Gdy zaczyna się ściganie, jesteśmy już po pracy – mówi z rozbrajającą szczerością policjant. Dwa razy w tygodniu na ulicach stolicy odbywają się nocne wyścigi, w których biorą udział setki osób. Warszawska drogówka nie ma na razie pomysłu, jak sobie z tym problemem poradzić. Co ciekawe, sposób znaleźli w Poznaniu. Po kilku tygodniach pracy operacyjnej i dzięki współpracy z prokuraturą nocne wyścigi przestały się odbywać.
Jak wygląda organizacja tzw. nielegalnych wyścigów w stolicy, opisaliśmy w lipcu. Po naszej publikacji członkowie grupy Warsaw Night Racing zmienili aplikację do informowania o miejscach i zasadach wyścigów, na krótko przestał też działać sklep internetowy grupy.
Same imprezy odbywają się jednak według stałych zasad: "palenie gumy", drifty plus wyścigi na prostej. Bez zmian pozostały także miejsca spotkań: parkingi centrów handlowych, ronda czy ulica Wirażowa przy terminalu cargo lub jezdnia serwisowa trasy S8 w Sękocinie Starym – stałe miejsca wyścigów na prostej.
Duże wydarzenia odbywają się w soboty. Ale oprócz nich są także „czwartkowe ćwiartki” - to określenie spotkań, o których WNR nie informuje w mediach społecznościowych. Wie o nich tylko wąskie grono zaufanych osób, z drogimi samochodami o potężnych silnikach. Filmy z tych spotkań nie są pokazywane publicznie – w przeciwieństwie do tych sobotnich.
Dotarliśmy do policjantów z grupy Speed - specjalistycznej ekipy funkcjonariuszy dysponującej m.in. nieoznakowanymi radiowozami z wideorejestratorami oraz motocyklami - którzy przyznają, że problem nocnego ścigania jest coraz większy, podobnie jak… bezradność policji.
Problemów jest kilka. Pierwszy z brzegu:
Policjanci kończą służbę zanim na ulicach rozpocznie się ściganie
Stała godzina czwartkowego zlotu to 22.30. – Policjanci z grupy Speed pracują od 10 do 22. Gdy zaczyna się ściganie, policjanci są już po pracy – mówi z rozbrajającą szczerością policjant warszawskiej drogówki.
Co prawda obowiązki policjantów z grupy Speed przejmują wówczas inni funkcjonariusze, jednak według naszych rozmówców, po prostu brakuje im czasu na zajmowanie się nielegalnymi wyścigami. – Wysyłani są do rozliczania kolizji, potrąceń czy innych wypadków – mówią zgodnie funkcjonariusze.
W soboty spotkanie WNR-u rozpoczyna się o 20 na parkingu centrum handlowego. Organizatorzy przypominają uczestnikom aby w miejscu startu imprezy „nie palić gumy”. Na to przyjdzie czas ok 22. Policjanci z grupy Speed w weekedny pracują od 12 do północy.
– Przed zakończeniem służby musimy rozliczyć nasze wcześniejsze interwencje, w zależności od ich charakteru albo w wydziale przy Waliców albo przy Karolkowej, gdzie mamy parking i kończymy pracę. Realnie niektóre załogi zjeżdżają przed 23 – opowiada nasz rozmówca.
Oznacza to, że gdy uczestnicy sobotniego zlotu przygotowują się do wyścigów, policjanci z grupy Speed właśnie zjeżdżają z miasta na tzw. rozliczenie i zakończenie służby.
Stołeczny Wydział Ruchu Drogowego składa się z ośmiu sekcji, w sumie ok. 500 osób. Z każdej z tych sekcji wydzieleni są policjanci tworzący grupę Speed.
Mają do dyspozycji siedem nieoznakowanych samochodów z kamerami plus osiem oznakowanych – wylicza nasz rozmówca, pracujący w grupie Speed od początku jej utworzenia pod koniec 2018 roku. – W praktyce, ze względu na braki kadrowe lub sposób organizacji pracy, są dni kiedy na miasto wyjeżdża czasem pięć załóg Speed – dodaje.
Warszawska policja dzieli się na komendy rejonowe, które obszarem obejmują po kilka dzielnic. Na przykład policjanci z KRP 7 patrolują Pragę Południe, Wawer, Rembertów i Wesołą, a ich koleżanki i koledzy z KRP 2 Mokotów, Ursynów i Wilanów. – Jeśli na odprawie zostaniemy przydzieleni na obszar KRP 7, wówczas jednym nieoznakowanym radiowozem z wideorejestratorem patrolujemy ulice kilku dzielnic. Trudno na tak dużym obszarze mówić o zapewnieniu bezpieczeństwa na drogach – wyjaśnia policjant z grupy Speed.
Jak to się robi w Warszawie. Duża akcja, małe mandaty
Nawet kiedy stołeczni drogowcy podejmą jakąś próbę walki z nocnymi wyścigami, efekty są dalekie od satysfakcjonujących. W lutym 2023 r. KSP poinformowała o dużej akcji wymierzonej właśnie w uczestników nielegalnych wyścigów. Funkcjonariusze wykorzystali w niej policyjny śmigłowiec oraz psa wyspecjalizowanego w wykrywaniu narkotyków. Policjanci zatrzymali siedem uprawnień za przekroczenie prędkości oraz 25 dowodów rejestracyjnych. Zabezpieczyli także narkotyki. – W ciągu zaledwie kilku godzin skontrolowaliśmy ponad 540 kierujących, nałożono 579 mandatów na kwotę ponad 60 tysięcy złotych – przekazał nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik Komendanta Stołecznego Policji.
Z tych informacji wynika, że w przybliżeniu średnia kwota za mandat to około 100 złotych. Jak to możliwe? Tłumaczy policjant uczestniczący w akcji, z obawy przed konsekwencjami zawodowymi nie ujawniamy jego personaliów. – Na odprawie usłyszeliśmy, że mamy wykazać się jak największą liczbą podjętych interwencji – opisuje funkcjonariusz. – O ile mandaty za przekroczenie prędkości wypisywaliśmy po kilka tysięcy złotych, o tyle uczestniczący w akcji policjanci z innych wydziałów, wystawiali mandaty po kilkadziesiąt złotych m.in. za parkowanie, brak zapiętych pasów pasażera czy brak trójkąta – mówi policjant. – Tak niskie kwoty bardziej powodowały rozbawienie wśród uczestników zlotu, niż strach przed łamaniem przepisów – relacjonuje.
Statystyka ważniejsza od skuteczności
Dlaczego policjanci dysponując nowym taryfikatorem pozwalającym wystawiać mandaty na kwotę kilku tysięcy złotych decydowali się wypisywać raczej symboliczne kwoty? – Niestety w policji nadal najważniejsza jest statystyka. Na drugi plan schodzi jakość pracy – mówi nam policjant z długim stażem służby na ulicach.
Dalej opisuje jak działa ten mechanizm. – Możemy w czasie służby ukarać 10 kierowców za drastyczne przekroczenie prędkości. Wystawimy mandaty na kwotę 25 tys. zł i zatrzymamy im prawa jazdy. To znacznie wydłuża czas interwencji, powoduje także więcej pracy przy rozliczaniu służby na koniec dnia, ale mamy pewność, że konsekwencje ponoszą najbardziej niebezpieczni kierowcy – mówi policjant. - Druga załoga w tym samym czasie podejmie 40 interwencji zakończonych mandatami np.: od 50 do 100 zł. Kierujący praktycznie zawsze przyjmują tak niskie kwoty. Dla nas jest mniej „papierologii” i to tak działający policjanci w oczach przełożonych są promowani – opowiada dalej nasz rozmówca.
Policjanci przyznają, że drobne wykroczenia drogowe także potrafią być uciążliwe dla mieszkańców jednak, jak zauważają, w przypadku nielegalnych wyścigów ten sposób działania jest zwyczajnie nieskuteczny i w żaden sposób nie odstrasza ich uczestników.
Blokują radiowozy, szybko się przemieszczają
Nocne wyścigi organizowane są według utartego schematu i od wielu lat. Najpierw spotkanie na parkingu centrum handlowego, później przejazd w miejsce „palenia gumy” i jazdy „na kreskę”. Organizatorzy poprzez aplikację dokładnie instruują, gdzie należy parkować, gdzie „driftować”, czy w jaki sposób zawracać po wyścigu.
Policjanci, zarówno oficjalnie jak i w rozmowach nieoficjalnych, przyznają, że dokładnie wiedzą jak działają i zachowują się uczestnicy nielegalnych wyścigów. – W soboty na odprawie otrzymujemy informację, gdzie będzie początek. Niestety, gdzie się przemieszczają, tego już nie wiemy. Interweniujemy tylko wtedy, gdy niebezpiecznie jeżdżące samochody zgłoszą mieszkańcy – mówi policjant z grupy Speed.
Nie jest więc tak, że stołeczna drogówka w ogóle nie reaguje na cotygodniowe nielegalne nocne wyścigi na mieście. Reaguje, ale, jak przyznają sami policjanci, to zabawa w kotka i myszkę. – Jedziemy na miejsce zgłoszenia. Zanim się przeciśniemy, kierowcy, którzy chwilę wcześniej się ścigali, zdążą już odjechać na kolejną lokalizację – tłumaczy nam policjant. Przez taką interwencję część miasta pozostaje nieobstawiona przez drogówkę.
Sytuacja powtarza się w każdą sobotę wieczorem. – Jesteśmy już tym zmęczeni. Niezależnie, ile załóg pojawi się na zlocie, ile zabierzemy praw jazdy, dowodów rejestracyjnych, za tydzień znowu będzie to samo. Boli nas bezkarność organizatorów i kompletna obojętność naszych przełożonych – mówią zgodnie nasi rozmówcy.
Obstawiają trasy dojazdowe, wzmacniają patrole
Taki przebieg policyjnych interwencji wobec nielegalnych wyścigów potwierdził nam w obszernej odpowiedzi na nasze pytania nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik KSP.
- Pojawienie się policji powoduje przemieszczanie się osób w inne miejsca, dlatego nasze działania skupiają się przede wszystkim na zabezpieczeniu tras przejazdu pojazdów, bo wbrew powszechnej opinii nie możemy mówić o wyścigach na terenie parkingów, gdzie jest to praktycznie niemożliwe ze względu na ograniczenia terenu – napisał Marczak.
W przesłanych do policji pytaniach poprosiliśmy także o informację, o działaniach służb w sobotę 8 lipca, czyli wtedy, kiedy uczestniczyliśmy w wydarzeniu organizowanym przez WNR. – W godzinach wieczorowo-nocnych policjanci z grupy SPEED skontrolowali 115 kierowców, 109 zostało ukaranych mandatami za przekroczenie prędkości, 5 (w tym 2 motocyklistów) straciło uprawnienia do kierowania pojazdem – poinformował nadkom. Marczak.
Nie otrzymaliśmy natomiast odpowiedzi na pytanie, jakie czynności policja podjęła wobec organizatorów wyścigów. A tu chyba leży klucz do rozwiązania problemu. Klucz ten znaleźli policjanci z Wielkopolski.
Tygodnie pracy, zarzuty za nielegalne zgromadzenie
Kilka dni po tym, jak byliśmy świadkami nielegalnych wyścigów na ulicach Warszawy, policjanci z Wielkopolski, 12 lipca, poinformowali o działaniach wobec organizatorów zlotu w Komornikach pod Poznaniem.
Łącznie zarzuty zorganizowania imprezy masowej bez zezwolenia usłyszało dziewięć osób. Grozi im za to nawet do ośmiu lat więzienia.
Według funkcjonariuszy organizatorzy „dopuszczali do takich zachowań, które wprost zagrażały bezpieczeństwu uczestników”. Były to między innymi uliczne wyścigi oraz drifting.
– Działania rozpoznawcze policjantów operacyjnych oraz zbieranie materiałów dowodowych trwały kilka tygodni – przyznaje młodszy inspektor Andrzej Borowiak, oficer prasowy wielkopolskiej policji. – Ustalono między innymi, że organizatorzy takich zlotów działali w sposób zaplanowany, świadomy i nakierowany na łamanie przepisów o imprezach masowych – dodaje.
Efekt? – Po realizacji sprawy podobne w skali zloty samochodowe nie zostały zorganizowane – podsumowuje Borowiak.
Brak przepisów zabraniających wyścigów
W Kodeksie karnym oraz w Kodeksie wykroczeń pojęcie „nielegalnych wyścigów” nie występuje. – Możemy tylko interweniować w sytuacjach gdy dochodzi do przekraczania prędkości lub stwarzania innych niebezpiecznych sytuacji na drodze publicznej – wyjaśniają mundurowi. To między innymi dlatego organizatorzy zlotu w Komornikach usłyszeli zarzuty nie odnoszące się wprost do „nielegalnych wyścigów” a za zorganizowanie imprezy masowej bez zezwolenia.
Komenda Główna Policji nie ma szczegółowych, wykraczających poza obszar tradycyjnej kontroli drogowej wytycznych, jak przeciwdziałać nocnym wyścigom i trudno na razie powiedzieć, czy rozwiązanie zastosowane przez komendę z Wielkopolski posłuży za wzór. - Funkcjonariusze starają się każdorazowo interweniować w miejscach, gdzie może dochodzić do ich organizacji. Drifty i wyścigi na publicznych drogach stanowią ogromne zagrożenie bezpieczeństwa nie tylko dla uczestników takich wydarzeń, ale również dla osób postronnych – napisał insp. Mariusz Ciarka, rzecznik KGP.
- Na sportową jazdę samochodem w otwartym ruchu ulicznym nie ma miejsca, dlatego funkcjonariusze zapowiadają zwiększoną liczbę podobnych działań (…). „Wyścigi” w mieście niosą ze sobą poważne ryzyko tragicznych zdarzeń i śmiertelne niebezpieczeństwo – kończy rzecznik KGP.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz/tvnwarszawa.pl