W poniedziałek przed południem aktywiści z Ruchu Solidarności Klimatycznej weszli do siedziby Prawa i Sprawiedliwości i przez godzinę blokowali biuro, domagając się rozmowy z premierem Mateuszem Morawieckim. Jak sami napisali w komunikacie, "przykleili się i przykuli się kajdankami wewnątrz biura partii rządzącej".
Zdarzenie potwierdziła policja. - Około godziny 10.30 do siedziby partii PiS weszło osiem osób. W trakcie pobytu utrudniali funkcjonowanie biura. Na miejsce wezwano policjantów - przekazał Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
Jak czytamy w informacji prasowej na stronie ruchu, "pomimo wyprowadzenia przez policję, osoby biorące udział w akcji uznają swoje działanie za sukces", bo - jak stwierdzili - "takie działania pozwalają nagłaśniać sprawę oraz obnaża prawdziwe nastawienie rządzących do ludzi, którzy cierpią na obecnym systemie zarządzania spółkami energetycznymi i na tym, że władze nie chcą ułatwiać ludziom produkowania taniej energii".
Jak ustaliliśmy, wszyscy zostali zatrzymani i przewiezieni na komendę.
W środę otrzymaliśmy więcej informacji o sytuacji aktywistów. - W związku ze zdarzeniem przy ulicy Nowogrodzkiej 84/86 w dniu 13 marca zatrzymano osiem osób, którym zostały przedstawione zarzuty karne. Na chwilę obecną te osoby nie są już w dyspozycji policji - przekazał Jakub Pacyniak z Komendy Rejonowej Policji Warszawa III.
"Niewygodny" temat dla polityków
Jak wyjaśniła w rozmowie z reporterką TVN24 Anna Niedziałkowska z Ruchu Solidarności Klimatycznej, do siedziby PiS weszło w sumie 10 osób. - Aktywiści weszli do budynku o 10.30, ale po godzinie zostali usunięci. Weszli tam w akcie pokojowego protestu, aby podjąć dyskusję z członkami partii rządzącej, ale do takiego dialogu nie doszło – powiedziała.
Na początku z budynku zostali usunięci dziennikarze, a następnie policja wyniosła protestujących. Zatrzymani aktywiści zostali przewiezieni na komisariat przy Opaczewskiej. – Zapewniona jest im pomoc prawna – dodała Niedziałkowska.
- Jest to sygnał, że ruch zwraca się do polityków z niewygodnym tematem – stwierdziła. - Podjęcie rozmowy jest dla nich niewygodne. Być może nie czuli się na nią przygotowani. Jest to klasyczne rozwiązanie sytuacji, żeby po prostu wynosić aktywistów, wyprowadzać. Pomimo że jest to pokojowa forma protestu, bez niszczenia mienia czy agresywnych zamiarów – tłumaczyła Anna Niedziałkowska. Jak oceniła, reakcja i siły policyjne były nieadekwatne do sytuacji. - Aktywiści są u nas traktowani jak zagrożenie, a to oni zwracają się przeciwko zagrożeniom – podsumowała.
Wcześniej napisali list do premiera
Dwa i pół tygodnia temu działacze i działaczki Ruchu Solidarności Klimatycznej wystosowali list otwarty do premiera, w którym domagali się "społecznej reprezentacji, obywatelskiego nadzoru i sprawczości w wyznaczaniu celów spółek energetycznych". Ich postulatem jest również podjęcie działań na rzecz rozwijania w każdej gminie spółdzielczości energetycznej. "Rozwój lokalnych spółdzielni mogących angażować ludzi i zapewniać dostęp do rozproszonej zielonej energii był jednym z głównych postulatów odbywającego się pod koniec zeszłego roku panelu obywatelskiego" - napisali w komunikacie aktywiści i aktywistki. Jak przekonują, nie doczekali się odpowiedzi.
Autorka/Autor: kz/dg/b
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Cykowski, Ruch Solidarności Klimatycznej