Jak przekazał wiceprezydent stolicy Robert Soszyński, w środę odbyła się komisja powypadkowa z udziałem policji.
- W pewnym sensie przegraliśmy wyścig z czasem. Ulica Sokratesa jest na naszej liście, mamy już przygotowane projekty dotyczące generalnej przebudowy, tym bardziej jest nam przykro, że do tego wydarzenia doszło – zaczął wiceprezydent Warszawy Robert Soszyński.
Później głos zabrał Łukasz Puchalski. - To jest tragedia niewyobrażalna. Udaliśmy się na spotkanie, wizję w terenie organizowaną przez policję przy naszym udziale. To już drugi rok, w którym takie komisje się odbywają. Wiemy to, że kierowca jechał z prędkością około 130 kilometrów na godzinę. Wiemy, że ślady drogi hamowania widać na co najmniej 30 metrach przed przejściem dla pieszych, co pokazuje, że kierowca widział pieszego, natomiast z uwagi na prędkość, którą w tym miejscu osiągnął, nie był w stanie w żaden sposób zareagować - powiedział dyrektor ZDM-u.
"Sąsiad zabił sąsiada"
Dodał też, że całość zdarzenia jest uchwycona przez kamery monitoringu oraz że policja, prokurator, sąd mają bardzo dobrą wiedzę i materiał, jak do samego zdarzenia doszło.
- Z informacji, jakie pozyskaliśmy, można powiedzieć jedno, że sąsiad zabił sąsiada. To mieszkaniec ulicy przy Agorze, która jest naturalnym ciągiem ulicy Sokratesa. Wieloletni mieszkaniec. Mieszkaniec, który na co dzień był mechanikiem, przerabiał swój samochód. Przerabiał w taki sposób, że policja ma duże wątpliwości co do tego, czy ten samochód w ogóle powinien poruszać się po drogach publicznych - stwierdził Puchalski.
Jak opisywał, komisja uznała również, że przy zachowaniu prędkości dopuszczalnej do takiego wypadku by nie doszło. - W trakcie prac przychodzili do nas mieszkańcy, wśród których co najmniej jedna osoba była bezpośrednim świadkiem. Widziała, jak kierowca ruszał z piskiem opon z poprzedniej sygnalizacji, w sposób bardzo agresywny mijając kolejne przejścia na ulicy Sokratesa – relacjonował dyrektor ZDM.
Łukasz Puchalski wyraził wątpliwość, czy jakiekolwiek rozwiązania techniczne, pozwoliłyby uniknąć tragedii. - Mieliśmy kierowcę, który pogwałcił wszystkie zasady ruchu drogowego. Nie ma infrastruktury w stu procentach bezpiecznej. Możemy łagodzić skutki wypadków, natomiast jeśli dalej będzie przyzwolenie na brawurę wśród kierowców, jeśli nie będziemy eliminować tych pojedynczych wariatów ruchu drogowego, to nikt nie może się czuć bezpiecznie na ulicach - przekonywał Puchalski.
"To jest największy problem Warszawy"
Wskazał też, że ZDM stara się eliminować miejsca, które są najbardziej niebezpieczne. - W ciągu roku do Zarządu Dróg Miejskich wpływają tysiące zgłoszeń odnośnie poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego, poprzez uspokojenie ruchu czy poprzez zmiany w organizacji ruchu polegające na budowie sygnalizacji, ograniczeniu ilości pasów ruchu drogowego. Do tego trzeba doliczyć setki interpelacji radnych, którzy też są żywo zainteresowani bezpieczeństwem - powiedział Puchalski.
Dodał, że w pierwszej kolejności drogowcy starają się trzymać tego, co jest wykazane w audytach dotyczących bezpieczeństwa na przejściach dla pieszych. - Już w 2017 roku zamówiliśmy tysiąc audytów i rok do roku zamawiamy tysiące audytów kolejnych przejść dla pieszych, bo to na nich dochodzi do największej liczby zdarzeń śmiertelnych. To jest największy problem Warszawy - wskazał.
Wspomniał, że "to nie zawsze jest zgodne z oczekiwaniami społecznymi, ale dzięki temu udało się zbić ilość wypadków śmiertelnych, w ciągu ostatnich lat praktycznie o 50 procent, mimo iż w kraju ten wskaźnik spadł o 10 procent".
"Osygnalizują" aleję KEN
Dyrektor ZDM zapowiedział, że jeszcze w tym roku drogowcy planują postawić sześć sygnalizacji w alei KEN. - Będzie to "osygnalizowanie" wszystkich przejść dla pieszych, które tej sygnalizacji jeszcze nie posiadają. I jest to pokłosiem zdarzeń śmiertelnych w ostatnich latach na tej ulicy - powiedział Puchalski.
Nowe światła pojawią się też w tym roku na skrzyżowaniu Przyczółkowej z Drewny, na Leszno z Karolkową oraz na Grójeckiej z Harfową. - Oddajemy za chwilę przebudowaną obwodnicę Targówka, gdzie zamontowaliśmy progi, azyle, ronda w rejonie skrzyżowań i bez żadnej sygnalizacji udało się uspokoić ruch na całym ciągu - powiedział.
Michał Domaradzki, dyrektor Biura Polityki Mobilności i Transportu, przyznał, że niedzielna tragedia pokazała, że w kwestiach bezpieczeństwa trzeba "pracować szybciej, bardziej intensywnie". - Skrupulatnie analizować wszystkie przejścia dla pieszych, a jest ich cztery i pół tysiąca w Warszawie, każdą sygnalizację, których jest blisko 900. Wszystkim tym zagadnieniom musimy się uważniej przyglądać, bo niewyobrażalną tragedią jest dla nas fakt, że wychodzi się na niedzielny spacer i z niego się nie wraca - mówił Domaradzki. - Musimy zrobić maksymalnie dużo, żeby takich zdarzeń było zdecydowanie mniej, abyśmy wszyscy mogli bezpiecznie z przestrzeni miejskiej korzystać - dodał dyrektor Biura Polityki Mobilności i Transportu.
Zarzuty i dozór
W niedzielę na ulicy Sokratesa samochód kierowca BMW potrącił pieszego, który przechodził przez ulicę po pasach. Według świadków auto uderzyło w przechodnia z ogromną siłą. Mężczyzna przechodził przez ulicę z kobietą i dzieckiem w wózku, które również ucierpiało. 33-latek zmarł mimo reanimacji. Jak się potem okazało, kierowca był trzeźwy.
W poniedziałek w godzinach popołudniowych odbyło się posiedzenie aresztowe sądu. Sąd nie uwzględnił wniosku prokuratora o tymczasowy areszt dla kierowcy BMW i zastosował wobec niego dozór policji.
Kierowca usłyszał zarzut spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym oraz narażenia pieszych - kobiety i jej dziecka - znajdujących się na przejściu na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Podejrzany przyznał się do zarzucanego mu czynu i odpowiadał na pytania obrońcy. - Wyjaśnił, że niewiele pamięta. Dodał, że oślepiło go słońce - informował w poniedziałek Łapczyński.
Apel policji
Ponadto prokuratura zaapelowała o zgłaszanie się świadków zdarzenia, w szczególności kierowcy srebrnego samochodu, który zatrzymał się przed przejściem dla pieszych.
Autorka/Autor: kz/b
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl