Wszyscy politycy powinni jechać na Przystanek Woodstock - mówił w "Faktach po Faktach" prezydent Słupska Robert Biedroń. - To jest impreza podwyższonego ryzyka, ale dla obecnej władzy, która jeśli nie ma wszystkiego pod kontrolą, nie sprawdza wszystkich kieszeni, głów i serc, to jest cała zaniepokojona - ocenił z kolei dominikanin ojciec Paweł Gużyński.
Sobota to ostatni dzień odbywającego się w Kostrzynie nad Odrą Przystanku Woodstock. Festiwal to nie tylko koncerty, ale także spotkania w ramach Akademii Sztuk Przepięknych. Jej gośćmi byli między innymi Robert Biedroń i ojciec Paweł Gużyński.
- Woodstock to najpiękniejszy festiwal na świecie - podkreślał w "Faktach po Faktach" prezydent Słupska. - Spotykają się tam osoby, które są ze sobą rozmawiać - mówił.
Ojciec Gużyński opowiadał z kolei, że w uczestnikach festiwalu dostrzegł "tęsknotę za tym, żeby odnaleźć świat, w którym się nie gryziemy, nie rywalizujemy ze sobą, a po prostu ze sobą rozmawiamy".
"Impreza podwyższonego ryzyka, ale dla obecnej władzy"
Organizatorzy festiwalu nie mieli w tym roku łatwo. Kłopoty zaczęły się już w czerwcu, kiedy szef MSWiA Mariusz Błaszczak zapowiedział, że decyzja policji dotycząca Przystanku Woodstock, podobnie jak w zeszłym roku, będzie negatywna. Uznanie przez policję Woodstocku za imprezę masową podwyższonego ryzyka drastycznie podniosło koszty organizacji festiwalu. Podległa ministerstwu straż pożarna zdecydowała także o rezygnacji z pomocy niemieckich służb ratowniczych. Resort taki krok tłumaczył zagrożeniem terrorystycznym.
Robert Biedroń przyznał w "Faktach po Faktach", że obserwował festiwal także z punktu widzenia osoby zarządzającej miastem.
- Ja się uczyłem, jak dobrze zorganizować przestrzeń dla tak wielu osób - podkreślił, pytany o to, czy czuł się na Przystanku Woodstock jak na imprezie podwyższonego ryzyka. - Jeżeli ktoś ma takie podejrzenia, to powinien przyjechać na Woodstock i zobaczyć jak dobrze zarządzać taką grupą osób - ocenił.
"Minister Błaszczak powinien tam siedzieć na karnym jeżyku"
Biedroń dodał, że "wszyscy politycy powinni jechać na Woodstock, siadać tam, słuchać i obserwować tych młodych ludzi".
- To nie chodzi tylko o język, jakim oni się posługują. Chodzi także o to, żeby zobaczyć, jak zorganizować przestrzeń, żeby ona była szczęśliwa i życzliwa; żeby te wszystkie dobre rzeczy, których pragniemy na co dzień, a które dzieją się na Woodstocku, wdrożyć w naszych miastach czy zarządzaniu państwem - wyliczał.
- Minister Błaszczak powinien tam siedzieć na karnym jeżyku i to wszystko obserwować - dodał.
- To jest impreza podwyższonego ryzyka, ale dla obecnej władzy, która jeśli nie ma wszystkiego pod kontrolą, nie sprawdza wszystkich kieszeni, głów i serc, to jest cała zaniepokojona - stwierdził z kolei ojciec Gużyński.
"Nie szedłem po trawie, tylko po zgniecionych puszkach po piwie"
Dominikanin tłumaczył, iż Przystanek Woodstock jest imprezą, którą łatwo można zaatakować, uderzając - jak mówił - w moralizatorski ton.
- Kiedy przechodziłem przez część pól woodstockowych, to rzeczywiście nie szedłem po trawie, tylko po zgniecionych puszkach po piwie. To bardzo łatwo jest zaatakować, nie rozumiejąc zupełnie tego, co się tam naprawdę dzieje - podkreślił. - Proszę mi pokazać drugi festiwal rockowy na świecie, którego celem jest muzyka i zabawa, a który jednocześnie spełnia tyle funkcji wychowawczych i edukacyjnych - mówił.
Według Gużyńskiego byłoby "złem społecznym", jeśli festiwal przestałby się odbywać. - Grubym błędem byłoby przeszkadzanie Jurkowi Owsiakowi robić to, co robi - zaznaczył.
Autor: kg//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24