- Najpierw podbiegłam do wózka, postawiłam go na kołach i wyjęłam synka. Był przytomny, nie było śladów krwi. Wzięłam go na ręce i podbiegliśmy do męża, który leżał kilkadziesiąt metrów dalej – mówiła przed sądem żona potrąconego na przejściu dla pieszych na ulicy Sokratesa. Adam zginął na miejscu.
W piątek w Sądzie Okręgowym rozpoczął się proces Krystiana O., kierowcy pomarańczowego bmw, które na ulicy Sokratesa potrąciło 33-letniego Adama. Mężczyzna z żoną i trzyletnim synem szli do parku. Była niedziela, październikowe, ale słoneczne przedpołudnie. Młody mężczyzna zginął na ich oczach. Żona zmarłego na sali sądowej: - Ten widok towarzyszy mi codziennie.
Krystian O. o tamtych wydarzeniach mówi: nieszczęśliwy dzień. Pamięta, że wyszedł z kościoła, wsiadł do samochodu i jechał w stronę lotniska na Bemowie. - Jechałem ulicą Sokratesa. Było ciepło. W pewnym momencie zauważyłem, że słońce mocno świeci, zwolniłem, ale słońce mnie oślepiło. Zauważyłem postać osoby, cień, wtedy zacząłem gwałtownie hamować, ale nie zdążyłem zatrzymać pojazdu przed przejściem. Automatycznie odbiłem autem w jedną stronę, zrobiłem to świadomie, żeby sytuacja miała jak najmniejsze skutki.
Pomarańczowe bmw kupił rok przed wypadkiem. Samochód miał mu służyć na "weekendowe wypady", pomagać w zrelaksowaniu. - Kupiłem go, żeby go mieć, żeby o niego dbać. Żeby oderwać się po całym tygodniu pracy, żeby odpocząć przy nim, dbając o niego – twierdził. Zapewnił: badania techniczne bmw przeszło bez problemów. O zmianach nie wiedziałem.
Śledczy dysponują opinią z zakresu techniki motoryzacyjnej, w której specjalista stwierdził, że auto po przeróbkach "było w stanie technicznym niepozwalającym na dopuszczenie do ruchu". Według biegłego, bmw miało zmodyfikowane układy: hamulcowy, kierowniczy i zawieszenia. Zdemontowano w nim czujnik ABS. Samochód przeszedł też nieprzewidziane przez producenta przystosowanie pojazdu do ruchu prawostronnego.
O.: - Auto zostało przeze mnie zakupione za ostatnie oszczędności. Nie byłbym w stanie dokonać takich przeróbek.
"Po prostu"
Początkowo Krystian O. usłyszał zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz narażenia pieszych znajdujących się na przejściu na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (mógł trafić do więzienia na maksymalnie osiem lat). Ale zarzuty zmieniono. Zdaniem biegłych, kierowca - w miejscu, gdzie obowiązuje dopuszczalna prędkość 50 kilometrów na godzinę - miał na liczniku 136 km/h. Prokuratura postawiła mu wiec ostatecznie zarzut zabójstwa.
W sądzie O. nie zgodził się z tym zarzutem. Zaprzeczył też, że na liczniku miał ponad 130 km/h. - To ile miał pan na liczniku – pytała oskarżonego sędzia Marzena Tomczyk-Zięba. - Około 90 km/h – odpowiedział. - To dlaczego nie jechał pan 50 km/h? – padło kolejne pytanie. - Po prostu – odpowiedział oskarżony.
Na sali sądowej przeprosił rodzinę zmarłego Adama. Naprzeciwko niego w piątek siedziała żona, brat i rodzice. - Zostanie to ze mną do końca życia. Chciałbym przeprosić rodzinę. Żonę, że zabrałem jej męża, brata, że zabrałem mu brata, syna, że zabrałem mu ojca, i rodziców, że zabrałem im syna. Składam ogromne kondolencje i przepraszam, że zabrałem tego człowieka – mówił.
"Nierealistyczne"
"Ten człowiek" to 33-letni Adam. W niedzielę, 20 października wyszedł z żoną i synem na spacer. Chwilę wcześniej pożegnał rodziców i teściów. Wszyscy świętowali trzecie urodziny chłopca. Rodzina udała się w podróż do domu (nie mieszkali w Warszawie), a Adam z żoną, stałą już trasą do parku. Musieli przejść przez ulicę Sokratesa. Na przejściu przepuścił ich inny kierowca. W sądzie w piątek mówił: zatrzymałem się, dopiero weszli.
Adam szedł przodem. Za nim żona z wózkiem. Żona Adama w piątek przed sądem: - Nagle usłyszałam pisk opon, a chwilę potem zobaczyłam obracające się w powietrzu ciało męża i leżący na asfalcie wózek z synkiem. To było tak nierealistyczne, że nie wiedziałam, co się dzieje. Podbiegłam do wózka, postawiłam go na kołach i wyjęłam synka z wózka. Był przytomny, nie było śladów krwi.
Inni świadkowie zeznali później, że wózek po zderzeniu stał, ale był zaczepiony o bmw. Przewrócił się, kiedy Magdalena chciała wyjąć synka. Pobiegła do męża. Zaczęła wołać o pomoc. Ktoś kazał jej odejść. Magdalena: - Synek cały czas spoglądał w kierunku taty, a ja bardzo chciałam go chronić przed tym widokiem.
O śmierci męża dowiedziała się, kiedy razem z synkiem siedziała w karetce. Podszedł do niej ksiądz i powiedział: udzieliłem mężowi rozgrzeszenia. - Wtedy zrozumiałam, że mój mąż nie żyje.
Dożywocie
Jeżeli sąd podtrzyma zarzut, który Krystianowi O. postawiła prokuratura, grozi mu dożywocie. Następną rozprawę wyznaczono na 22 marca.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Paweł Supernak/PAP