OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
KORONAWIRUS – NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. RAPORT TVN24.PL >>>
O sytuacji w szpitalu informowaliśmy ostatnio kilkukrotnie. Marcin Gutowski z "Czarno na białym" dotarł do pracownicy szpitala, która opowiedziała, jak wirus mógł rozprzestrzeniać się po kolejnych oddziałach. Reporter sprawdził, co działo się, gdy pojawili się pierwsi chorzy i jaka jest obecna sytuacja placówki.
"Oddział wysprzątany i zdezynfekowany"
Prezes Szpitala Bródnowskiego w rozmowie z Polską Agencją Prasową powiedziała, że wszyscy pacjenci, którzy otrzymali dodatni wynik testu na COVID-19, zostali już przewiezieni ze Szpitala Bródnowskiego do szpitali zakaźnych, między innymi w Ostrołęce i MSWiA w Warszawie. Poinformowała też, że obecnie, na 414 przebadanych pracowników szpitala - 61 ma dodatni wynik testu, z czego 43 to przypadki potwierdzone, a reszta wymaga powtórnego badania. W sumie to około 15 procent personelu.
- Chyba opanowaliśmy sytuację. Oddział gastroenterologii i chorób wewnętrznych, gdzie pojawił się pierwszy zakażony COVID-19, został już wysprzątany i zdezynfekowany. W czwartek rano został ponownie uruchomiony i ruszyliśmy z przyjmowaniem pacjentów. Lekarze i panie pielęgniarki wracają do pracy z kwarantanny. Na szczęście większość z nich powraca w dobrym stanie. Tak więc, rozpoczynamy normalną pracę. W międzyczasie będziemy czyścić siódme piętro, to jest oddział diabetologii i chorób wewnętrznych, gdzie pojawiło się ognisko zapalne – opisała.
"Najtrudniejszy był pierwszy tydzień"
Prezes szpitala wytłumaczyła też, dlaczego pacjenci do innych szpitali przewożeni są nocą.
- Ten dyskomfort wynika tylko i wyłącznie z faktu, że w chwili obecnej jest po prostu za mało odpowiednich środków transportu. Do przewiezienia pacjentów zakażonych koronawirusem muszą przyjechać ratownicy medyczni w odpowiednich strojach, a pacjentów zakażonych jest coraz więcej. Nasz szpital zamawia karetki, ale one mają teraz takich zamówień mnóstwo. Dlatego przyjeżdżają wieczorem, ale raczej nie w nocy. Tak więc przewoziliśmy naszych pacjentów o takich porach nie z tego względu, że baliśmy się opinii publicznej, tylko po prostu dopiero w godzinach wieczornych mieliśmy udostępniony odpowiedni transport – tłumaczyła.
Jak podała w czwartek prezes, obecnie na 414 przebadanych pracowników - 61 ma dodatni wynik testu (43 potwierdzonych, reszta wymaga powtórnego badania), przy czym większość to osoby bezobjawowe. W sumie to około 15 procent personelu.
- Wprowadziliśmy system testów przesiewowych u całego personelu. Jeśli jednak pracownik źle się czuje, testy wykonuje się natychmiast, nie patrząc na przyjętą kolejność. Nie możemy ryzykować, aby nawet w przypadku objawów zwykłej grypy nie wykonać testu i narazić pacjentów oraz personel – mówiła Teresa Maria Bogiel.
- Najtrudniejszy był pierwszy tydzień. Nie mogliśmy zrobić testów pacjentom tego samego dnia po kontakcie, bo to by nic nie dało. Zrobiliśmy je wtedy, kiedy ten wynik mógł być miarodajny. Dlatego pacjenci z kontaktu musieli być do siódmego dnia obserwowani w oddziale, a następnie mieli wykonane testy. W tym czasie cały personel z tego oddziału był na kwarantannie – dodaje.
Gdzie jest jeszcze problem?
Jak opisała prezes, oddziały "dzielone są na połówki". - Jedna połowa pracuje, druga czeka. Zminimalizujemy w ten sposób ryzyko zakażenia całych oddziałów. Problem może pojawić się w każdej chwili. Obecnie źródłem zakażenia może być każda osoba i każde miejsce. Dlatego wprowadzone przez nas ponadstandardowe procedury weryfikacji pacjentów i personelu mają zapewnić maksymalnie bezpieczeństwo. Izolacji podlegają neonatologia, kardiologia, chirurgia, ginekologia, interna, okulistyka, oddział intensywnej terapii oraz neurochirurgia – mówi Bogiel.
400 osób na zwolnieniach lekarskich
Prezes pytana była również, czy szpital radzi sobie z absencją wśród personelu.
- Na dzień wczorajszy mieliśmy ponad 400 osób na zwolnieniach lekarskich, na prawie 1300 pracowników (wraz z osobami współpracującymi szpital zatrudnia blisko 1800 osób). To dużo, ale dajemy radę dzięki pozostałemu personelowi oraz faktowi, że nie są wykonywane planowe zabiegi. Wszyscy są zaangażowani w pracę. Jednak ze względu na narastające ryzyko zakażenia, personel pracuje w możliwie maksymalnym systemie pracy dyżurowej - 24 godziny, nie mniej – powiedziała i zaznaczyła stanowczo, że nigdy nie było planów, aby zamknąć szpital.
Autorka/Autor: kz/ran
Źródło: PAP