- Na nasz samochód spadła tafla lodu z jadącego tira. Ich kierowcy sieją zagrożenie - alarmuje pani Agata. Wraz z rodziną wracała z ferii, a sopel ranił jej męża. Policja zapewnia, że szuka kierowcy ciężarówki.
Do zdarzenia doszło w niedzielę na drodze krajowej numer 7, za Słomnikami (województwo małopolskie), na jezdni w kierunku Warszawy. Jak relacjonuje Agata Piekart, wraz z dziećmi i mężem wracała z ferii do podwarszawskich Marek.
"Metr na metr"
"Z naczepy nadjeżdżającego z naprzeciwka tira spadła bryła (choć bardziej trafne byłoby określenie tafla) lodu. Jej wielkość, to metr na metr. Tir oczywiście zwolnił, jednak się nie zatrzymał. Uciekł z miejsca wypadku" - poinformowała w liście wysłanym na Kontakt 24. Jak relacjonowała dalej, lód zniszczył przednią szybę auta, uderzył w głowę jej męża kierującego pojazdem, a potem padł na tylne siedzenie, gdzie były dzieci. Z relacji naszej czytelniczki wynika, że bryła trafiła w głowę także siedmioletnią córkę kobiety. - Szkło w przedniej szyby pocięło twarz męża, obsypało wszystkich członków rodziny - opisuje. Mężczyzna został zabrany do szpitala. Kobieta wyjaśnia dalej, że na miejsce przyjechał patrol z lokalnej komendy. Funkcjonariusze mieli powiedzieć, że kierowca jest "nie do odnalezienia". Według pani Agaty policjanci nie wykazali zainteresowania opisem samochodu ciężarowego, za to pytali o ubezpieczenie i "chcieli szybko załatwić sprawę i odjechać".
"Po prostu tego nie robią"
- Cała sprawa nie rozgrywa się o to, że akurat mój samochód został rozbity, że ja poniosłam jakąś stratę, czy nie. Chodzi o to, że kierowcy tirów, mimo że mają obowiązek oczyszczania samochodu, zanim ruszą w trasę - o tym powiedziała mi policja - to po prostu tego nie robią - dodała w rozmowie z reporterem tvnwarszawa.pl Agata Piekart. Jak zaznaczyła, od znajomych wie, że za granicą kierowcy tirów doskonale czyszczą swoje samochody, bo kary są zapewne dużo wyższe. - U nas widocznie policja tego nie sprawdza, nie egzekwuje. Kary są tak śmiesznie małe, że im się nie chce wchodzić na plandeki. I jadą, i sieją takie zagrożenie – alarmowała. Do sprawy przed kamerą TVN24 odniósł się rzecznik małopolskiej policji. - Zostaliśmy wezwani na miejsce kolizji drogowej. Policjanci ustalili, że kierujący samochodem osobowym, jadąc w stronę Miechowa, mijał się z ciężarówką, która jechała w przeciwnym kierunku i w momencie wymijania z tej ciężarówki spadła bryła lodu na szybę samochodu osobowego. Kierowca doznał obrażeń ciała, został zabrany przez karetkę do szpitala - mówił Sebastian Gleń. Zapewnia, że funkcjonariusze przeprowadzili czynności na miejscu, ale nie posiadają informacji na temat numerów rejestracyjnych czy innych charakterystycznych cech samochodu ciężarowego. - Kierowca odjechał z tego miejsca, nie zatrzymał się nawet. Wiemy tylko, że ciężarówka ta była w kolorach czerwonym i białym, ale ustalamy dane tego pojazdu i ewentualne dane tego kierowcy. Zbieramy monitoring z trasy przejazdu. Apelujemy do świadków tego zdarzenia o informację na temat ciężarówki - mówi.
Rzecznik dodał, że pasażerka nie potrafiła podać policjantom obsługującym zdarzenie cech charakterystycznych ciężarówki. - Później jednak otrzymaliśmy ze szpitala informację od poszkodowanego kierowcy, który zapamiętał, że mijana ciężarówka miała czerwoną kabinę i białą naczepę - informuje.
ran/pm