Na białołęckim Szamocinie najkrótsza droga do szkoły i sklepów jest wąska, ciemna i pozbawiona chodników. Mieszkańcy boją się o swoje bezpieczeństwo i domagają zmian. Walczą o to od lat.
Szamocin to północna część Białołęki, tuż przy granicy z gminą Nieporęt. To także nazwa ulicy - malowniczej, wąskiej, zielonej. Choć nie wygląda, to znajduje się w granicach Warszawy. I przysparza mieszkańcom sporo problemów.
- Mamy problem z dostaniem się do szkoły, przychodni, sklepów, stacji PKP i komunikacji miejskiej - opisuje sytuację Dorota Czajkowska, która wraz z innymi mieszkańcami zabiega o budowę chodnika i oświetlenia wzdłuż ulicy Szamocin i Wałuszewskiej. - Walczymy o ten chodnik, bo jesteśmy odcięci od Warszawy. To jest niby Warszawa, ale czujemy się jak na zamierzchłej wsi. Płacimy tu podatki i chcemy mieszkać jak inni mieszkańcy naszego miasta - mówi.
Przy dwóch wymienionych ulicach brakuje chodnika, ścieżki rowerowej, oświetlenia, a jezdnia jest wąska - około pięciu metrów. Nawet jadące z naprzeciwka auta mijają się z trudem. Gdy spadnie deszcz, miękkie pobocze zmienia się w błoto. Brakuje też przejść dla pieszych.
- Jeśli rano pojawia się tam ruch kołowy, a jednocześnie idą tamtędy piesi, to może być niebezpiecznie, zarówno dla jednych, jak i dla drugich. Tam piesi nie mają wyboru, muszą poruszać się asfaltem - potwierdza reporter tvnwarszawa.pl, który był na miejscu.
"Prędzej czy później dojdzie do jakiegoś wypadku"
- Bez samochodu tutaj nie możemy się nigdzie ruszyć. Mamy dzieci, które chodzą do przedszkola, szkoły i na studia. Moje dziecko ulicą Wałuszewską jeździ do szkoły rowerem. Teraz mówi, że boi się wracać po zmroku, bo jest tam zbyt niebezpiecznie. Zabiera się więc ze mną, kiedy wyjeżdżam do pracy o 6.45 i zmuszone jest czekać w szkole ponad godzinę do pierwszego dzwonka. Po zajęciach znowu czeka, by zabrał go do domu tata - opowiada pani Dorota. - Graniczy z cudem, by iść po zmroku ulicami Wałuszewską i Szamocin i ujść życiem. Tam co chwilę coś się dzieje - zauważa.
Białołęcki radny Filip Pelc (niezrzeszony), zauważa, że alternatywnej trasy w okolicy nie ma. - Zdarza się, że samochód potrąci dziecko lusterkiem. Tam prędzej czy później dojdzie do jakiegoś wypadku - obawia się Pelc. Ponieważ mieszkańców przybywa, a jednym bezpiecznym środkiem transportu jest własne auto, ruch samochodowy jest coraz większy. Co naturalnie jeszcze bardziej pogarsza sytuację pieszych i rowerzystów.
- To jest skrót dla wielu kierowców, by przejechać z Płochocińskiej do Modlińskiej i dalej do mostu Północnego. Samochodów przybywa - twierdzi nasza rozmówczyni. A będzie gorzej. - Obok nas ma powstać 200 szeregowców - dodaje Czajkowska.
Spotkali się z drogowcami, nic nie wskórali
Pani Dorota od pół roku jest zaangażowania - w jak to określa - "próbę wyproszenia normalności w mieście stołecznym Warszawa". Ale inni mieszkańcy walczą od 2015 roku. Pukali do drzwi burmistrza i radnych. Usłyszeli, że droga jest w gestii Zarządu Dróg Miejskich.
Mieszkańcom udało się umówić spotkanie online z drogowcami. Wcześniej przedstawili petycję, pod którą podpisało się ponad 200 osób. Poparły ją dyrektorki okolicznych szkół podstawowych - numer 110 i 31.
Wiele nie zdziałali. Jak relacjonuje pani Dorota, mieszkańcy czekają na informację od urzędu, dotyczącą wnioskowania o pieniądze na inwestycje w ratuszu. - Czujemy, że to nie jest priorytet dla ZDM. Wystosowaliśmy pismo, żeby wystąpić o wprowadzenie budowy chodnika do Wieloletniej Prognozy Finansowej - dodaje radny Pelc.
Pojawiła się jeszcze kwestia autobusu. - Urząd powiedział, że zapewni nam autobus z ulicy Wilkowieckiej, który będzie jechał do ulicy Płochocińskiej. Ale my prosiliśmy o autobus w stronę ulicy Modlińskiej i PKP Płudy. Czyli oferują autobus, w przeciwną stronę i z ulicy która jest półtora kilometra od nas – relacjonuje mieszkanka.
Przy drodze tereny leśne, "w dużej mierze prywatne"
My też pytamy o sprawę w Zarządzie Dróg Miejskich. Z odpowiedzi rzecznika drogowców wynika, że na szybką poprawę sytuacji raczej nie ma szans.
Dowiedzieliśmy się, że petycja mieszkańców w tej sprawie wpłynęła do ZDM. "Pas drogowy na większej długości ulicy Wałuszewskiej i na fragmentach ulicy Szamocin kończy się tam, gdzie kończy się jezdnia. Dalej to są tereny leśne, w dużej mierze prywatne" - przekazuje Jakub Dybalski, rzecznik prasowy ZDM.
"Ewentualna budowa chodnika wymagałaby więc zapewne decyzji ZRID (zezwolenie na realizację inwestycji drogowej), która pozwoliłaby na pozyskanie terenu. Na 99 procent nie byłaby realizowana przez ZDM, bo te drogi należałoby w takim wypadku po prostu zbudować od nowa" – wyjaśnia Dybalski.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter/tvnwarszawa.pl