Za chwilę prestiżowe Derby. Trener grozi wycofaniem koni, "trzy się połamały"

Tor wyścigów konnych na Służewcu
Źródło: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl
Najważniejsza gonitwa na Służewcu już w najbliższy weekend, ale jeden z czołowych trenerów grozi, że wycofa swoje konie z konkursu. Problem widzi w nawierzchni toru. - Trzy konie już się połamały, czwarty ma poważną kontuzję, w imię czego mam jeszcze ryzykować? - pyta. Organizatorzy odpowiadają, że nawierzchnia toru jest dobrze pielęgnowana.

Adam Wyrzyk trenuje konie od prawie 15 lat. W tej chwili pod swoją opieką ma ich w sumie ponad 60, a w najbliższych gonitwach wystartuje 19 z nich. Okazja będzie wyjątkowa: na służewieckim torze odbędzie się derbowy weekend z kilkoma ważnymi gonitwami. Wisienką na torcie będzie prestiżowy, weekendowy wyścig koni pełnej krwi. Jednak Wyrzyk zwraca uwagę na pewne problemy.

"Ponieważ stan toru praktycznie się nie zmienia i cały czas jest twardy, pomimo zapewnień że będzie lepiej i zaangażowaniu wielu ludzi, tor wyścigowy na Służewcu jest nadal niebezpieczny. Kolejny nasz dobry koń uległ kontuzji! Prowadzę rozmowy z właścicielami, aby wycofać nasze konie z niebezpiecznych startów po źle przygotowanej bieżni" - napisał w czwartek na Facebooku.

Końskie zdrowie? Nie w tym wypadku

Trenera postanowiliśmy spytać o szczegóły sprawy. - Nigdy w swojej karierze nie miałem tylu kontuzji swoich podopiecznych, jak w tym roku - mówi tvnwarszawa.pl. - W jeden majowy weekend na Służewcu połamały się trzy konie. Dwa były moje. Jak się trzy konie łamią w weekend to chyba jest coś nie tak? - pyta retorycznie.

Wyjaśnia, że konie miały potem operacje, a jeden z nich już się nie wybudził po narkozie.

Wyrzyk twierdzi, że rozgrywki w ostatni weekend dramatycznie zakończyły się dla kolejnego zwierzęcia. - Bardzo dobry koń, ogromne sukcesy w wyścigach, dwa lata przygotowań i co? I uraz ścięgna. I w ten sposób koń zakończył karierę sportową, bo taki uraz można już tylko zaleczyć - ubolewa.

Winy upatruje w nawierzchni toru. - Można go porównać do twardych, betonowych torów. Teraz jest upał, susza, deszcze nie padają, ten tor jest zdecydowanie za twardy - podkreśla.

- Po majowym dramacie, Totalizator (Sportowy, zarządza torem - red.) zapewniał, że coś z tym robi i będzie lepiej. Teraz dowiaduję się, że owszem, nowy system nawadniania będzie, ale nie teraz - mówi Wyrzyk.

"Nie chcą ujawniać kontuzji"

Trener zaznacza, że rozmawiał już z niektórymi właścicielami na temat wycofania koni z niedzielnych wyścigów. Twierdzi, że wielu go popiera. - Jeżeli przed rozpoczęciem wyścigów, nawierzchnia nadal będzie taka twarda, to mam ich zezwolenie i mogę wycofać konie. Oczywiście, część właścicieli się na to nie zgadza i to jest ich sprawa. Ja, jako trener, muszę informować właściciela o zagrożeniach, on podejmuje ostateczną decyzję - zaznacza trener.

Według Wyrzyka kluczowe są opady deszczu - jeżeli w piątek lub w sobotę nie spadnie deszcz, to zapowiada, że jego konie w niedzielnej gonitwie nie pobiegną. - A w imię czego mam ryzykować? Niedziela to dzień kulminacyjny, najważniejszy wyścig, wszystkie najlepsze konie wystawione. Ja nie chcę brać udziału w loterii. Wolę opuścić ten wyścig i poczekać na starty jesiennie, niż wygrać Debry i zniszczyć konia i nie mieć konia - wyjaśnia.

I dodaje: - Większość trenerów nie ujawnia kontuzji ze swojej stajni, bo panuje takie przekonanie, że im więcej ma kontuzji tym jest gorszym trenerem. A to nieprawda.

"Tak jakby hektary podlewać konewką"

Reakcja służewieckiego toru była błyskawiczna. Godzinę po emocjonującym wpisie Wyrzyka, na swoim profilu zrobili transmisję, na której ekspert od nawadniania toru w szczegółach opowiada jak ten proces wygląda.

Wyrzyka to jednak nie przekonuje. Jego zdaniem, służewiecki system nawadniania jest przestarzały. - Bieżnia toru ma 50 metrów, obwody 2400 metrów. Zasięg tych zraszaczy ma siedem metrów, więc nie są w stanie tego całego terenu dobrze zlać. To tak jakby konewką podlewać hektary. To jest prowizorka, przestarzały system. Jakieś 10, 15 lat temu była zatrudniona wewnętrzna firma, która zajmowała się tylko pielęgnacją toru i wtedy było naprawdę przyzwoicie - wspomina.

Tor nie ma sobie nic do zarzucenia

O całą sytuację zapytaliśmy władze toru. - Pojawił się głos tylko jednego z trenerów, krytykujący stan nawierzchni toru. Trener ten do chwili obecnej oficjalnie nie wycofał koni z gonitw - zwraca uwagę specjalista do spraw komunikacji toru na Służewcu Annamaria Sobierajska. Wskazuje też, że wyścigi to tak naprawdę próba selekcyjna konia i jak to w sporcie bywa - kontuzje się po prostu zdarzają. - Tak jak u człowieka, który uprawia sport wyczynowy. Duże obciążenia organizmu i presja na wyniki, to wszystko może się przyczynić do kontuzji. Trudno jest też określić, czy jakaś kontuzja po wyścigu nie była spowodowana tym, że koń miał już wcześniej jakiś mikrouraz powstały w procesie treningu - wyjaśnia. Jej zdaniem nawierzchnia toru jest dobrze pielęgnowana. - Codziennie go nawadniamy, bardzo o to dbamy. Zresztą, rolą i celem organizatora jest to, żeby wyścigi odbywały się w najbardziej dogodnych dla konia warunkach. Komisja techniczna i sędziowie odpowiadają za dobrostan koni podczas wyścigów - podkreśla. Zapowiada też, że system nawadniania przejdzie remont. – Jesteśmy w trakcie przygotowywania niezbędnej dokumentacji potrzebnej do renowacji i unowocześnienia systemu nawadniania. Teraz nie możemy go rozpocząć, bo co weekend rozgrywane są wyścigi - informuje.

Tor wyścigów konnych na Służewcu

Główne zdjęcie ilustracyjne: Bartłomiej Zborowski/PAP

mp/ran

Czytaj także: