Teren pogorzeliska, które pozostało po hali przy Marywilskiej 44, jest wygrodzony. Strażacy pozostają na miejscu, doglądają, czy nie pojawiają się pomniejsze zarzewia ognia. Porządku pilnuje policja. Na miejscu pojawili się inspektorzy nadzoru budowalnego.
- Skala strat jest olbrzymia. Wysoka temperatura spowodowała, że stalowa konstrukcja jest powyginana. Żaden z boksów nie ocalał. Nie było również szans na uratowanie towaru. Przed wejściem do bramy stoją zrozpaczeni kupcy - opisywał reporter tvnwarszawa.pl Artur Węgrzynowicz.
"Firma budowana od 20 lat poszła z dymem"
Setki kupców, głównie Wietnamczyków, ale też Polaków czy Ukraińców, zbierają się przed wejściem. Czekają na jakiekolwiek oficjalne informacje dotyczące pomocy dla nich.
Pan Krzysztof, z którym rozmawiał reporter TVN24 Sebastian Napieraj, miał w hali dwa stoiska z butami. - Straciłem w granicach 300 tysięcy złotych. To jest takie minimum - mówił kupiec.
- Chcemy, żeby ktoś przyjechał i się nami zainteresował. My naprawdę nie wiemy, co mamy robić. Czekamy na kogoś z zarządu, na miasto, żeby z nami porozmawiali. Na razie tu nikogo nie ma. Co dalej? Co my mamy robić? My naprawdę nie mamy z czego żyć - rozkłada ręce pan Krzysztof.
Inny kupiec, pan Paweł, z którym rozmawiał Napieraj, prowadził cztery sklepy z elektroniką. Swoje starty ocenił na około pół miliona złotych. - Wszystko poszło z dymem. Komputery, wszystkie dane, firma budowana od 20 lat - mówił.
Mężczyzna zwrócił uwagę, że nikt z biura zarządcy nie pojawił się na miejscu. - Żeby nas ratować jakkolwiek, biuro mogłoby część czynszów, które mamy płacone z góry, zwrócić - zarzucał.
"To jest ogromna rozpacz"
- Dla naszej społeczności był to wielki szok - powiedział Karol Hoang, wiceprezes Stowarzyszenia Przedsiębiorców Wietnamskich w Polsce. Jak wyliczył, straty w pożarze poniosło "grubo ponad tysiąc osób" ze społeczności wietnamskiej.
Hoang zaznaczył, że wiele osób dzwoni i pyta, co mają robić. - To jest ogromna rozpacz, wyrywanie sobie włosów. W ciągu jednej nocy ci ludzie stracili dobytek całego życia. Nie mają środków, aby dalej kontynuować swoją pracę, swoje życie tutaj w Polsce - powiedział.
Czy te osoby były ubezpieczone? - To jest kwestia, którą będziemy badali. Będziemy rozmawiać o pomocy, którą możemy zapewnić naszym krajanom, Polakom wietnamskiego pochodzenia, którzy ucierpieli. Mamy już pewną wizję tej pomocy - powiedział Hoang.
Wojewoda i miasto deklarują pomoc
Informacja o pożarze hali targowej przy Marywilskiej 44 wpłynęła do straży pożarnej w niedzielę o godz. 3.30 nad ranem. Po 11 minutach pierwsze zastępy wozów strażackich pojawiły się na miejscu zdarzenia. Wówczas - jak informowały służby - znaczna część centrum handlowego była już zajęta ogniem.
W niedzielę wojewoda mazowiecki Mariusz Frankowski zapowiedział, że w poniedziałek lub we wtorek podjęte zostaną decyzje na temat dalszych działań. Nie wykluczył uruchomienia środków kryzysowych, by udzielić pomocy materialnej najemcom centrum. - Może to być utrudnione ze względu na to, że najemcy są przedsiębiorcami. Nie ma przewidzianej do tego odpowiedniej procedury, co nie znaczy, że nie może się ona pojawić - zaznaczył Frankowski.
Z kolei rzeczniczka ratusza Monika Beuth przekazała, że od poniedziałku rozpoczną się "spotkania i rozmowy, w jaki sposób miasto może wesprzeć kupców".
Mirbud, właściciel spółki Marywilska 44, zapowiedział, że hala zostanie odbudowana. Poinformował również, że majątek spółki Marywilska 44 był ubezpieczony.
Autorka/Autor: dg/b
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24