Napad na konwojenta i kradzież 2,8 miliona złotych. Pojawiły się "wątki mogące mieć związek ze sprawą"

Podejrzany o oszustwa Mateusz M. miał zarobić na ofiarach 1,5 miliona złotych (zdj. ilustracyjne)
Policja w Płocku o napadzie na konwojenta (wideo archiwalne)
Źródło: KMP w Płocku
Nie zakończył się proces w sprawie napadu na konwojenta w grudniu 2021 roku i kradzieży ponad 2,8 miliona złotych. Wyznaczono termin kolejnej rozprawy. Powodem był wniosek prokuratora o przesłuchanie nowego świadka - żony jednego z dwóch oskarżonych. W śledztwie prowadzonym aktualnie przez płocką prokuraturę, w ramach którego Anna J. została tymczasowo aresztowana, pojawić się miały wątki mogące mieć związek ze sprawą, której dotyczy proces.

W tym procesie podczas poprzedniej rozprawy, która odbyła się na początku czerwca, sąd wyznaczył kolejny termin na 22 sierpnia, planując przesłuchanie dwóch ostatnich świadków, a następnie zamknięcie przewodu sądowego i mowy końcowe stron. W czwartek, gdy rozprawę wznowiono, prokurator wniósł jednak o przesłuchanie nowego świadka - Anny J., żony jednego z dwóch oskarżonych, Andrzeja J.

"Pojawiły się wątki mogące mieć związek ze sprawą, której dotyczy proces"

Uzasadniając wniosek, prokurator argumentował, że w śledztwie prowadzonym aktualnie przez płocką prokuraturę rejonową, w ramach którego Anna J. została tymczasowo aresztowana, pojawiły się wątki mogące mieć związek ze sprawą, której dotyczy proces. Ostatecznie sąd zdecydował, odnosząc się także do wcześniejszej odmowy Anny J. złożenia zeznań w procesie, iż wyda zarządzenie, aby ponownie zajęła ona stanowisko w tej kwestii. Jednocześnie sąd postanowił odroczyć rozprawę do 3 października, rezerwując ten termin właśnie na ewentualne zeznania Anny J. Gdyby do nich nie doszło, sąd nie wykluczył, że zakończy wtedy postępowanie.

PRZECZYTAJ: Napad na konwojenta w Płocku. Skradziono ponad dwa miliony złotych >>>

Dwóch oskarżonych, żaden się nie przyznaje

Oskarżonymi o napad na konwojenta i kradzież w grudniu 2021 r. w Płocku ponad 2,8 mln zł, są 48-letni Andrzej J. i 59-letni Wojciech W., którzy odpowiadają z wolnej stopy. Obaj nie przyznają się do dokonania tego przestępstwa, co oświadczyli w grudniu ubiegłego roku, gdy ruszał proces.

W czwartek w sądzie obecny był jedynie Andrzej J. Przed wnioskiem prokuratora sąd wysłuchał zeznań przypadkowego świadka napadu. Drugi z wezwanych świadków nie stawił się.

Mieli działać z innymi, nieustalonymi osobami

Według aktu oskarżenia, Andrzej J. 20 grudnia 2021 r. w Płocku wspólnie i w porozumieniu z Wojciechem W. oraz innymi, nieustalonymi dotąd osobami, w ramach podziału ról, przy użyciu paralizatora i gazu łzawiącego, doprowadził konwojenta do stanu bezbronności, po czym zrabował ponad 2,8 mln zł, pochodzące z utargów, w tym m.in. lokalnych placówek DPD, Lotos Paliwa, Kaufland, KFC i Media Markt.

Z kolei Wojciech W., zgodnie z aktem oskarżenia, odpowiada za to, że działając w zamiarze, aby inne osoby dokonały napadu rabunkowego, nabył w 12 października 2021 r. samochód Renault Laguna oraz 23 listopada 2021 r. samochód Renault Kangoo, czym ułatwił Andrzejowi J. oraz innym nieustalonym dotąd osobom popełnienie przestępstwa.

ZOBACZ: Napad na konwojenta i kradzież 2,8 miliona złotych. Na ławie oskarżonych dwaj mężczyźni.

Śledztwo w tej sprawie prowadziła i sporządziła akt oskarżenia Prokuratura Okręgowa w Płocku. Ustaliła m.in., że po napadzie na konwojenta na peryferiach Płocka i kradzieży pieniędzy napastnicy odjechali z miejsce przestępstwa samochodem dostawczym renault kangoo, a kilka ulic dalej porzucili i podpalili to auto. Dwóch podejrzanych zatrzymano w marcu 2022 r. Część zrabowanych pieniędzy odzyskano.

Twierdzi, że znalezione pieniądze nie pochodziły z napadu

W trakcie śledztwa Andrzej J. twierdził, że w czasie gdy doszło do napadu, przebywał w Hiszpanii, natomiast pieniądze, które zostały znalezione pod podłogą domu na jego działce - 430 tys. zł - ukrył tam przed żoną, przy czym pochodziły one m.in. od jego rodziców. Odnosząc się do banderol od skradzionych banknotów, które także odkryto na jego posesji, sugerował, że dostęp do działki mogły mieć inne, postronne osoby.

Zarzut napadu i rabunku ocenił jako niedorzeczność. Wskazywał, że prowadził działalność gospodarczą, był prezesem kilku spółek, w tym za granicą. "Nie potrzebuję napadać na ludzi" - mówił w śledztwie Andrzej J.

Wszystkie te wyjaśnienia, także dotyczące 30-letniej znajomości z Wojciechem W., potwierdził przed sądem, gdy ruszał proces.

Drugi oskarżony przyznał się tylko do sprowadzenia samochodów

Wtedy też Wojciech W. tłumaczył, że przyznaje się jedynie do sprowadzenia samochodów - renault laguna z Warszawy i renault kangoo - z Piotrkowa Kujawskiego, w obu przypadkach do Płocka. Zastrzegł przy tym, iż nie miał wówczas świadomości, że będą one wykorzystane do napadu. Mówił, że przewidywał, iż oba auta mogą posłużyć do "przerzutu papierosów". Wyjaśniał, że zakupu samochodów dokonał na zlecenie i za pieniądze dwóch obywateli Ukrainy, których nazwisk nie pamięta.

Miało być to zadośćuczynienie za niespłacony dług, przy czym powodem była też obawa, że odmowa może być niebezpieczna dla niego i jego rodziny. Wojciech W. twierdził też, od tych samych obywateli Ukrainy za "bardzo dobrze wykonane zadanie" - sprowadzenie samochodów - otrzymał potem 30 lub 40 tys. zł z banderolami. Według niego, była to także kwota za "załatwienie czegoś - coś tam było nielegalnego". Składając te wyjaśnienia, Wojciech W. wielokrotnie podkreślał, że od lat jest alkoholikiem. Zapewniał jednocześnie, że zeznaje prawdę.

Według niego, banderole od banknotów znalezione na posesji Andrzeja J., nie pochodziły ze skradzionej gotówki. Wojciech W. tłumaczył na początku procesu, że przez pewien czas mieszkał w domu na działce Andrzeja J. i tam właśnie próbował spalić banderole z banknotów, które otrzymał od obywateli Ukrainy.

"Narobiłem po prostu szkody"

"Cała ta sytuacja jest przeze mnie" - podkreślał Wojciech W. "Narobiłem po prostu szkody, bo Andrzej, mój kolega - wprawdzie teraz jesteśmy pokłóceni - niewinnie siedział rok - relacjonował m.in. nawiązując do tymczasowego aresztowania Andrzeja J., od którego następnie odstąpiono, stosując poręczenie majątkowe.

Czytaj także: