Dotarliśmy do nagrania z nocnej kolizji w alei Niepodległości. Jego autor relacjonuje, że oba auta wyprzedziły go z dużą prędkością, a po chwili oba wpadły w poślizg w tym samym miejscu. Jeden z kierowców nie zdołał odzyskać panowania nad pojazdem. - Tył toyoty uniósł się i zawirował w powietrzu. Potem auto zaczęło koziołkować po drodze wewnętrznej – opisuje mężczyzna.
Do kolizji doszło w sobotę tuż przed skrzyżowaniem alei Niepodległości z ulicą Dąbrowskiego. Jej świadkiem był pan Piotr, który po godzinie 2 przejeżdżał tamtędy w kierunku Ursynowa. - We wstecznym lusterku zauważyłem, że zbliżają się do mnie pędzące auta. Zastanawiałem się, co się dzieje. Starałem się jechać jak najbliżej prawej krawędzi jezdni. Po chwili wyprzedziła mnie jedna toyota, sekundę później następna. Oba auta wpadły w poślizg. Wyniosło je na prawą stronę – relacjonuje w rozmowie z tvnwarszawa.pl.
Jak dodaje, choć tej nocy nie było mrozu, to jezdnia była śliska. Jedno z aut wpadło na pas zieleni. - Na początku biała toyota uderzyła bokiem w drzewo, a potem odbiła się od zaparkowanych samochodów. Jej tył uniósł się do góry i zawirował w powietrzu. Potem auto spadło na dach i zaczęło koziołkować po drodze wewnętrznej – opowiada.
"Wyglądało jakby się ścigali"
Całą sytuację widać na udostępnionym naszej redakcji nagraniu, które zarejestrowała kamera umieszczona w samochodzie pana Piotra. Oba auta straciły przyczepność w tym samym miejscu. W chwili gdy pierwsze auto koziołkowało, kierowca drugiego próbował wyjść z poślizgu. - Nie wyhamował na kolejnym skrzyżowaniu. Odbijając się od krawężnika, przejechał na czerwonym świetle. Na szczęście o tej porze ruch nie był duży, nie było pieszych na przejściu, bo mogło się skończyć tragicznie – zaznacza autor filmu.
Mężczyzna wezwał służby. Kierowcę białej toyoty uwolnili z wraku strażacy. Mimo koziołkowania uderzenia w drzewo i cztery inne pojazdy, prowadzący auto mężczyzna wyszedł ze zdarzenia bez szwanku. Jak podała w sobotę policja, był trzeźwy.
- Nie mam fotoradaru w oczach, ale na moje oko obaj kierowcy mogli pędzić z prędkością 150 kilometrów na godzinę. Wyglądało to tak, jakby się ścigali – mówi pan Piotr. - Na nagraniu widać, że kiedy mnie wyprzedzają, w obu autach świecą się światła stopu. Najwyraźniej już hamowali. Jaką musieli mieć więc prędkość, kiedy wcześniej mijali skrzyżowanie z Madalińskiego? – zastanawia się nasz rozmówca.
Mandat kończy sprawę
Ale dla policji sprawa jest rozliczona i zamknięta. - Kierowca toyoty został ukarany mandatem w wysokości 500 złotych – informuje Piotr Świstak z Komendy Stołecznej Policji. I dodaje, że w tej sprawie nie toczy się już żadne postępowanie. Tezy o wyścigu nie komentuje.
W wyniku kolizji uszkodzone zostały cztery samochody zaparkowane wzdłuż alei Niepodległości. Jak dodaje Świstak, szkody poniesione przez ich właścicieli powinny zostać pokryte z ubezpieczenia sprawcy kolizji.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr