W masowej wyobraźni Powstanie Warszawskie jest czarno-białe, bo takie są zdjęcia z tamtego okresu. Ale przecież niebo było niebieskie, drzewa zielone, pył po bombardowaniu szary, a krew czerwona. Z okazji 80. rocznicy zrywu ukazał się album zawierający 100 fotografii z 1944 roku, które zostały pokolorowane. Trafią też na plenerową wystawę na ogrodzeniu Łazienek Królewskich.
- Dlaczego w ogóle kolorujemy zdjęcia? - zapytał podczas promocji albumu Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego. I sam odpowiedział: - Po pierwsze dlatego, że jesteśmy ciekawi. Chcemy wiedzieć, jak tamten świat naprawdę wyglądał. Zobaczyć z bliska, popatrzeć powstańcom w oczy. Po drugie dlatego, że z badań, które robiliśmy, wynika, że młodzi ludzie, nawet ci, którzy interesują się historią, widząc w internecie stare zdjęcia, przerzucają je. Jest jakiś mechanizm psychologiczny, szczególnie u młodego odbiorcy, który pozwala wierzyć, że stary świat był czarno-biały. A trzeci powód był taki, że chcemy, by każdy, kto będzie oglądał te zdjęcia, rozpoznał w nich siebie jako element łańcucha pokoleń. Bo ci ludzie na zdjęciach to warszawiacy tacy jak my.
Bez pomocy sztucznej inteligencji
Proces był długi i skomplikowany. Pierwszym zadaniem była selekcja stu zdjęć. Ogromne wyzwanie, bo w muzealnym archiwum jest ich ponad 30 tysięcy. Muzealnicy postanowili zaprosić do współpracy Chrisa Niedenthala, wybitnego fotoreportera i - jak o nim mówią - fotografa historii. Niedenthal, choć praktyk, nie patrzył na warsztat. - Znaczenie miały emocje, nie kompozycja czy światło - odparł pytany o kryteria doboru.
Nanoszenie kolorów poprzedziła drobiazgowa analiza historyczna, czasem wręcz detektywistyczna. Stworzono zespół składający się z ekspertów od historii, militariów, architektury i grafiki. To oni przygotowywali materiał referencyjny i szczegółowe instrukcje dla koloryzatorów ze studia Orka. Ci odsyłali kolorowe fotografie, w muzeum oceniano, szukano słabych punktów i odsyłano do korekty. Droga do akceptacji wiodła przez dziesiątki maili.
- Żadne z tych zdjęć nie zostało pokolorowane przez sztuczną inteligencję, za każdym stoi człowiek, jego wiedza, doświadczenie, spostrzegawczość, długie godziny pracy - powiedziała Joanna Jastrzębska-Woźniak, szefowa projektu z Muzeum Powstania Warszawskiego.
Wiśniowy opel na cmentarzu
Zdjęcie żołnierzy na cmentarzu ewangelicko-augsburskim. Z hitlerowską flagą pozuje major Alfons Kotowski "Okoń". Za nim podporucznik Tadeusz Towarnicki "Naprawa". To właśnie on zerwał flagę z gmachu zajętego przez Niemców i przywiózł na cmentarz oplem. Tak mówią źródła historyczne. Ale na pierwszym planie stoi fiat... Gdy dobrze się przyjrzeć, jest także drugi samochód.
- Za fiatem na pierwszym planie jest drugie auto. We wspomnieniach powstańców wyczytaliśmy, że powstaniec przywiózł nazistowską flagę wiśniowym oplem. Na innych zdjęciach z tej sytuacji faktycznie widać opla, więc to musiało być to drugie auto - varsavianista Ryszard Mączewski opowiadał, jak udało się określić kolor samochodu. A to przecież tylko jeden, wcale nie najważniejszy element tego zdjęcia. Czasem trzeba było ruszyć w miasto, dokonać wizji lokalnej. - Poszedłem na cmentarz ewangelicko-augsburski. Mały, jasny nagrobek na dalszym planie to grób półtorarocznej dziewczynki. Można go odnaleźć po dziś dzień. Dziecko zmarło w 1943 roku, dlatego ten grób jest taki jasny - wyjaśniał Mączewski.
Siłą rzeczy na zdjęciach z Powstania Warszawskiego ważną rolę odgrywa broń. Ekspert od militariów rozpoznawał model karabinu, rodzaj pistoletu czy typ umundurowania (także jego drobnych elementów jak naszywki). W idealnej sytuacji ich kolorystykę można był określić na podstawie eksponatów, zbiorów muzeum. - Tu nie było przypadków - podkreślił Mączewski.
Uczestnicy przedsięwzięcia starali się dotrzeć do jak największej liczby konkretnych źródeł. Ale skupiając się na detalu, chcieli zachować szerszą perspektywę. - Staraliśmy się zrozumieć bardziej sytuację i miejsce - mówił varsavianista. Ograniczyli retusz do absolutnego minimum, podlegały mu tylko uszkodzenia i rysy na zdjęciu. Zostawiali ziarno, rozmycie czy nieostrość.
Zapach pomidorowej z zacierkami
Choć niektórzy na początku podeszli do koloryzacji zdjęć z dystansem, to w końcu wszyscy musieli przyznać, że pozwala ona odkryć mnóstwo detali, które w czerni i bieli umykają. - Kolory wyciągają szczegóły - stwierdził Mączewski i opowiedział o zdjęciu Eugeniusza Lokajskiego, które przedstawia uczestników powstańczego ślubu: - Na zdjęciu czarno-białym praktycznie nie widać, że ten mężczyzna ma biało-czerwoną opaskę na ramieniu. To były dwie plamy w przypadkowym miejscu. Dopiero po koloryzacji widać, że na ręce, którą obejmuje kobietę, jest opaska.
Ale czasem trzeba było uruchomić wyobraźnię, bo nie dało się bezsprzecznie stwierdzić, jaki kolor miała chustka na szyi powstańca, elewacja jakiegoś budynku czy zupa w powstańczej stołówce przy Szpitalnej. Po długich dyskusjach uznano, że będzie to pomidorowa z zacierkami. - To zdjęcie to dobry przykład, że nie wszystko da się wyczytać ze zdjęcia, niektóre rzeczy trzeba było wymyślić - przyznał Ryszard Mączewski.
- Na czarno-białym zdjęciu mamy panie, które gotują dla powstańców. To, że to pomidorowa z zacierkami, pozwala poczuć ciepło i zapach tej zupy. Dzięki małemu fragmentowi, który został pokolorowany, powstaje opowieść. I to jest właśnie magia tych zdjęć - zachwycał się historyk i filmoznawca Grzegorz Sołtysiak, który krótkimi tekstami stworzył narrację albumu.
Patrząc na zdjęcie Lokajskiego z montowni pistoletów Błyskawica w piwnicy kamienicy przy placu Napoleona, można poczuć zapach warsztatu. Na stole pilniki, wkrętaki, olejarka, imadło. Robotą kieruje Stefan Samek, z wąsem i pod krawatem, przeszywająco patrzy znad okularów. W ciasnym wnętrzu oświetlonym dwiema żarówkami uwijają się rusznikarze: jeden coś dokręca, drugi szlifuje.
Kilka tygodni później Sylwester Braun sfotografował trójkę osób przebiegających przez ten sam plac. Dwie kobiety, mężczyzna i pies na smyczy. Prawdopodobnie pierzchają przed bombardowaniem albo ostrzałem. Plac pokryty jest gruzem i pyłem, zasnuty dymem pożarów, podmuch wygina gałęzie drzew, niemal czuć pęd powietrza. - Uciekają w przerażeniu. Ale w tej strasznej grozie pamiętają, żeby trzymać psa na smyczy. Myślą o zwierzaku, żeby nie zginął. To jest wzruszające - ocenił Sołtysiak.
Błękitne niebo nad Szklanym Domem
Wyjątkowo nieciekawy zapach musiał towarzyszyć scenie, która rozegrała się przy Wareckiej, uchwycił ją inny powstańczy fotoreporter Joachim Joachimczyk. - To powstańcy, którzy właśnie wyszli z kanałów, po przejściu przez to, co tymi kanałami płynie. Scena jest radosna, bo ewakuowali się z otoczonej przez Niemców Starówki - opowiadał Chris Niedenthal.
Selekcja, której dokonał, przyniosła materiał bardzo różnorodny. Choć nie zabrakło zdjęć emblematycznych, typowo wojennych, to Niedenthal odkrył dla szerokiego grona odbiorców zdjęcia mniej znane, pokazujące życie codzienne Warszawy 1944 roku. Najbardziej przypadła mu do gustu fotografia pary młodych ludzi siedzących na dachu budynku przy Mickiewicza. Nad nimi błękitne niebo. Okoliczności sygnalizuje tylko biało-czerwona opaska na ramieniu kobiety. - Młodzież. Siedzą spokojnie na dachu Szklanego Domu na Mickiewicza. Nieoczywiste, że to zdjęcie z Powstania Warszawskiego, dlatego jest ciekawe - podsumował fotoreporter.
Album "Kolor Powstania 1944. 100 zdjęć walczącej Warszawy" można kupić w sklepie Muzeum Powstania Warszawskiego. Zdjęcia będą prezentowane także w formie wystawy plenerowej na ogrodzeniu Łazienek Królewskich (od Alej Ujazdowskich) od 31 lipca do 29 września.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Sylwester Braun "Kris" / MPW