15 minut do otwarcia urzędu pracy we Wrocławiu, a w kolejce przed drzwiami ponad 50 osób. Niektórzy stoją już od 5 rano, by jak najszybciej wziąć jeden z 220 numerków. Na przyjęcie czekają po kilka godzin, a ten kto przyjdzie za późno odchodzi z kwitkiem.
Powiatowy Urząd Pracy przy ul. Glinianej we Wrocławiu czynny jest od 7.30. Kiedy kilkanaście dni temu pojawiliśmy się tam z ukrytą kamerą, kwadrans przed otwarciem, w kolejce do budynki B czekało już ponad 50 osób. Stali mimo padającego śniegu i wczesnej pory.
- Ja tu o piątej przyszedłem. Jest tylko dwieście numerków – mówił mężczyzna, który był tuż przed drzwiami, jako pierwszy. - Jeszcze dwustu osób nie ma, ma pani szansę się załapać – dodał jego sąsiad, a pierwszy przyznał: - Ale wtedy będzie pani siedziała co najmniej do 15.00.
Kto pierwszy, ten lepszy
Urząd działa według systemu numerkowego. Punktualnie o 7.30 otwierają się drzwi i kolejka rusza. Ludzie wchodzą jeden za drugim. Tym, którzy stoją na końcu zajmuje to nawet kilka minut. Przy wejściu każdy musi bowiem od razu zadeklarować, czy przyszedł się dopiero zarejestrować czy to jego kolejna wizyta. Dostaje zestaw dokumentów do wypełnienia, bierze numerek i siada. Na każdy dzień przypada limit 220 miejsc do 15 okienek.
- Byłem w zeszłym tygodniu i z reguły numerki wcześniej się kończą. Dziś przyszedłem o 8.00 rano, a mam przed sobą 83 osoby – mówił jeden z mężczyzn.
O 8.30 zdecydowaliśmy się wziąć numerek. Okazało się, że jesteśmy 94. Przez kolejną godzinę czekania przyjęto 25 osób. Wyszliśmy i wróciliśmy po dwóch godzinach. Przed nami nadal było ponad 20 osób. Większość z nich już wcześniej nastawiła się na długie czekanie w kolejce. Przynieśli książki, gazety i krzyżówki, a czas płynął. Chłopak, który dopiero co przyszedł, dostał numerek 199.
Koniec. Zapraszamy jutro
12.20. Młoda dziewczyna odebrała ostatni, 220. numerek. Dwie kobiety, które przyszły minutę po niej, wyszły z niczym. Dla nich miejsc już zabrakło.
- Koło 6.45 było już osiem, dziesięć osób. Na początku miesiąca jeszcze wcześniej trzeba przyjść. Numerki kończą się 8.20, 9.20. Rekord był 11.45, jak ja miałem służbę – przyznał portier.
12.50. Na tablicy wyświetliła się informacja, że numer 94 proszony jest do okienka. Na przyjęcie czekaliśmy prawie 4,5 godziny.
Bezrobotni sami sobie winni
- Kolejki są różne, ale nie słyszałam o tym, że ktoś czeka od piątej rano. Przychodzę do pracy przed siódmą i czeka niewiele osób - mówi Małgorzata Tas – Piech, zastępca dyrektora urzędu.
Przyznaje jednak, że są dni, kiedy w urzędzie jest duży tłok: - Umowy o pracę wygasają zazwyczaj z końcem miesiąca, więc ludzie przychodzą się zarejestrować jako bezrobotni zaraz na początku kolejnego miesiąca. Wtedy jest najgorzej - mówi.
Według niej, urzędnicy są w stanie dziennie obsłużyć 270 osób, ale tylko przy założeniu, że wszyscy pracownicy są na swoich stanowiskach. Winni kolejkom są jednak głównie nieprzygotowani petenci.
- Przychodzą ze źle sporządzonymi dokumentami. Czasami czegoś nie mają i sporo czasu schodzi na załatwianiu jednej sprawy. Jesteśmy jedynym punktem we Wrocławiu, a obsługujemy cały powiat – dodaje Tas-Piech i przyznaje, że mimo kolejek, nigdy nie było rozmowy o tym, by w mieście stworzyć drugi punkt obsługi bezrobotnych.
Kolejki długie, bezrobotnych mniej
Liczba bezrobotnych, którzy przychodzą zarejestrować się do urzędu, spada od stycznia. Na początku roku w urzędzie przybyło 2944 szukających pracy, a w marcu było ich już 2378. Łącznie we Wrocławiu jest 20 tysięcy 535 bezrobotnych.
Autor: ansa//kv / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: tvn24