- Syn powiedział mi, że potrącił sarnę - mówiła w poniedziałek przed sądem matka oskarżonego Jarosława K. Prokuratura przedstawiła inną wersję zdarzeń: 27-latek próbował taranować samochodem przypadkowych ludzi w warszawskiej Wesołej. Jedna z nich została poturbowana.
Szary chrysler voyager stał przed jego domem rodzinnym. Miał rozbitą szybę. On miał powiedzieć jedynie, że "potrącił zwierzynę". Było czuć, jak zeznała matka, że wypił. Później milczał. - Syna odcięło - mówiła przed sądem kobieta. Nie było już z nim kontaktu. Rano też nie powiedział, ani matce, ani żonie, co się wydarzyło. Później, już przesłuchiwany na prokuraturze, mówił tylko "nie pamiętam".
Śledczy w akcie oskarżenia odtworzyli, co się stało. Jarosław K. stanął przed sądem. W poniedziałek odbyła się kolejna rozprawa w tej sprawie.
"Ewidentnie próbował rozjechać całą grupę"
Do zdarzenia doszło we wrześniu ubiegłego roku w Wesołej. Do policjantów zaczęły spływać informacje od mieszkańców dzielnicy o kierowcy chryslera voyagera, który szaleje na ulicach i terenach leśnych.
Zgłaszający, jak opisywała wówczas policja, byli przerażeni. Z ich relacji jednoznacznie wynikało, że kierowca celowo rozpędza samochód do bardzo dużych prędkości, po czym umyślnie wjeżdża w przypadkowe osoby na chodniku, przejściach, uboczu.
Mężczyzna próbował między rozjechać parę piknikującą pod lasem. Na jednej z ulic potrącił kobietę. Jak twierdziła policja, "ewidentnie próbował rozjechać całą grupę, w której znajdowały się też dzieci".
Potrącona kobieta trafiła do szpitala z urazem głowy, kręgosłupa i złamaną nogą. Reszcie osób udawało się odskoczyć, uniknęli obrażeń.
Miał naprawić auto kierownika
Kilka godzin później ten sam samochód z rozbitą przednią szybą zauważyła na podwórku matka oskarżonego. Wcześniej przyprowadził je tam jego kierownik. Jarosław K., z wykształcenia mechanik, miał je naprawić. Rowerem, jak wskazały przesłuchiwane w poniedziałek żona i matka oskarżonego, przyjechał do rodziny.
Za kierownicę, decyzją sądu, wsiadać już nie mógł. Policjanci zatrzymali go wcześniej pod wpływem alkoholu. Sąd zdecydował o zakazie. Mężczyzna był też karany za współudział w bójce.
- Około południa mąż pojechał do rodziców w celu naprawy samochodu swojego kierownika. W międzyczasie dzwoniłam do niego. Około 13-14 był pijany. Mąż zaprzeczał, ale ja się zdenerwowałam, bo wiedziałam, że jak się napije, to samochodu nie zrobi - mówiła przed sądem żona oskarżonego.
Później, jak dodała, dzwonił do niej jeszcze kilka razy, ale już nie odebrała. - Około 19 zadzwoniła teściowa, powiedziała, że samochód kierownika ma rozbita szybę - zeznała kobieta.
Po pracy pojechała na miejsce.
Problem z alkoholem, relacje rodzinne
Czego się dowiedziała? Niewiele. Mąż spał. Matce powiedział, że potracił sarnę. - Chciałam się dowiedzieć, co się stało, ale syn odpłynął, nie było z nim kontaktu - zeznała z kolei matka oskarżonego.
Przed sądem zaznaczyła, że już wcześniej zdarzało mu się na chwile "zawieszać". Działo się tak od 2012 roku, kiedy ucierpiał po kłótni z ojcem. Większość część rozprawy kobieta opisywała relacje rodzinne Jarosława K. ze swoim tatą.
Protokół rozprawy ma być przedstawiony biegłym psychiatrom, którzy będą przesłuchiwani podczas kolejnego posiedzenia sądu.
Zarówno matka jak i żona oskarżonego mówiły w poniedziałek, że Jarosławowi zdarzało się nie pamiętać tego, co się wydarzyło, kiedy był pod wpływem alkohol. Zaznaczały, że "niedużo mu trzeba aby był pijany". Matka mówiła, że syn planował zabieg "wszywki alkoholowej", termin był już ustalony, jednak wcześniej został zatrzymany.
Jeździł bez tablic rejestracyjnych
W poniedziałek na sali pojawili się też mieszkańcy, którzy pomogli policji namierzyć oskarżonego. W kilku zdaniach opisali spotkanie z K. na ulicy. Zeznawali, że miał "szybko ruszać", jechać z "otwartymi bocznymi drzwiami" oraz bez tablic rejestracyjnych.
Grozi mu dożywocie.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński, tvnwarszawa.pl