Kamilowi B. groziło od pół roku do ośmiu lat więzienia. Sąd uznał, że oskarżony nie zasługuje, by karać go aż tak surowo. Sędzia Agnieszka Bus-Masłosz zdecydowała, że odpowiednią karą będą cztery lata więzienia oraz dziesięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów. Oskarżony będzie też musiał zapłacić 50 tys. złotych zadośćuczynienia.
- Sad wziął pod uwagę, że to Kamil B. jako pierwszy udzielał pomocy pokrzywdzonym oraz to, jaką ma opinię. - Nie został odrzucony przez społeczeństwo, co pokazuje, że tego nie chciał. Będzie ponosił tego konsekwencje do końca życia - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia. - Nie ma takiej kary, która zwróci życie ofiarom, ale sąd zwrócił uwagę , jak oskarżony zachowywał się przed i po wypadku. Jako okoliczności obciążające sąd wziął pod uwagę, ze był strażakiem ochotnikiem i powinien wiedzieć, do jakich skutków prowadzi przekraczanie prędkości - podkreśliła sędzia.
Znacznie przekroczona prędkość
Proces w tej sprawie rozpoczął się pod koniec listopada 2018 roku.
Prokuratura oskarżyła Kamila B. o to, że w kwietniu 2018 roku, jadąc blisko 100 km/h w terenie zabudowanym, doprowadził do tragicznego wypadku. Uderzył w rodzinę, która wracała z wycieczki rowerowej z pobliskiej wsi, od dziadków.
43-letnia Małgorzata i jej 6-letnia córka Ania zginęły na miejscu. Starsza dziewczynka - 8-letnia Lena - zmarła kilka godzin później w Centrum Zdrowia Dziecka.
Przeżył tylko ojciec, ale do dziś nie odzyskał pełnej sprawności. Podczas toczącego się od blisko roku procesu, na sali sądowej pojawił się tylko raz - w październiku. Jego zeznania zostały utajnione, nie był w stanie mówić o tragicznym wypadku, patrząc Kamilowi B. w oczy.
Zjechał na pobocze, uderzył w drzewo, później w rodzinę
Żadna ze stron podczas całego postępowania nie negowała, że to Kamil B. siedział za kierownicą bordowego auta, które z dużą prędkością wyjechało z łuku, że stracił panowanie nad samochodem, że zjechał na pobocze; że uderzył w drzewo, a później w rowerzystów.
Prokurator Krzysztof Burzyński podczas swojej mowy końcowej zawnioskował o najwyższą możliwą karę dla B., czyli osiem lat więzienia, 15 lat zakazu prowadzenia pojazdów oraz 50 tysięcy nawiązki dla rodziny.
Takiej samej kary dla oskarżonego chciał pełnomocnik rodziny - mecenas Daniel Szeliga.
Z kolei obrońca oskarżonego, mecenas Andrzej Różyk, złożył wniosek o wymierzenie Kamilowi B. kary dwóch lat pozbawienia wolności i nawiązki na rzecz poszkodowanego.
Adwokat zwrócił uwagę, że oskarżony przyznał się do winy, żałuje tego, co zrobił i ma świadomość, że musi ponieść konsekwencje swojego zachowania. Przypomniał, jak zachował się zaraz po wypadku, kiedy wyszedł z leżącego jeszcze na dachu auta i zaczął reanimację.
Autorka/Autor: Klaudia Ziółkowska
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/tvnwarszawa.pl