"Szpiegowo" zostało przejęte w marcu, teraz czas na jego remont. Wszystko wskazuje na to, że kaskadowych bloków w Warszawie, przejętych od rosyjskiej ambasady burzyć nie trzeba będzie. Inwentaryzacja wykazała jednak w budynkach duże braki. Jest pomysł na pokrycie chociaż części kosztownego remontu. Materiał programu "Polska i Świat".
10 miesięcy temu ratusz odzyskał od rosyjskiej ambasady bloki, które przez lata warszawiacy nazywali "Szpiegowem" - Było oczywiste, że Rosjanie muszą coś kombinować. Jeżeli się zamykają, a tam nie można było wejść inaczej jak z paszportem lub specjalną przepustką. Stąd najprościej można to było określić: że są to szpiedzy, którzy knują - tłumaczy Janusz Owsiany, varsavianista.
Rosjanie kombinowali, jak mogli, by nie oddać nieruchomości. Choć budynki opuścili w 1989 roku ubiegłego wieku, to do ubiegłego roku były przed Polakami zamknięte na cztery spusty. - Na pewno stopień zniszczenia jest ostateczny - ocenia stan budynków Tomasz Bratek, wiceprezydent Warszawy.
"Był szabrowany na żywca"
Po przejęciu rozpoczęła się żmudna inwentaryzacja, sprawdzanie metr po metrze tego, co zostało z dawnej świetności. - Wszystkie elementy żelazne, które można było zbyć lub sprzedać, zostały wycięte. Tam nie ma żadnych elementów żelaznych. Nie ma rur, barierek, nie ma nawet ram okiennych. które były żelazne - opisuje Bratek. W piwnicy przed złodziejami zachował się jeden kaloryfer.
- Obiekt był szabrowany na żywca. Wycinano kable pod napięciem po to, żeby sprzedać to na miedź. Wywożono rozmaite elementy, łącznie z resztą butelek z restauracji, która tam funkcjonowała. Wszystko to trwało do ostatnich dni - dodaje Owsiany.
Prace przy inwentaryzacji "Szpiegowa" to była droga przez mękę. Nigdzie nie było śladu oryginalnej dokumentacji projektowej. Ratusz skontaktował się z Januszem Nowakiem, jednym ze współautorów budynku, który obiecał podzielić się swoimi prywatnym zapiskami z czasów budowy. To może rzucić nowe światło na konstrukcję "Szpiegowa".
Marek Słodkowski z URBEX POLSKA jako jeden z nielicznych wszedł do bloków przy Sobieskiego 100, gdy teren był jeszcze zajmowany przez Rosjan. - Opuszczenie tego budynku spowodowało po prostu, że niektóre pomieszczenia są naprawdę w opłakanym stanie, a inne, gdzie na przykład szyba w oknie nie była wybita, można powiedzieć, że są w dobrym stanie. Tutaj natura wyrządziła największe szkody, ale też na pewno ludzie - ocenia Słodkowski.
Partnerstwo publiczno-prywatne
Bloki są wpisane do gminnej ewidencji zabytków, dlatego wszystkie ewentualne prace trzeba uzgadniać z konserwatorem. Stołeczny ratusz szacuje, że remont pochłonie majątek. Tomasz Bratek mówi o sumie ponad 100 milionów. To kwota zaporowa, dlatego pojawił się pomysł na partnerstwo publiczno-prywatne. Część ze 100 mieszkań zostałaby w rękach ratusza, część otrzymałby deweloper, który podjąłby się remontu. - Myślę, że jest to dobry pomysł. Dlatego że nieruchomość przy Sobieskiego 100 ma duży potencjał. Ten potencjał, w którym de facto jest nie tylko kompleks budynków, ale i potężny teren - wskazuje Bratek.
To właśnie teren podobno przyciąga deweloperów jak magnes. - Do zainwestowania w mieszkania w Warszawie w ostatnich latach było dużo chętnych. Pytanie jest, jak szybko można to zrobić, szczególnie w partnerstwie publiczno-prywatnym, które w Polsce nie jest zbyt często stosowaną procedurą - komentuje Radosław Gajda, architekt i krytyk architektury.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24