Mam nadzieję, że opinia publiczna w którymś momencie dowie się o wszystkich sprawach związanych z działalnością SKOK-u Wołomin. W tej grupie przestępczej byli przedstawiciele zarówno byłych służb specjalnych, jak i świata polityki - mówił w "Faktach po Faktach" były wiceszef Komisji Nadzoru Finansowego Wojciech Kwaśniak.
Wojciech Kwaśniak jako wiceszef Komisji Nadzoru Finansowego odpowiadał między innymi za nadzór nad SKOK-ami. W 2014 roku został ciężko pobity, a o zlecenie ataku oskarżono członka władz SKOK Wołomin. W zeszły czwartek Kwaśniak wraz z sześcioma innymi byłymi urzędnikami KNF został zatrzymany na jeden dzień. Prokuratura zarzuca im opieszałość w działaniu w sprawie SKOK-u Wołomin.
W "Faktach po Faktach" Kwaśniak tłumaczył, że problem ze SKOK-iem Wołomin, "jak i wieloma innymi kasami", polegał na tym, że "rzeczywiste" ustalenia KNF z kontroli "odbiegały od obrazu finansowego, który same kasy wykazywały i które potwierdzali uprawnieni biegli rewidenci, weryfikujący ich sprawozdania finansowe".
- Jedyne nasze uprawnienia zapisane w ustawie są takie, że możemy otworzyć postępowania administracyjne w kierunku przymuszenia instytucji nadzorowanej do określonego zachowania, w tym nawet wprowadzenia zarządcy komisarycznego - wyjaśnił.
W listopadzie 2014 roku KNF ustanowiła zarządcę komisarycznego w SKOK-u Wołomin. W lutym 2015 roku warszawski sąd ogłosił jego upadłość. Bankowy Fundusz Gwarancyjny wypłacił do połowy 2015 roku 2 mld 200 mln zł klientom kasy. Natomiast szkoda z tytułu niespłaconych pożyczek i kredytów, jak wynika z danych prokuratury, wynosi ok. 3 mld zł.
Kwaśniak wyjaśniał w "Faktach po Faktach", że po wprowadzeniu zarządcy komisarycznego i ogłoszeniu upadłości SKOK-u Wołomin "okazało się, że szereg dokumentów w tej kasie jest sfałszowanych".
- Że tak naprawdę w tej kasie nie działała jedna osoba popełniająca przestępstwo czy dwie, ale cała duża zorganizowana grupa przestępcza (...) Ta kasa uwikłana była w szereg aktywności i relacji z wieloma osobami publicznymi - dodał Kwaśniak.
Pytany, czy "także z politykami", odparł: - W szczególności z politykami różnych poziomów: samorządowych, jak i szczebla centralnego.
- Mam nadzieję, że opinia publiczna w którymś momencie dowie się o wszystkich sprawach związanych z działalnością tej kasy. W tej grupie przestępczej byli przedstawiciele byłych służb specjalnych, jak i świata polityki - dodał.
Parasol ochronny
Kwaśniak pytany, czy widział albo czuł w powietrzu parasol ochronny polityków nad SKOK Wołomin, odpowiedział: - Na pewno nie było to niewidoczne.
Zwrócił uwagę m.in. na aktywność w obszarze medialnym. - Ta kasa wydawała swój własny dziennik o ogromnym nakładzie, co niewątpliwie musiało być związane z kosztami, współpracowała z wieloma osobami oraz była organizatorem wielu przedsięwzięć o charakterze ogólnokulturalnym i społecznym w regionie - mówił.
- To nie jest nic nagannego, pod warunkiem, że nie odbywa się ze szkodą dla stabilności funkcjonowania danego podmiotu - zaznaczył.
Kwaśniak: nie można było wprowadzić nadzoru komisarycznego wcześniej
Były wiceszef KNF odniósł się również do wypowiedzi wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego dla "Faktów" TVN.
- KNF, w tym pan Kwaśniak, wiedzieli, że są wyprowadzane pieniądze ze SKOK Wołomin. Powinni wprowadzić zarząd komisaryczny. Półtora roku czekali, aż wszystkie pieniądze zostaną wyprowadzone, chociaż nawet urzędnicy KNF-u przygotowali wniosek - mówił wiceminister. - Komisja Nadzoru Finansowego, jak każdy urząd, jest związana procedurą administracyjną. Nie działa tak jak sobie chce, tylko na podstawie i w granicach prawa, a wszystkie jej decyzje podlegają kontroli sądowej - zauważył Kwaśniak.
- Jeżeli przekonanie było w organach zwalczających przestępczość (…), to należało tych ludzi aresztować wcześniej - ocenił.
Podkreślił, że "nie można było wprowadzić nadzoru komisarycznego wcześniej, bo należało dopełnić procedury administracyjnej, a w myśl dostępnych informacji na temat jej (kasy SKOK Wołomin - red.) sytuacji finansowej. potwierdzonej opiniami biegłych rewidentów wynikało, że ona działa bez zarzutu".
- Również Kasa Krajowa, wieloletni nadzorca, który był uczestnikiem postępowania na pewnych prawach strony, była pasywna i nie zgłaszała żadnych wniosków przyspieszających to postępowanie, a w związku z tym my nie mogliśmy podejmować nieodpowiedzialnych decyzji - tłumaczył Kwaśniak.
Powiedział, że nie ma sobie nic do zarzucenia. - Jestem przekonany, że wszyscy ci pracownicy, którzy w tej sprawie podejmowali decyzje, działali z najwyższą rzetelnością. tak jak we wszystkich innych sprawach - dodał.
"Cieszę się, że udało mi się zachować życie"
Kwaśniak odniósł się do pobicia w 2014 roku. Jak powiedział, "z akt postępowania karnego w sprawie zamachu na moje życie jednoznacznie wynika, iż przestępcy rozpatrywali przed zamachem inne opcje".
- Opcję bezpośredniego dotarcia do mnie, nieudaną, przez inne osoby (…) publicznego skompromitowania mojej osoby - okazało się (to) niemożliwe... Stąd wybrano opcję bezpośredniego zamachu na moje życie, żeby trwale bądź na długi czas usunąć mnie z nadzoru nad rynkiem finansowym - mówił.
Przypomniał, że został wówczas zaatakowany przed domem przez zamaskowanego mężczyznę.
- W trakcie walki zerwałem mu kominiarkę z głowy, pod nią miał założoną pończochę. (...) Być może fakt zerwania mu kominiarki z głowy oraz to, że samochodem nadjeżdżał jeden z sąsiadów, spowodowały to, iż odstąpił od ataku i zaczął uciekać - opowiadał.
- Miałem tylko jedno przekonanie, że walczę o swoje życie i cieszę się, że udało mi się życie zachować. Zdaniem biegłych i prokuratury w Gorzowie wyłącznie dzięki wielkiemu szczęściu i faktowi, że aktywnie się broniłem i nie straciłem przytomności, zachowałem swoje życie - powiedział Kwaśniak.
Autor: js//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24