Spór o piekarnię Rajcherta. Społecznicy jej bronią, zdaniem właścicieli to "absurdalne"

Źródło:
tvnwarszawa.pl
"O odzyskanie domu walczyłyśmy 67 lat"
"O odzyskanie domu walczyłyśmy 67 lat"Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl
wideo 2/4
Oświadczenie wnuczki Teodora Rajcherta

- Kilka wpisów w internecie wystarczyło, żeby odebrać rodzinie prawo do decydowania o naszej własności - mówi Ewa Męczyńska, wnuczka słynnego praskiego piekarza. Wkrótce w miejscu legendarnego budynku może powstać apartamentowiec.

Charakterystyczna stuletnia budowla z czerwonej cegły stoi u zbiegu Grochowskiej i Wiatracznej. Na bryłę składają się trzy budynki. Na rogu mieści się piętrowa kamienica, dalej stoi budynek produkcyjny o kształcie litery L, a za nią jest jeszcze stróżówka połączona z bramą wjazdową. Dawną piekarnię uznaje się za symbol fabrycznego Grochowa. Od siedmiu lat pozostaje wyłączona z użytkowania. Niszczeje. Przez brak pieniędzy na jej renowację, spadkobierczynie Teodora Rajcherta postanowiły sprzedać nieruchomość.

Ściany piekarni wpisane w fasadę bloku

Formalnie nadal są jej właścicielkami, podpisały jednak umowę przedwstępną z deweloperem, który przygotował już wizualizacje przyszłej inwestycji. Firma Bouygues Immobiler Polska zamierza stworzyć sześciokondygnacyjny budynek mieszkalny. Z dawnej piekarni w projekcie zachowane zostały tylko dwie zewnętrzne ściany - krótsza od strony Grochowskiej oraz dłuższa od Wiatracznej, na której do dziś znajdują się ślady po pocisku z II wojny światowej. Pozostała też brama i fragment ogrodzenia.

Te elementy objęte są ochroną konserwatorską. W 2017 roku zostały wpisane do rejestru zabytków. Pozostała część budynku znajduje się w gminnej ewidencji zabytków, co nie może powstrzymać inwestora przed jej wyburzeniem. Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego z 2014 roku, ustalił "ochronę zabytkowego zespołu piekarni", ale teoretycznie pozwala on na nową inwestycję, ponieważ dopuszczono w nim "nadbudowę, rozbudowę lub dobudowę budynku".

Projekt apartamentowca został pod koniec grudnia zatwierdzony przez Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Deweloper czeka też na pozwolenie na budowę od południowopraskiego Wydziału Architektury i Budownictwa.

Informacje o planach wyburzenia budynku poruszyły działaczy miejskich i miłośników Grochowa. W mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja, jak ocalić dawną piekarnię. Aktywiści zwołali na środę okrągły stół, na który zaprosili lokalnych działaczy, dewelopera, władze dzielnicy i konserwatorów zabytków.

"Straciły wszystko"

Zanim doszło do wspomnianego spotkania, głos w sprawie przyszłości piekarni zabrała wnuczka Teodora Rajcherta - Ewa Męczyńska. Kilka godzin wcześniej, zaprosiła dziennikarzy do budynku przy Grochowskiej 224, by opowiedzieć historię tego miejsca i pokazać, w jakim znajduje się stanie.

Budynek powstał w latach 1918-1926 na działce kupionej przez Teodora Rajcherta i jego żonę z myślą o własnej piekarni. Tak powstała "Europejska", uznawana wówczas za jedną z najnowocześniejszych warszawskich piekarni. Podczas kampanii wrześniowej w 1939 roku w dach trafiła bomba, wystrzelona w trakcie niemieckiego nalotu. Mieszkanie właścicieli spłonęło, osłabieniu uległa konstrukcja budynku w części północnej. Mimo to, w listopadzie udało się wznowić działalność piekarni. W okupacyjnych warunkach przetrwała niemal do końca lipca 1944 roku. Jej istnienie przerwała śmierć Teodora Rajcherta.

- Pogrzeb, wybuch Powstania Warszawskiego i dalsze działania wojenne spowodowały, że babcia, moja mama i ciocia wróciły do domu dopiero 26 stycznia 1945 roku. Zastały cały budynek opieczętowany. Bez dostępu do mieszkania. W komisariacie milicji dowiedziały się, że nie są już właścicielkami i jedynie szybkie zniknięcie uchroni je przed wywiezieniem do Rembertowa. Dekret Bieruta zatwierdził przepadek mienia. Straciły wszystko - mówiła wnuczka Rajcherta.

Pogróżki, włamania, wątpliwe propozycje

- O odzyskanie domu walczyłyśmy do 2012 roku, czyli 67 lat. Nie wiedziałam, że nasze kłopoty dopiero się rozpoczną - dodała.

Jak wyjaśniła Ewa Męczyńska, rodzina miała różne wizje przywrócenia świetności temu miejscu. Szybko okazało się, że budynek jest w bardzo złym stanie. Właścicielki postarały się o ekspertyzę. - Określiła jego zużycie pod względem technicznym i ekonomicznym od 85 do 95 procent. Wtedy, aby sprawdzić, czy pomysły rodziny są realne, poprosiliśmy kilka firm budowlanych o wycenę remontu - opisywała kobieta. Wskazane przez nie koszty wynosiły od czterech do dziesięciu milionów złotych. - Takimi środkami rodzina nie dysponuje i nie dysponowała, a potencjalny współinwestor wycofał się. W sierpniu 2012 roku została wydana opinia dotycząca stanu zachowania wartości zabytkowych budynku dawnej piekarni i możliwości jego remontu. Stwierdziła ona, że budynek nie nadaje się do rewaloryzacji i współczesnego zainwestowania - dodała.

Zaznaczyła, że ekspertyzy przekazała do południowopraskiego Wydziału Architektury i Budownictwa, Miejskiego Biura Planowania Przestrzennego oraz stołecznemu i wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków, Powiatowemu Nadzorowi Budowlanemu oraz Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

- Jedynym rezultatem moich działań był nakaz rozbiórki komina po inspekcji Państwowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego 5 marca 2013 roku. Wyburzenie grożącego zawaleniem komina było tak dużą zmianą w lokalnym krajobrazie, że spowodowało spotkanie w Klubokawiarni Kicia Kocia 8 października 2013 roku. Na spotkaniu opowiedziałam historię budynku i prostowałam pojawiające się przekłamania. Zaprosiłam również do jego oględzin i dałam swój numer telefonu. Niestety nikt się ze mną nie skontaktował. Nikt nawet nie chciał zobaczyć, jak ten budynek wygląda - mówiła dziennikarzom Ewa Męczyńska.

Relacjonowała też, że gdy zapadła decyzja o wyłączeniu budynku z użytkowania i jego sprzedaży, zaczęła otrzymywać telefony z pogróżkami. Wielokrotnie dochodziło też do włamań. Łupem złodziei padły między innymi metalowe klapy od pieców.

- Do mnie zgłaszały się jakieś dziwne osoby z wątpliwymi propozycjami kupna nieruchomości, które jakby wpisywały się w to, co działo się w urzędach. Wszystko było przeciągane i robione tak, abyśmy tylko sprzedali nieruchomość tym osobom. Dzielnica nigdy nie przedstawiła nam żadnej propozycji - oznajmiła wnuczka piekarza.

"Nie jesteśmy handlarzami roszczeń"

Rodzina postanowiła, że sprzeda budynek tylko wtedy, gdy inwestor pokaże, w jaki sposób chce zachować jego elementy i pamięć o dawnej funkcji. - Przez wiele lat odrzucaliśmy różne oferty, także wielomilionowe, bo nikt nie chciał przedstawić projektu przed podpisaniem umowy - zaznaczyła kobieta. - Dopiero po wielu latach znalazł się podmiot, który przedstawił nam wizualizacje i zapewnił, że w projekt zostanie wkomponowana ściana ze śladem po pocisku - dodała.

- Moja mama, jak zobaczyła, jak ma wyglądać to miejsce, rozpłakała się z radości. Była szczęśliwa i ciągle powtarza, że chciałaby przed śmiercią ten budynek zobaczyć - mówiła Męczyńska.

Jej zdaniem, obecne działania społeczników są "absurdalne". - Budzą także wątpliwość rzeczywiste intencje, ponieważ nikt problemem się nie interesował i nie chciał nawet zobaczyć budynku. A dziś organizowane są szumne spotkania. I to po tym, jak podpisano już umowy i wydano pieniądze. Kto ma za to wszystko zapłacić? To, co się teraz dzieje, jest nieodpowiedzialne - zaznaczyła. - Obecny szum medialny wygląda, jakby ktoś chciał odstraszyć nabywcę. Żeby potem znowu za bezcen kupić? Znowu pojawią się dziwne typy, dziwne spółki z zapewnieniami, że wszystko załatwią? Nie jesteśmy handlarzami roszczeń. Chcemy jedynie rozporządzać swoją odzyskaną po 67 latach własnością. Zadbaliśmy o godne upamiętnienie tego miejsca i naszego dziadka - podsumowała.

"Budynek był za drogi dla urzędu"

Wieczorna debata w sprawie przyszłości piekarni zgromadziła kilkadziesiąt osób. W małej sali Klubokawiarni Kicia Kocia pojawili się mieszkańcy Grochowa, zaniepokojeni wieściami o planach wyburzenia budynku. Jak podkreślił na wstępie organizator wydarzenia, dziennikarz Cezary Polak, "to okrągły stół, a nie spotkanie aktywistów". Nie zabrakło historycznych zdjęć wyświetlanych z projektora i wspomnień. Na początku zaprezentowany został też projekt architekt Eweliny Rosiak, która w ramach pracy dyplomowej opracowała w 2010 roku, w jaki sposób dawna piekarnia mogłaby zostać zaadaptowana na filię dzielnicowego centrum kultury.

Padło też pytanie do przedstawiciela urzędu dzielnicy, dlaczego miastu nie udało się odkupić budynku, by ocalić go przed ruiną. - Były rozmowy mniej czy bardziej oficjalne na ten temat i nie było porozumienia. Budynek był za drogi dla urzędu - powiedział Michał Szweycer z biura prasowego urzędu dzielnicy. Tłumaczył też, że priorytetem dla Pragi Południe jest zapewnienie odpowiednich warunków w budynkach należących do miasta, a nie kupowanie kolejnych, wymagających wielomilionowych inwestycji.

W trakcie dyskusji głos wielokrotnie zabierała wnuczka Teodora Rajcherta, mówiąc o historii piekarni i obecnych działaniach rodziny. Powtarzała też to, co kilka godzin wcześniej przekazała dziennikarzom. - Żadna instytucja nie proponowała nam kupna budynku - podkreśliła Męczyńska odnosząc się do wypowiedzi urzędnika.

Cała piekarnia może trafić do rejestru zabytków

Uczestnikiem okrągłego stołu był też profesor Jakub Lewicki, Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków. - Nowy projekt tego budynku został poddany drobiazgowej analizie. Był przedmiotem wewnętrznej komisji całego biura, mieliśmy bardzo duże wątpliwości. Analiza wykazała, że nie ma możliwości odmówienia temu projektowi - zastrzegł, wskazując na hejterskie komentarze, które pojawiły się w sieci w odniesieniu do działań jego urzędu w tej sprawie.

Poinformował, że zapadła decyzja o ponownym wszczęciu procedury wpisu całego budynku do rejestru zabytków. - Uznaliśmy, że tylko zmiana stanu prawnego może pozwolić na inną decyzję. Mogą to być dwie okoliczności. Albo nowe dowody w sprawie, tymczasem dokumentacja ówczesnego wpisu jest zadziwiająco kompletna. Druga to błąd w procedurze, pominięcie strony. Udało nam się znaleźć jeden czynnik pozwalający na rozpoczęcie procedury wpisu do rejestru zabytków pozostałej części piekarni. Sprawa jest bardzo trudna prawnie. To nie jest tak, że urząd zaniedbał czy popełnił błąd - zaznaczył Lewicki. Nie zdradził jednak, o jaki szczegół chodzi.

Jeśli uda się wpisać całość piekarni do rejestru zabytków, nie będzie możliwości wyburzenia jej jakiejkolwiek części. Spośród osób zebranych na sali padło pytanie, co w takiej sytuacji zrobi deweloper.

- Znając wytyczne planu miejscowego, wydaje się, że żadna realizacja nie jest możliwa przy całkowitym wpisie piekarni do rejestru zabytków. Chodzi tutaj o miejsca parkingowe. Nie jesteśmy w stanie ich wybudować, zachowując ściany i stropy, które się sypią – przyznała Beata Kolasa, projekt manager Firma Bouygues Immobiler Polska. - Jesteśmy deweloperem transparentnym, który nie wchodzi w sobotę w nocy i nie burzy zabytków. Chcemy współpracować z konserwatorem zabytków i być może z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jesteśmy w trakcie analizowania tej sytuacji. Komunikacja do tej pory odbywała się za pośrednictwem Facebooka. Nikt do nas nie zadzwonił, nie napisał - podkreśliła.

Propozycja stołecznego konserwatora zabytków

Zdaniem stołecznego konserwatora zabytków Michała Krasuckiego, nadzieję na zachowanie piekarni w całości dają mimo wszystko zapisy planu miejscowego. - Wpis do rejestru mówi o dwóch elewacjach, a plan miejscowy, który jest dokumentem wcześniejszym o "zachowaniu zespołu". Rejestr nie zmienił planu. Pytanie, co jest zespołem? Tylko dwie elewacje czy sięgamy do szerszej definicji? - mówił Krasucki. Wyjaśnił, że te rozbieżności były powodem wystąpienia urzędu miasta do MKiDN o ocenę sytuacji i uchylenie decyzji wojewódzkiego konserwatora zabytków, która dała zielone światło planom dewelopera..  - Jeśli okaże się, że plan jest w tym zakresie nieprecyzyjny, to też będziemy chcieli, żeby był zmieniony - dodał.

Krasucki odniósł się też do wizualizacji przedstawionych przez dewelopera. - Powiem szczerze, że mam trochę dość projektów, które operują fasadami obiektów zabytkowych. Taki fasadyzm mieliśmy na Ząbkowskiej, na Karolkowej, na Wroniej, na Brzeskiej… Tego jest coraz więcej, a to nie jest ochrona całych obiektów - zastrzegł.

Wcześniej, stołeczny konserwator zabytków kilkukrotnie zachęcał wnuczkę Rajcherta, by jej rodzina nie pozbywała się budynku i skorzystała z miejskiego programu dofinansowania dla takich obiektów, stopniowo doprowadzając go do lepszego stanu. - Jestem pierwszą osobą, która będzie rekomendowała, żeby w jak największym zakresie wesprzeć finansowo właścicieli - deklarował. Sugerował nawet, że zabiegałby o stuprocentową dotację. W ten sposób, właściciele mogliby jednorazowo otrzymywać środki rzędu 500 tysięcy złotych. Krasucki zwracał uwagę, że co roku odbywają się dwie tury programu, więc oznacza to szansę na uzyskanie miliona złotych rocznie.

Mączewska oceniła pomysł Krasuckiego jako nierealny. Wtórowało jej kilka osób z tłumu. - Moja mama ma 94 lata. Ciocia ponad 80. Ja sama skończę w tym roku 70 lat. Wymagałoby to ode mnie wielkiej energii, żeby przez kolejne lata prowadzić tę walkę - stwierdziła.

Okrągły stół w sprawie piekarni Rajcherta

"Budynek był za drogi dla urzędu dzielnicy"
"Budynek był za drogi dla urzędu dzielnicy"Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl
wideo 2/4

Autorka/Autor:Klaudia Kamieniarz

Źródło: tvnwarszawa.pl

Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl

Pozostałe wiadomości

Saturn - kundel z podwarszawskiego schroniska - stał się dawcą nerki dla rasowego owczarka z hodowli. Fundacja zajmująca się ochroną zwierząt informuje teraz, że lekarz weterynarii, który okaleczył psa, usłyszał wyrok.

Wyciął nerkę Saturnowi i przeszczepił innemu psu. Sąd skazał lekarza weterynarii

Wyciął nerkę Saturnowi i przeszczepił innemu psu. Sąd skazał lekarza weterynarii

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Pięć tysięcy złotych mandatu i 10 punktów karnych kosztowało 20-latka driftowanie na parkingu przed sklepem w Piasecznie. Wszystkiemu przyglądali się członkowie jego rodziny, a ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć".

Driftował na parkingu. Jego ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć"

Driftował na parkingu. Jego ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

- Skrzywdził rodzinę, odebrał ojca dzieciom - mówią o Łukaszu Ż. żona i matka zmarłego 37-letniego Rafała. Podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku na Trasie Łazienkowskiej w czwartek zostanie przewieziony z Niemiec do Polski. Prokuratura przedstawi mu zarzuty.

Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej o Łukaszu Ż.: zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce

Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej o Łukaszu Ż.: zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce

Źródło:
"Uwaga!" TVN, tvnwarszawa.pl

- Moją rolą, jako mamy, jest zadbać o to, żeby dzieci nie zapomniały, jaki był tatuś. Każdej nocy o tym rozmawiamy, krzyczymy: "tatusiu, kochamy cię" - tak mówi wdowa po panu Rafale, który zginął dwa miesiące temu w wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Auto, którym jechała cała rodzina, staranował swoim samochodem Łukasz Ż. 14 listopada mężczyzna trafi z Niemiec prosto w ręce polskich służb.

"Każdej nocy krzyczymy do taty: dobranoc, tatusiu, kochamy cię"

"Każdej nocy krzyczymy do taty: dobranoc, tatusiu, kochamy cię"

Źródło:
Fakty TVN

W miejscowości Jedlińsk pod Radomiem dachowała karetka, która wracała z wezwania, bez pacjenta. "Jechało nią dwóch mężczyzn, jeden z nich poniósł śmierć na miejscu, drugi trafił do szpitala" - podała policja. Prokuratura wyjaśnia, kto był sprawcą wypadku.

Dachowała karetka, zginął ratownik. Prokuratura: ambulans wjechał na czerwonym świetle

Dachowała karetka, zginął ratownik. Prokuratura: ambulans wjechał na czerwonym świetle

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP

Policjant z Ostrołęki wracał po służbie do domu, gdy zobaczył siedzącego na poboczu mężczyznę. Pieszy był wyraźnie zdezorientowany, na nogach miał klapki. Funkcjonariusz pomógł wyziębionemu mężczyźnie, który miał zamiar pieszo dotrzeć do domu. Miał jeszcze 30 kilometrów.

Siedział na poboczu, na nogach miał klapki. Mówił, że idzie do domu

Siedział na poboczu, na nogach miał klapki. Mówił, że idzie do domu

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Twarz miał zakrytą szalikiem, a na głowie kaptur. Groził pracownikom stacji paliw przedmiotem przypominającym broń palną. Ukradł pieniądze z kasy i uciekł w kierunku drogi wojewódzkiej numer 7.

Pracownikom stacji paliw groził bronią, uciekł z gotówką

Pracownikom stacji paliw groził bronią, uciekł z gotówką

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Zakończyło się śledztwo w sprawie ataku w szkole w Kadzidle (Mazowieckie). 18-letni Albert G. zaatakował uczniów. Do szpitali trafiły trzy osoby. Tuż po zdarzeniu nożownik usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa wielu osób. Po roku od zdarzenia stanie przed sądem.

"Planował zabójstwo co najmniej ośmiu uczniów"

"Planował zabójstwo co najmniej ośmiu uczniów"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

W środę przed Sądem Okręgowym w Warszawie mowy końcowe wygłosili obrońcy oskarżonych w sprawie o zabójstwo byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony. To jedna z najgłośniejszych zbrodni początku lat 90. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku.

Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku

Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku

Źródło:
PAP

Policjanci wyjaśniają okoliczności poważnego wypadku pod Legionowem. Ranni zostali mężczyźni wykonujący prace na drodze. Obaj stali przed autem, w które wjechał inny kierowca.

Malowali pasy na drodze, w ich auto uderzył inny kierowca. Ranni

Malowali pasy na drodze, w ich auto uderzył inny kierowca. Ranni

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl

"Decyzją Mazowieckiego Konserwatora Zabytków wpisem objęte zostały brama główna wraz ogrodzeniem (trzy przęsła), budynek dyrekcji, hala kolebkowa, części hali spawalni, części hali tłoczni wraz z rampą wjazdową oraz główne ciągi komunikacyjne i teren położony przy ul. Jagiellońskiej w Warszawie" - poinformowano w środę.

Brama główna FSO wpisana do rejestru zabytków

Brama główna FSO wpisana do rejestru zabytków

Źródło:
PAP

Jak wynika z danych ratusza, przemoc domowa w dalszym ciągu jest silnie związana z płcią i zdecydowana większość osób jej doświadczających to kobiety. A w skrajnych przypadkach może być przyczyną bezdomności. Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności. One bardzo potrzebują wsparcia.

"Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności"

"Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Parking P+R przy stacji metra Młociny przejdzie kompleksową przebudowę. Wymieniona zostanie nawierzchnia, a obiekt zyska rozwiązania, które ograniczą zużycie energii.

Największy parking P+R do przebudowy

Największy parking P+R do przebudowy

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Prokuratura przesłuchała już wszystkich świadków w sprawie śmierci 31-latka na plebanii w Drobinie niedaleko Płocka (Mazowieckie). Śledczy mają otrzymać na początku lutego przyszłego roku wyniki badań toksykologicznych zmarłego.

Śmierć na plebanii. Przesłuchali wszystkich świadków, czekają na wyniki badań

Śmierć na plebanii. Przesłuchali wszystkich świadków, czekają na wyniki badań

Źródło:
PAP

75-latkę osaczali przez kilka dni. Przekonali ją, że bierze udział w policyjnej obławie i jest świadkiem incognito. Byli tak wiarygodni, że nie wierzyła prawdziwym policjantom i swoim bliskim, którzy sygnał o jej dziwnym zachowaniu dostali od pracownika banku. Przekazała oszustom ponad pół miliona złotych. Na jej szczęście prawdziwi policjanci działali. Oszuści wpadli w zasadzkę, a teraz zostali oskarżeni o oszustwo, grozi im do 10 lat więzienia.

Zmanipulowali ją tak, że tylko im ufała. Oddała oszustom pół miliona. Wpadli w zasadzkę, staną przed sądem

Zmanipulowali ją tak, że tylko im ufała. Oddała oszustom pół miliona. Wpadli w zasadzkę, staną przed sądem

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Na terenie powiatu kozienickiego doszło do dwóch groźnych wypadków z udziałem dzikich zwierząt. W Magnuszewie kierowca zderzył się z łosiem, który wbiegł na jezdnię. W Zajezierzu kobieta potrąciła sarnę. Policja przestrzega przed wzmożonym ruchem zwierząt w rejonach zalesionych.

Groźne wypadki z udziałem dzikich zwierząt

Groźne wypadki z udziałem dzikich zwierząt

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Studenci, którzy nie kupowali dyplomów, ale rzetelnie na nie zapracowali, mają poważne problemy. Po aferze korupcyjnej Collegium Humanum zmieniło nazwę, ale to tylko spotęgowało kłopoty. Część studentów zdecydowała się już na pozew zbiorowy przeciwko uczelni. Materiał Łukasza Łubiana z programu "Polska i Świat" TVN24.

Uczciwi oberwali rykoszetem. Problemy studentów byłego Collegium Humanum

Uczciwi oberwali rykoszetem. Problemy studentów byłego Collegium Humanum

Źródło:
TVN24

Urząd dzielnicy Mokotów zapowiedział, że w najbliższych miesiącach wybudowane zostanie 650 metrów nowej drogi rowerowej w ciągu ulic Domaniewskiej i Suwak. W ramach prac przebudowane zostaną chodniki oraz jedno z przejść dla pieszych.

Przedłużą ścieżkę rowerową w "Mordorze". Zbudują wyniesione skrzyżowanie

Przedłużą ścieżkę rowerową w "Mordorze". Zbudują wyniesione skrzyżowanie

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policja zatrzymała 23-letnią mieszkankę warszawskiego Targówka podejrzaną o posiadanie znacznej ilości mefedronu i marihuany. W mieszkaniu kobiety znaleziono m.in. pojemniki z poporcjowanymi narkotykami oraz wagę elektroniczną.

Marihuana i mefedron w mieszkaniu 23-latki. Miały trafić na praskie ulice

Marihuana i mefedron w mieszkaniu 23-latki. Miały trafić na praskie ulice

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policjanci z Piaseczna w niecałą godzinę dwukrotnie zatrzymali 44-letniego mężczyznę, który prowadził samochód nietrzeźwy i bez prawa jazdy. - Musiałem odwieźć partnerkę do domu - tłumaczył.

Nietrzeźwy, bez prawa jazdy, zakochany. Zatrzymali go dwa razy w ciągu godziny

Nietrzeźwy, bez prawa jazdy, zakochany. Zatrzymali go dwa razy w ciągu godziny

Źródło:
PAP

Auto ciężarowe, dwa busy i samochód osobowy. W środę rano na autostradzie A2 doszło do poważnego wypadku. Są ranni.

Zderzenie kilku aut na A2. Ranni

Zderzenie kilku aut na A2. Ranni

Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP

Policjanci ze Śródmieścia zatrzymali czterech obywateli Turcji, w tym podejrzanego o brutalny atak nożem. 23-latek usłyszał już zarzuty: usiłowania spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, posiadania narkotyków oraz kierowania samochodem pod ich wpływem.

"Wyciągnął nóż i brutalnie dźgnął nim 35-latka w klatkę piersiową"

"Wyciągnął nóż i brutalnie dźgnął nim 35-latka w klatkę piersiową"

Źródło:
tvnwarszawa.pl