23 kwietnia o godzinie 11.50 do siedziby oddziału SKOK Stefczyka przy ulicy Poniatowskiego w Błoniu wszedł młody mężczyzna i pytał o warunki udzielenia kredytu gotówkowego. Po uzyskaniu informacji wyszedł i wsiadł do zaparkowanego w pobliżu samochodu. Chwilę później do placówki wszedł drugi mężczyzna, krzyknął "to jest napad!", wyjął z torby broń i oddał strzał w stronę sufitu. Poinformował pracownice banku, że mają natychmiast wydać mu pieniądze. Wtedy dołączył do niego mężczyzna, który wcześniej pytał o kredyt. Gdy dwie kobiety otwierały sejfy, sprawca położył na biurku przedmiot, który - jak twierdził - jest ładunkiem wybuchowym i zagroził, że jeśli usłyszy alarm albo syreny policyjnych radiowozów, wysadzi placówkę w powietrze.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
Po otrzymaniu pieniędzy uciekli do auta. Na miejsce przyjechała policja, straż pożarna i pracownicy ochrony. Funkcjonariusze szybko ustalili, że pozostawiona przez sprawców bomba jest atrapą. Zrobiona była między innymi ze starego telefonu komórkowego, co ułatwiło funkcjonariuszom policji namierzenie podejrzanych. Udało się również ustalić kierunek, w którym uciekli, bo rabusiom trasę zablokował stojący wzdłuż ulicy samochód ciężarowy. Piotr L. wyjął broń i groził kierowcy oddaniem strzału, gdyby ten odmówił zjechania im z drogi. Świadek dobrze go zapamiętał.
Wyjaśnianiem sprawy i ustalaniem sprawców zajęli się policjanci Wydziału do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji. 28 kwietnia wraz z funkcjonariuszami Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji w Warszawie udali się do miejscowości, w której mieszkali sprawcy – ojciec i syn. W ich mieszkaniu zabezpieczono myśliwską dubeltówkę, broń pneumatyczną oraz amunicję. Wojciech L. posiadał zezwolenie na posiadanie broni.
Pieniądze z napadu miały pomóc naprawić rodzinny budżet
- Mężczyźni zostali oskarżeni o dokonanie wspólnie i w porozumieniu rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Ponadto Piotr L. został oskarżony o kierowanie gróźb do mężczyzny, którego samochód blokował oskarżonym drogę ucieczki. W momencie kierowania do sądu aktu oskarżenia wobec mężczyzn stosowany był środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania – przekazała prok. Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Oskarżony Wojciech L., z zawodu lakiernik samochodowy, przyznał się do winy. Na rabunek udał się samochodem klienta, okleił tylko tablice rejestracyjne. 55-latek wyjaśniał w prokuraturze, że jego syn nie wiedział wcześniej o planowanym przez niego napadzie. Został wtajemniczony dopiero po dotarciu do placówki bankowej i zgodził się pomóc, miał "stać na czatach". Oskarżony zapewniał, że nikomu nie chciał zrobić krzywdy. Napad miał pomóc w załataniu domowego budżetu, nadszarpniętego przez chorobę żony i wysoki kredyt, który zaciągnął jego starszy syn. Wojciech L. powiedział, że po powrocie do domu spalił ubrania, w których pojechali do banku.
Skrzyniarz dodała, że podejrzanym grozi do 15 lat pozbawienia wolności.
Autorka/Autor: mp/r
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: KSP