Poniedziałek, 19 stycznia Niewiedza, a może bezduszność służby zdrowia, mogły doprowadzić do śmierci trzyletniego Jasia. Dziecko zmarło, bo jego organizm zaatakował paciorkowiec, potem sepsa. Tragiczna historia zmagań rodziców zmarłego chłopca, którzy jeżdżąc od szpitala do szpitala, nie otrzymali na czas pomocy.
Rodzice trzyletniego Jasia przeżyli prawdziwy koszmar. Nie tylko przegrali batalię o zdrowie Jasia, ale stracili dziecko. - Jak umiera dziecko człowiek jest w takim szoku, że do nikogo nie ma pretensji. Ta pretensja pojawia się dopiero teraz, kiedy od śmierci Jasia mijają 3 tygodnie. Pojawiają się pytania, kto zawinił? - mówi ze łzami w oczach mama zmarłego chłopca.
"To zwykła ospa"
Chłopiec zdaniem lekarzy miał przechodzić ospę. Nigdy wcześniej poważnie nie chorował. Jaś dostał 40-stopniowej gorączki i zaczął się skarżyć na ból nóżki. Zaniepokojeni rodzice wezwali lekarza do domu. Wizyt było kilka, bo przepisane leki wciąż nie skutkowały. Po kolejnej prywatnej wizycie, lekarz wypisał skierowanie na badania krwi i do szpitala. Początkowa, lecz nie jedyna, diagnoza to zapalenie stawu biodrowego. Diagnoz - podobnie jak lekarzy, którzy mogli uratować życie dziecka - było wiele. Niestety żadna nie była właściwa. Jednak wyniki badań krwi chłopca były tak złe, że lekarz zalecił ich powtórzenie.
Myśleli, że laboratorium się myli
- Przyszła pielęgniarka i powiedziała, że muszą powtórzyć badania, bo wyniki wyszły tak złe, że podejrzewają, że albo im się zepsuła maszyna, albo zanieczyścili próbki, powtórzyli badania, wyszły znowu bardzo złe, potem przyszedł pan doktor i powiedział, że wyniki są złe, że to jakiś problem hematologiczny z krwią - mówią rodzice. Jednak, niestety tym razem to nie była pomyłka. Chłopiec był już w bardzo ciężkim stanie.
Zlekceważyli sepsę?
Mimo to, żaden z lekarzy nie zadecydował o natychmiastowym leczeniu. Rodzice wraz z dzieckiem odwiedzali kolejne placówki, by w końcu dowiedzieć się, co naprawdę dolega ich synowi. - Państwa syn trafił do nas z błędnym rozpoznaniem, jak tylko okazało się, że to posocznica z miejsca podjęto odpowiednie leczenie - mówi prof. Michał Matysiak, dyrektor Kliniki Onkologii i Hematologii. Kiedy w końcu lekarz postawił diagnozę, na ratunek było już za późno. Dziecko zmarło na sepsę, a rodzice wciąż rozpaczliwie pytają : dlaczego nikt nawet nie próbował ratować ich syna?