Park Miniatur zmienił się w miejsce libacji - alarmuje nasz czytelnik. I wysyła zdjęcia ze zniszczonej wystawy. Przy modelu Pałacu Saskiego leży butelka po piwie, miniaturę Pałacu Kronenberga ktoś pomazał. Inne makiety też wyglądają na zdewastowane.
W Parku Miniatur można było zobaczyć pieczołowicie wykonane makiety znanych, choć często nieistniejących już, warszawskich budynków. Wszystkie modele wykonano w skali 1 do 25. Budowa każdego z nich poprzedzona była analizą dokumentów historycznych - fotografii, rycin czy map. W ten sposób powstały projekty architektoniczne, które komputerowo przetwarzano na trójwymiarowy obraz i wydrukowano w 3D.
Tak stworzono modele: Giełdy Warszawskiej, Gościnnego Dworu, Pałaców: Karasia, Kronenberga, Lubomirskich i Saskiego. Była też Żelazna Brama z Ogrodu Saskiego. Miniatury znajdują się na prywatnej działce w narożniku Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Mimo że teren jest ogrodzony blaszanym płotem, atrakcja jest regularnie dewastowana.
O sprawie poinformował nas nasz czytelnik, który przechodził tamtędy w sobotę po południu. Wizytę zrelacjonował tak: - Park Miniatur, zmienił się w miejsce libacji. Część ogrodzenia leżała na ziemi, więc każdy mógł tam wejść. Makiety są poniszczone i walają się po nich butelki po piwie. Niektóre miniatury są pomazane bazgrołami. Teren zarósł wysoką trawą. Żal patrzeć, co dzieje się z tymi modelami.
W niedzielę na miejscu był reporter i nie było lepiej.
Na naprawę potrzeba 100 tysięcy złotych
Rafał Kunach, jeden z założycieli Parku Miniatur mówi nam, że formalnie jest on zamknięty od wielu miesięcy. - W okresie pandemii otworzyliśmy się, jak tylko było to możliwe, jednak nie było dużego zainteresowania turystów, więc zdecydowaliśmy o zamknięciu - zaznacza na wstępie. O zniszczeniach wie. - Teren był ogrodzony. Po wichurze, jaką mieliśmy w Warszawie kilka dni temu, ogrodzenie prawdopodobnie się przewróciło - mówi.
Co było później, widzimy na zdjęciach. - To nie jest pierwsza sytuacja, kiedy miniatury zostały zniszczone. Obok znajduje się skatepark, do Parku Miniatur wielokrotnie przychodziła młodzież, by nielegalnie pić alkohol. Mieliśmy już sytuację, gdzie ktoś na miniaturach malował gwiazdę Dawida - opowiada.
Nie najlepsze wrażenie robi też blaszany płot z banerami, częściowo pozrywanymi. Według naszego rozmówcy pierwotnie była to część ekspozycji. - Ale już po kilku dniach zdjęcia zostały wysprejowane - zauważa.
Wyjście z trudnej sytuacji właściciele fundacji widzieli w zamontowaniu monitoringu, jednak - jak twierdzi - nie uzyskali zgody ratusza na podłączenie prądu. - Wielokrotnie zawiadamialiśmy policję. Kiedyś ktoś rzucił przez ogrodzenie czymś na kształt kija baseballowego, zniszczył Żelazną Bramę. Nikogo w sprawie nie zatrzymano. Prosiliśmy też o pomoc straż miejską - rozkłada ręce Kunach.
Na pytanie, co dalej odpowiada, "nie wiem". - Miasto nie ma dla nas miejsca - przy wszystkich pustostanach, które posiada - od 2014 roku, nie może znaleźć dla nas lokalizacji. Zastanawiamy się, co zrobić. Eksponaty musimy spakować. Odbudowa tych zniszczonych może kosztować nawet sto tysięcy złotych. Miniatur nie można ubezpieczyć, bo nikt nie jest w stanie ich wycenić. Kto za to teraz zapłaci? - zastanawia się nasz rozmówca.
Od początku mają problem z siedzibą
Pierwsza miniatura - Pałac Saski, prezentowana była w 2014 roku, w gablocie za Grobem Nieznanego Żołnierza.
Następnie siedziba mieściła się w centrum Warszawy w dawnym Domu Bankowym Wilhelma Landaua przy Senatorskiej. Modele można było oglądać od 2015 roku. Miasto jednak wypowiedziało fundacji umowę, argumentując to zaległościami w opłatach. Później park działał w ogrodzie Centralnej Biblioteki Rolniczej przy Krakowskim Przedmieściu, aż wreszcie trafił w okolice Pałacu Kultury i Nauki, obok wejścia do stacji metra Świętokrzyska.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński, tvnwarszawa.pl