Osiedle, które miałoby zostać zrównane z ziemią, znajduje się w sektorze ulic tworzonych przez ulicę Lentza, Królowej Marysieńki, Marconich i przez aleję Wilanowską. Już w zeszłym roku w warszawskich mediach pojawiły się informacje, że znajdujące się na tym obszarze budynki - wraz z zielenią - mają zostać zlikwidowane. Wszystko po to, żeby zrobić miejsce na stworzone od zera, nowe osiedle. Według planów Polskiego Holdingu Nieruchomości, docelowo wybudowanych ma zostać 16 budynków wielorodzinnych, w których będzie - według inwestora - od 600 do 800 mieszkań.
Czytaj też: Tramwaj ma pojechać we wrześniu. W miejscu torów na razie błoto
Żeby jednak było to możliwe - jak wyliczała w mediach społecznościowych jedna z kandydatek na radną - najpierw trzeba pozbyć się starego osiedla - a konkretnie 23 bloków. Obecnie w nich swoje siedziby wynajmują liczne firmy, działają też dwa hotele. Wyciętych ma zostać też około 140 drzew.
"Skandal" i "niegospodarność”
Do odświeżonej przez kandydatkę sprawy odniósł się publicznie Jan Mencwel z największej warszawskiej grupy aktywistów, Miasto Jest Nasze. Na portalu X (dawniej Twitter) napisał, że plany związane ze zlikwidowaniem osiedla jest "niewiarygodnym skandalem":
"20 dobrych, zdatnych do zamieszkania bloków do wyburzenia, wycięta cała zieleń a w to miejsce deweloperka?" - napisał komentując sprawę. Swój punkt widzenia Mencwel rozwinął podczas rozmowy z naszą redakcją:
- Plan zakłada zrównanie z ziemią budynków, które powstały pod koniec lat 80. Znajdujące się w okolicy inne bloki, wybudowane w tym samym okresie i tym samym standardzie stanowią dużą wartość - ceny sięgają tam 18 tysięcy złotych za metr kwadratowy. Zamiast zdecydować się na wyremontowanie budynków, deweloper chce je zrównać z ziemią, co jest skrajną niegospodarnością - mówi Mencwel.
Zaznacza, że realizacja pomysłu PHN może być też "niebezpiecznym precedensem":
- Zniszczenie wybudowanych niedawno bloków z wielkiej płyty mogłoby otworzyć drzwi do podobnych działań również w innych miejscach. Interes inwestora nie może być ważniejszy od zdrowego rozsądku, od aspektu ekologicznego, od zrównoważonego rozwoju - zaznacza Mencwel.
Czytaj też: Rondo w Miasteczku Wilanów zyska sygnalizację świetlną
Aktywista dodaje, że rozumie potrzebę rozwoju miasta i wie, że trzeba szukać sposobów na zagęszczenie mieszkańców bliżej centrum, żeby miasta administracyjnie się "nie rozlewały" - czyli, żeby kolejne osiedla nie musiały być budowane w oddali od śródmieścia.
- Wyburzanie całych osiedli nie jest żadnym rozwiązaniem. W Warszawie wciąż jest sporo niewykorzystanych terenów, gdzie z powodzeniem można by było budować tanie mieszkania w innym trybie, niż deweloperski. Dogęszczać miasto trzeba, ale trzeba też robić to w sposób racjonalny - zaznaczył Mencwel.
"W trakcie analizy"
Wpis w mediach społecznościowych kandydatki sprawił, że swoje oświadczenie opublikował też Polski Holding Nieruchomości.
Państwowy deweloper potwierdza, że na ponad 4 hektarach ziemi ma docelowo powstać nowe osiedle wybudowane "po wyburzeniu starych zdegradowanych budynków". Jak czytamy dalej, 16 budynków wielorodzinnych miałoby powstać w czterech etapach.
Oprócz budynków, na nowym osiedlu miałoby powstać przedszkole oraz ogólnodostępne tereny wypoczynku oraz rekreacji lub sportu, które łącznie miałyby zająć pół hektara powierzchni. Oprócz tego PAH zapowiada, że terenów zielonych będzie więcej, niż dotąd. To jednak - jak zaznacza - wciąż tylko plany.
"Potencjalna inwestycja jest w trakcie uzgodnień i analiz, a termin rozpoczęcia prac przygotowawczych i budowlanych nie jest znany" - informuje PHN w wydanym oświadczeniu.
W zamrożeniu
O wyburzeniu całego osiedla rozmawiamy z Arturem Buczyńskim, zastępcą burmistrza dzielnicy Wilanów. Samorządowiec przekazuje, że w sprawie przebudowy od dłuższego czasu dzieje się niewiele. Wspomina, że pierwsze informacje o planach państwowego dewelopera pojawiły się w 2022 roku.
- Inwestycja miałaby być realizowana w ramach specustawy, czyli lex deweloper. Pozwala ona na budowanie inwestycji wbrew planom zagospodarowania przestrzennego, jeżeli zgodę na to wyda Rada Warszawy, a pozwolenie na budowę Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego stołecznego ratusza. Aby było to możliwe, w ramach nowej inwestycji spełnione muszą zostać między innymi funkcje oświatowe - opowiada wiceburmistrz.
Dodaje, że w zeszłym roku do władz dzielnicy wpłynęło zapytanie z biura edukacji miasta stołecznego Warszawy, które dopytywało, jak przebudowa może wpłynąć na liczbę wolnych miejsc w okolicznych szkołach i przedszkolach.
- Odpowiedzieliśmy, że realizacja inwestycji będzie wymagała wybudowania nowego przedszkola. Na tej odpowiedzi kończy się nasza wiedza o planowanej inwestycji. Projekt w żaden sposób nie był formalnie przedstawiony radnym miejskim. Kiedy tak się stanie, z pewnością będziemy chcieli uczestniczyć w dyskusji na temat planów przebudowy - zaznacza Artur Buczyński.
- Będziecie państwo na tak, czy na nie? - pytamy.
- Na tym etapie nie mogę odpowiedzieć na tak przedstawione pytanie. Sprawa od jakiegoś czasu wydaje się być w zamrożeniu. Nie znamy szczegółowych planów. Musimy się z nimi zapoznać, zanim zajmiemy stanowisko. Każdy projekt warty jest analizy, niczego nie skreślamy "z automatu". Kluczowe będzie dla nas stwierdzenie, czy inwestycja nie będzie stanowić zagrożenia dla dobrostanu mieszkańców. Będziemy sprawdzać, jak wpłynie między innymi na sytuację licznych seniorów. Będziemy analizować, czy przebudowa sprawi, że pojawią się dla nich nowe, atrakcyjne przestrzenie - zaznacza wiceburmistrz Wilanowa.
"Zatoka czerwonych świń"
Osiedle, którego los stoi dziś pod znakiem zapytania, przez mieszkańców bywa nazywane "zatoką czerwonych świń". A to dlatego, że w wybudowanych w latach 80. blokach przydział na mieszkania dostawali między innymi działacze PZPR.
W blokach na Wysokim Wilanowie mieszkali też pracownicy placówek dyplomatycznych rozsianych po całej stolicy. Po zmianie ustroju lokale przekształcono w biurowce do wynajęcia.
Autorka/Autor: bż/ec
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps