Sąd nie miał wątpliwości, że to Rajmund M. jest winny zabójstwa Damiana Biskupskiego. Do zbrodni doszło 26 kwietnia 2022 roku w wynajmowanym przez skazanego mieszkaniu przy ulicy Narutowicza w Ząbkach pod Warszawą.
- To nie była samoobrona - stwierdził przewodniczący składu sędziowskiego, który jednocześnie zaznaczył, że w tym wypadku nie można mówić o tym, że Rajmund M. - jak sugerował to w czasie śledztwa i procesu - działał w samoobronie. - Gdyby skazany chciał się bronić, uciekłby z lokalu po pierwszym zadanym ciosie, kiedy Damian Biskupski upadł. Oskarżony tymczasem zadawał kolejne ciosy, a na koniec wcisnął ofierze skarpetkę do ust - uzasadniał sędzia Sławomir Bielecki.
Wyrok w sprawie usłyszeli też 41-letni Kamil Ch. oraz 31-letni Rafał Ż, znajomi skazanego za zabójstwo. Prokuratura oskarżyła ich o to, że nie zaalarmowali służb o zabójstwie Damiana Biskupskiego. Z ustaleń śledztwa wynikało, że przyszli oni do mieszkania Rajmunda M., bo nie odbierał on telefonów. W otwartym lokalu znaleźli zakrwawione ciało. Nie zaalarmowali jednak służb. W czwartek zostali skazani na trzy lata więzienia.
- Przedstawiana przez nich wersja jest spójna i wiarygodna. Nie zmienia to faktu, że nie zaalarmowali oni służb, chociaż doszło do najpoważniejszego z przestępstw - zabójstwa - mówił sędzia Bielecki.
Skazani na trzy lata więzienia mężczyźni nie pojawili się w sądzie. Odpowiadali z wolnej stopy, nie byli obecni na żadnej z rozpraw.
"Człowiek, który nie zasługuje na drugą szansę"
Z wyroku nie jest zadowolona matka Damiana Biskupskiego. - Serce mi pękło, że sąd nie wymierzył najsurowszej z możliwych kar. Chodzi o bandytę, który skatował moje dziecko siekierą, a potem zrobił wszystko, żeby skonał w męczarniach. To potwór - mówiła matka, zapowiadając, że odwoła się od wyroku do sądu drugiej instancji.
Potwierdza to adwokat Stanisław Korzeniewski, pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej. - Wnosiliśmy o najsurowszą z kar dla Rajmunda M., czyli o dożywotnie pozbawienie wolności. Podobnie wnosiła o to prokuratura. Sąd jednak nie podzielił podniesionych argumentów. Będziemy składać apelację - powiedział prawnik.
"Wyłączyłem światło i tyle"
Skazany Rajmund M. został zatrzymany niedługo po zbrodni. Do akt sprawy prokuratura dołączyła nagranie z wizji lokalnej przeprowadzonej przez prokuratora prowadzącego śledztwo w lokalu, w którym zginął Damian Biskupski. Rajmund M. opowiadał, jak doszło do koszmaru. Twierdził, że późnym wieczorem z wynajmowanego mieszkania wyszedł od niego kolega (Rafał Ż.), który rzekomo miał żądać od niego pieniędzy. Dług miał wynosić… 15 złotych.
Przedstawioną wtedy wersję sąd uznał za najbardziej prawdopodobną.
- On poszedł, usłyszałem, jak zamyka furtkę. A po chwili ktoś zapukał do drzwi. I to był ten chłopak (późniejsza ofiara zabójstwa - red.) - mówił M. podczas wizji lokalnej. Dalej - zdaniem skazanego nieprawomocnie na zabójstwo - było tak: Damian Biskupski miał mu powiedzieć, że przyszedł ściągnąć dług dla Rafała Ż.
- Chciał wziąć mi telefon, mówił, żebym dał mu fanty. Wziął do ręki kurtkę, a tam był mój nóż, on mi go dołożył do szyi - relacjonował podczas wizji lokalnej Rajmund M.
Kiedy to się działo, skazany siedział już na łóżku, a Damian Biskupski - według niego - stał nad nim z nożem. - Powiedziałem, już ci daję. No i wziąłem siekierę. Uderzyłem raz, a potem jeszcze dwa razy go dobiłem. Włożyłem mu skarpetkę w usta, bo charczał. Wyłączyłem światło, zostawiłem włączony telewizor i sobie poszedłem - mówił na wizji skazany za zabójstwo.
Bez pomocy
Po wyjściu z wynajętego mieszkania przeczekał noc w lesie, a potem poszedł do pracy. W międzyczasie wydzwaniał do niego Paweł Ż. (który wieczór wcześniej był u niego). Ponieważ Rajmund M. nie odbierał, Ż. poprosił Kamila Ch., żeby sprawdził, co się dzieje. Ch. przybył na miejsce 27 kwietnia około 19. W łóżku znalazł zakrwawione ciało mężczyzny.
Ch. był przekonany, że w łóżku jest Rajmund M., o czym powiedział Pawłowi Ż. Niedługo potem i on pojawił się w lokalu. Drugi z mężczyzn stwierdził, że na łóżku leży Damian Biskupski. Zarówno Paweł Ż., jak i Kamil Ch. wyszli z mieszkania, nie dzwoniąc po służby.
"Sprawa pozornie oczywista"
W swojej mowie końcowej mecenas Kamil Sośnicki, pełnomocnik matki Damiana Biskupskiego, stwierdził, że sprawa śmierci 31-latka "na pierwszy rzut oka wygląda w dość oczywisty sposób":
- Mamy brutalnego sprawcę, który atakuje siekierą. Mamy jakichś dwóch kolegów, którzy się wokół kręcili i jakieś tam postawiono im zarzuty. Z bliska jednak to wygląda inaczej (…) w tej sprawie jest tajemnica, której nie udało się rozwiązać w czasie tego procesu. Z jakiegoś powodu oskarżony w czasie procesu nie podjął próby obrony. Nie sprawia wrażenia osoby, która walczyła o to, żeby przekonać sąd, że zdarzenie miało inny przebieg, niż twierdzi prokuratura - mówił prawnik.
Skąd to przekonanie? Pełnomocnicy matki zmarłego Damiana Biskupskiego wskazują, że w czasie śledztwa zabezpieczono ślady, które nie pasują do przyjętego przez sąd przebiegu zabójstwa. Mecenas Stanisław Korzeniewski wskazuje, że z jakiegoś powodu Damian Biskupski nie miał na sobie butów. Z jakiegoś powodu też miał zakrwawione spodnie. Zaginęła też skarpetka, którą sprawca miał włożyć ofierze do ust. Prawnik zaznaczył, że na żadnym etapie nie wyjaśniono tych wątpliwości.
Czytaj też: Zabił matkę, zabrał pieniądze i "oddał się rozrywce". "Jego zachowanie zasługuje na pogardę"
Mecenas Sośnicki: - Było jakieś ustalenie. Po zbrodni bowiem dzieje się coś niezrozumiałego, nagle telefony, SMS-y między oskarżonymi. Zachowanie, które pokazuje chęć antycypowania, uprzedzenia tego, co się wydarzy (…). Coś wiązało oskarżonego Rajmunda M., z jakiegoś powodu wybrał on drogę milczenia - mówił.
"Możliwie łagodna" kara
Reprezentująca skazanego Rajmunda M. mecenas Agnieszka Grzywka-Kulas w swojej mowie końcowej wskazywała, że jej klient od początku przyznawał się do winy. Zaznaczyła, że przedstawiona przez niego wersja w dużej części posłużyła prokuraturze do stworzenia aktu oskarżenia.
- Mój klient konsekwentnie podkreślał, że to było nieszczęśliwe zdarzenie, że nie było ono wynikiem celowego działania w kierunku pozbawienia życia - zaznaczała mec. Grzywka-Kulas. Podkreślała, że M. się bronił. Wnosiła o "możliwie łagodną" karę.
Obrońca Kamila Ch. zaznaczał, że jego klient nie zadzwonił na policję po znalezieniu ciała, bo był w szoku. Z kolei obrończyni Pawła Ż. wskazywała, że w mieszkaniu przy Narutowicza w Ząbkach, gdzie zabity został Damian Biskupski, niedługo potem pojawiło się pogotowie i policja. Tym samym, jak wskazywała pełnomocniczka, brak sygnału do służb ze strony jej klienta w żaden sposób nie wpłynął na szanse przeżycia Damiana Biskupskiego.
Autorka/Autor: bż/gp
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl