Prochownia, znane i lubiane miejsce spotkań na Żoliborzu, może wkrótce zniknąć. Powód? "Pomimo chęci dalszego prowadzenia działalności, zostaliśmy poinformowani, że do 31 stycznia musimy opuścić lokal - a nawet więcej, oddać go w stanie pierwotnym!" - napisała w mediach społecznościowych Marianna Zjawińska, właścicielka restauracji. Odpowiedzialny za decyzję Zarząd Zieleni tłumaczy: tak wynika z umowy.
Położona w parku Stefana Żeromskiego Prochownia to ważne miejsce na Żoliborzu. Oprócz gastronomii i "chillu" na leżakach, organizowane są tu także wydarzenia kulturalne: warsztaty czy zbiórki. Lokal może jednak wkrótce zniknąć z rozrywkowej mapy Warszawy. Jak wytłumaczyła we wpisie na Facebooku właścicielka Prochowni, Zarząd Zieleni wraz z końcem umowy nakazał jej nie tylko opuścić lokal, ale też zdemontować wszystkie sprzęty, okablowanie, rury i ulepszenia tworzone przez w sumie dziewięć lat. "Słowem - rozjechać buldożerem dosłownie wszystko, co się w niej znajduje. Chociaż jest to sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i interesem społecznym" - napisała na Facebooku.
Prochownia musi zniknąć i zabrać wszystkie swoje rzeczy
Restauratorka opisała, że po poprzednim zakończeniu umowy nie było potrzeby całkowitego demontażu i zamknięcia działalności. "Ale tym razem postawiono mi ultimatum. Zanim zostanie ogłoszony konkurs na najemcę (w którym będę startować) muszę wszystko zabrać, albo to co zostanie, przejmuje miasto i nowemu dzierżawcy zostanie przekazany kompletnie wyposażony przeze mnie lokal" - wskazała. I dodała: "To bardzo przykra i bardzo trudna sprawa dla mnie i całego zespołu. Przez niemal dekadę tworzyliśmy miejsce, które teraz każe się nam zdemolować, żeby można było rozpisać kolejny konkurs. Miejsce, które jest ważne w sercu wielu mieszkańców Żoliborza, dla naszej lokalnej społeczności". Podkreśliła przy tym, że zamknięcie Prochowni oznaczałoby stratę wielu miejsc pracy, dodatkowo w obliczu wciąż panującej pandemii. Opisała też, że ze strony urzędników napotyka na "brak dobrej woli i niechęć do jakiegokolwiek dialogu".
Zjawińska zarzuca urzędnikom, że przez trzy lata nie zdążyli przeprowadzić konsultacji społecznych, o które prosiły żoliborskie stowarzyszenia. Nie doszło także do przeprowadzenia konkursu, który wyłoniłby nowego dzierżawcę. "Nie zostało zrobione nic, aby zachować płynność działalności lokalu. To wskazuje niestety na brak dobrej woli ze strony ZZW. Na brak dbałości o ludzi, o społeczność miasta" - oceniła Zjawińska. Podkreśliła też, że niezależnie od tego, kto wygra konkurs, "będzie musiał zaczynać od nowa adaptację całego lokalu do prowadzenia działalności gospodarczej", czyli - jak wymieniała - zrobić projekt, zdobyć pozwolenia konserwatorskie na prace budowlane, położyć rury, kable, przewody elektryczne, anteny, doprowadzić internet, zbudować zaplecze, postawić bar, kupić wyposażenie i wykonać meble na zamówienie. "Na tych decyzjach nikt nie skorzysta, a pieniądze i sprzęty zostaną wyrzucone w błoto" - oceniła dalej.
"Ciężko stworzyć fajną i piękną przestrzeń dla ludzi, gdy po trzech latach trzeba dewastować to, co się stworzyło. Co trzy lata nie tylko ja, ale także wiele innych podmiotów w mieście staje w tej sytuacji" - podsumowała.
W obronie Prochowni stanęli warszawiacy, którzy wystosowali w tej sprawie petycję do prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego i dyrektor Zarządu Zieleni m.st Warszawy Moniki Gołębiewskiej-Kozakiewicz. "Nakaz opuszczenia lokalu oraz przywrócenie do stanu poprzedniego jest wyrokiem skazującym na dotychczasowych dzierżawcach oraz pracownikach w tak niepewnym okresie epidemii i oznacza w praktyce zamknięcie biznesu" - napisano m.in. w petycji. I podkreślono: "Przypominamy także, że zgodnie z dokumentem przeprowadzonych konsultacji społecznych jesienią 2021 mieszkańcy Żoliborza pozytywnie odnieśli się do istnienia tam Prochowni w obecnym kształcie". Pod petycją podpisało się już w sumie 3675 osób.
ZZW: dzierżawca musi przestrzegać umowy
W odpowiedzi na zarzuty wobec urzędników, w rozmowie z "Gazetą Stołeczną" Magdalena Młochowska, dyrektorka koordynatorka w stołecznym ratuszu ds. zielonej Warszawy przyznała, że elementy wyposażenia lokali muszą zniknąć, bo dzierżawca zgodził się na to wraz z podpisaniem umowy. Oceniła, że czynsz za lokal jest "naprawdę niski" i przez lata działalności dzierżawca "spokojnie zarobił i na kafelki, i na mural, i na bar z kamienną ladą". Wyjaśniła też, że wnętrze nie musi być demolowane. Wskazała, że w tym przypadku to sam dzierżawca nie zgadza się na pozostawienie np. swoich kafelków. Urzędniczka dodała też, że zgodnie z przepisami, po zakończeniu umowy wymagane jest przywrócenie lokalu do stanu pierwotnego, by w ogłoszonym konkursie każdy przedsiębiorca miał równe szanse na stworzenie czegoś nowego. Przyznała też, zasady są ostre, bo wielu najemców lub dzierżawców zwleka z opuszczeniem lokalu i wtedy urzędnicy muszą przeprowadzić formalną eksmisję i "stosować przepisy czasem nie do końca zrozumiałe dla tych uczciwych".
Mochowska podkreśliła też, że po konsultacjach społecznych w Prochowni ma być zachowana funkcja gastronomiczno-kulturalna.
Źródło: tvnwarszawa.pl, Gazeta Stołeczna
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl