nie lada wysiłek, ale zrobić to, mając na sobie pełny strażacki ekwipunek - to dopiero wyczyn. "Strażak na szlak" to pomysł na wsparcie pozyskiwania szpiku. Na szczyt strażacy wchodzą w grupach po 100 osób. Celem jest nie tylko zbieranie funduszy dla Fundacji DKMS, ale również zwiększenie świadomości społecznej.

Strażacy z ekwipunkiem wspinają się na Śnieżkę, żeby promować dawstwo szpiku

Strażacy z ekwipunkiem wspinają się na Śnieżkę, żeby promować dawstwo szpiku

Źródło:
Fakty po Południu TVN24

Victoria Starmer jest żoną nowego brytyjskiego premiera, Keira Starmera. Jednym z wątków wspominanych w tym kontekście przez media są jej polsko-żydowskie korzenie. Do jej pochodzenia nawiązał w sobotę szef polskiego rządu Donald Tusk.

Żona nowego brytyjskiego premiera ma związki z Polską. Kim jest Victoria Starmer?

Żona nowego brytyjskiego premiera ma związki z Polską. Kim jest Victoria Starmer?

Źródło:
PAP, tvn24.pl, BBC

Przed fałszywymi stronami podszywającymi się pod portal rządowy ostrzega zespół cyberbezpieczeństwa w Komisji Nadzoru Finansowego (CSIRT KNF). Dodaje także, że oszuści "zachęcają do wybrania banku, w którym posiadamy rachunek" i próbują wyłudzić dane logowania.

Podszywają się pod portal rządowy. "Zachęcają do wybrania banku"

Podszywają się pod portal rządowy. "Zachęcają do wybrania banku"

Źródło:
tvn24.pl

Strażnicy graniczni interweniowali na pokładzie samolotu, który miał odlecieć z Lotniska Chopina do Wenecji. Powodem był agresywny pasażer, który nie chciał zakończyć rozmowy telefonicznej i nie stosował się do poleceń personelu.

Był agresywny, nie chciał zakończyć rozmowy telefonicznej, strażnicy graniczni wyprowadzili go z samolotu

Był agresywny, nie chciał zakończyć rozmowy telefonicznej, strażnicy graniczni wyprowadzili go z samolotu

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Rodzice trzymiesięcznego chłopca, u którego "stwierdzono liczne obrażenia mózgu powstałe na przestrzeni co najmniej kilku tygodni", usłyszeli zarzuty znęcania się fizycznego nad dzieckiem i spowodowania ciężkich obrażeń. To 35-letnia adwokatka i 37-letni lekarz. Ich pełnomocnik przekazał, że nie przyznali się do stawianych zarzutów.

Zarzuty dla rodziców niemowlaka z obrażeniami mózgu. Ojciec dziecka, lekarz, był karany

Zarzuty dla rodziców niemowlaka z obrażeniami mózgu. Ojciec dziecka, lekarz, był karany

Aktualizacja:
Źródło:
PAP, TVN24

Na razie nie widać końca gorącej, ale i burzowej pogody. Po upalnym weekendzie poniedziałek przyniesie trochę niższą temperaturę, ale od wtorku znów popłynie do nas zwrotnikowe powietrze. Termometry w kolejnych dniach pokażą nawet 34 stopnie Celsjusza. Wrócą też gwałtowne zjawiska.

Krótka przerwa od upału, po niej nawet 34 stopnie

Krótka przerwa od upału, po niej nawet 34 stopnie

Źródło:
tvnmeteo.pl

Tragiczny wypadek w miejscowości Borzęcin Duży. Kierujący autem osobowym potrącił dwóch nastolatków. Jeden zginął na miejscu. Policja podała, że kierowca był pijany, miał prawie trzy promile.

Jechali rowerami na zbiórkę drużyny pożarniczej, potrącił ich pijany kierowca. Jeden z 12-latków zginął

Jechali rowerami na zbiórkę drużyny pożarniczej, potrącił ich pijany kierowca. Jeden z 12-latków zginął

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP
Pan miał swój Excel, a chłop - zespół stresu pourazowego

Pan miał swój Excel, a chłop - zespół stresu pourazowego

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Przedstawiamy apel wydawców mediów cyfrowych skierowany do polityków. Ma zwrócić uwagę na regulacje odnośnie relacji gigantów technologicznych z mediami. Platformy takie jak Google i Facebook regularnie korzystają z treści mediów, obracając nimi, monetyzując, ale nie dzieląc się zyskami, co uderza bezpośrednio w redakcje i dziennikarzy.

Polskie media apelują do polityków

Polskie media apelują do polityków

"Przestrzegamy przed pochopnym przyjmowaniem przepisów, które jedynie pozornie poprawiając pozycję wydawców, mogą uniemożliwić nam zawarcie umów licencyjnych" - pisze polski oddział Google'a w liście do senatorów i senatorek cytowanym przez Interię. Cyfrowy gigant ocenia postulaty środowiska wydawców jako "niewłaściwe" i pisze o konsekwencjach przyjęcia ich. - To jest groźba przekazana wprost. Ona nawet nie jest zawoalowana - komentuje list Google'a Andrzej Andrysiak, wydawca "Gazety Radomszczańskiej", członek Stowarzyszenia Gazet Lokalnych.

Google pisze list do senatorów. "To jest groźba przekazana wprost. Ona nawet nie jest zawoalowana"

Google pisze list do senatorów. "To jest groźba przekazana wprost. Ona nawet nie jest zawoalowana"

Źródło:
tvn24.pl, interia.pl

Najpierw musimy się zastanowić nad odpowiedzialnością samego ministra sprawiedliwości, ale być może w tym kontekście także premiera - powiedział o Zbigniewie Ziobrze i Mateuszu Morawieckim w specjalnym wydaniu programu "#BezKitu" w TVN24 obecny szef resortu Adam Bodnar. Odniósł się w ten sposób do kwestii badania nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości i odpowiedzialności za tę aferę członków poprzedniego rządu. Zaznaczył, że list Jarosława Kaczyńskiego do Ziobry ujawniony w ostatnich dniach "ma szczególne znaczenie" i był jedną z podstaw dla przygotowania wniosku o uchylenie immunitetu byłemu wiceministrowi Marcinowi Romanowskiemu.

Afera rządu PiS. Bodnar o "liście, który ma szczególne znaczenie"

Afera rządu PiS. Bodnar o "liście, który ma szczególne znaczenie"

Źródło:
TVN24

Treściwe, pełnokrwiste relacje, a do tego smoki, miecze i magia Westeros – oto co zdaniem Eve Best, odtwórczyni roli Rhaenys Velaryon, przyciąga widzów do "Rodu smoka". Jej serialowy małżonek u źródeł popularności serialu upatruje połączenia "epickości i kameralności". Jak na planie kreowana jest pierwsza z nich? Jak z kręcone były sceny na morzu i kadry z udziałem smoków? O tych i innych wątkach gwiazdy produkcji opowiadają w rozmowie z reporterką TVN24 Eweliną Witenberg.  

"Ród smoka". W drugim sezonie więcej politycznych intryg

"Ród smoka". W drugim sezonie więcej politycznych intryg

Źródło:
TVN24

Wakacje na greckiej wyspie, w malowniczym regionie Włoch, a może w hotelu Drakuli? W ofercie platformy Max nie brakuje filmów w sam raz na letni wieczór. Co warto obejrzeć?

Pięć dobrych filmów na letni weekend

Pięć dobrych filmów na letni weekend

Źródło:
tvn24.pl

Posłowie nie posłuchali apelu mediów, teraz czas na senatorów. Chodzi o nowelizację ustawy o prawie autorskim, która jest wdrożeniem przepisów unijnej dyrektywy, regulującej kwestie wynagrodzenia za wykorzystywanie utworów. Jak przestrzegają najwięksi polscy wydawcy, przepisy w kształcie, który przyjął Sejm, są bardzo niekorzystne dla mediów i mogą doprowadzić do zamknięcia wielu z nich. Zapytaliśmy największe koncerny o komentarz do nowych regulacji. Na naszą prośbę odpowiedział Google.

Dlaczego uchwalana ustawa o prawie autorskim może oznaczać likwidację wielu mediów

Dlaczego uchwalana ustawa o prawie autorskim może oznaczać likwidację wielu mediów

Źródło:
tvn24.pl

W najnowszym "Kadrze na kino" Ewelina Witenberg opowiedziała o najgłośniejszych filmowych premierach tego tygodnia. Na wielki ekran trafił między innymi horror "MaXXXine", trzecia części trylogii Ti Westa. Wspomniała także o ekscentrycznych ubraniach Eltona Johna, które trafiły na aukcję.

Co warto obejrzeć. Ewelina Witenberg podsumowuje. "Kadr na kino" w TVN24

Co warto obejrzeć. Ewelina Witenberg podsumowuje. "Kadr na kino" w TVN24

Źródło:
tvn24.pl