Bimber, samogon, księżycówka. Co region, to inna nazwa. Ale i tak wszyscy wiedzą, o co chodzi. Czas rozkwitu bimbrownictwa w Polsce to PRL. - Cały naród produkował: profesorowie, robotnicy. Jedni na własny użytek, inni na skalę niemal przemysłową – opowiada varsavianista Jarosław Zieliński. - Doskonale pamiętam, jak odwiedziłem pewnego magistra, dziś naukowca sławnego w Europie, zaprosił mnie do kuchni, która cała była laboratorium produkcyjnym – dodaje.Prawdziwym ekspertem w tym temacie jest prof. Jerzy Kochanowski.- Obszarem bimbrowym w Warszawie była Jabłonna i Legionowo. Bimbrownie wymagają oddalenia od siedzib ludzkich, bo to strasznie śmierdziało. Wszystko się zmieniło, jak zaczęto bimber pędzić z cukru – wyjaśnia Kochanowski, autor cyklu "PRL bocznymi drzwiami". - Cukier można było przestać reglamentować na początku lat 80., ale obawiano się, że przez to zacznie się produkcja bimbru na ogromną skalę. Oczywiście nic takiego się nie stało – dodaje.Bimbrownictwo jak stawianie oporu